Gdy przewodniczącym jury w konkursie fotografii prasowej jest fotograf, który zdobył uznanie fotografując wojnę, a dokładnie niesioną na rekach tłumów dwójką martwych dzieci – to wynik tegorocznego Pressa wydaje się oczywisty.
Nakładając na to sytuację i wydarzenia w Ukrainie, nie było wątpliwości, że ta tematyka wygra i zdominuje konkurs. Zwłaszcza w Polsce, bo zawodowym zawodowcom i zawodowym amatorom fotografii prasowej było po prostu blisko na te “wojnę”. A że wojna od zarania dziejów jest atrakcyjna wizualnie (już pierwotni malowali na ścianach nie sceny z życia rodziny, ale polowanie-zabijanie), tak więc mamy gotowy przepis na tegoroczne nagrody prasowe.
Czy odkryłem Amerykę tym wywodem?
Guzik prawda.
Ten schemat w konkursach fotografii prasowej przewija się od ich powstania. W sumie czy może być inaczej? No raczej nie, bo te konkursy rządzą się prawami prasy. Newsem. Bólem. Cierpieniem. Krwią. Dramatem.
Ktoś to fotografuje.
Dostaje nagrodę.
Zarobi trochę na zdjęciu (lub zazwyczaj straci na kosztach).
I koniec.
I tyle.
A co nam, widzom, czytelnikom zostaje z tego?
Jakiś ułamek procenta z tych wybieranych zdjęć przejdzie do historii ludzkości. Ze zrobionych 1 mln, zapamiętamy na wieki jedno, może dwa.
Czy warto?
Chyba niestety warto chociaż….
Teorie głoszone i wciskane mi od lat, że dzięki tym zdjęciom, ja żyjący w ciepełku spokoju, mogę wreszcie zobaczyć jak cierpią inni – od lat mnie zadziwiają. Im więcej mózgu pokazuje fotograf na ciele swojej ofiary, im bardziej uda mu się wcisnąć obiektyw szerokokątny w twarz płaczącej matki, o tyle więcej takich frazesów o uświadamianiu mnie i społeczności świata słyszę.
Tym razem zostałem uświadomiony poprzez zwycięskie zdjęcie młodego chłopaka, któremu mózg eksplodował pod hełmem trafionym przez snajpera. Jeden z fotografów “miał to szczęście” i tam był.
Czy dobrze, że nadusił? Pewnie tak, bo po to tam pojechał. Czy powinien wygrać w jakimkolwiek konkursie zdjęciem trupa z mózgiem na własnej piersi?
Uważam, że nie.
Gdyby porównać to do najsłynniejszych zdjęć ukazujących śmierć, te najintymniejszą rzecz, która nas wszystkich spotka, to uznać by można, że jest ono i tak wyważone. Bo tematem stał się klęczący nad nim druh niż sam trup. A jednak… jestem zagorzałym przeciwnikiem nagradzania tego typu zdjęć. Mam to w ilościach setek Gb codziennie w każdym serwisie inforamcyjnym. Life. Przekaz life z codziennego mordowania się ludzi.
Za co tu nagradzać? Że kula wystrzelona przez snajpera zabiła człowieka właśnie tam, gdzie był fotograf?
Na jednym z portali, w komentarzach pod zdjęciem znalazłem taki oto wpis:
“Połowa nagrody za to zdjęcie należy się snajperowi”
Strasznie, brutalne i chamskie, prawda?! Pomyślicie tak od razu. Ja też tak pomyślałem. Coś mnie jednak uwiera przy tak postawionej sprawie.
Oburza mnie wynik GPP 2014.
Tak samo jak podobne wyniki epatujące tylko i wyłącznie ludzkim ciałem zmasakrowanym przez inne ludzkie ciało. Pstryk. Mam. Chwała mi. Mam nagrodę. I tak sobie myślę, tak się zastanawiam, jak na ulicy spotykałby ktoś przewodniczącego jury GPP2014 Hansena i autora nagrodzonej fotki jak idą razem i składa im gratulacje tej treści:
Gratuluję! Wspaniałe te Wasze zdjęcia martwych, zabitych ludzi. Doskonała robota. Świetna nagroda fotograficzna. Naprawdę kawał dobrej roboty!
Oba zdjęcia spełniają wszystkie wymagane przez tego typu konkursy wymogi. W 100%. Są straszne. Przerażające. Epatują ludzkim ciałem i zwłokami. Są zrobione w istotnych elementach jakiejś kolejnej wojny na świecie. Idealna fotografia prasowa… czyżby?
Zostawiam pierwszą nagrodę na Grand Death Photo na rzecz fotografii, która bardziej do mnie przemawia – ludzie, życie codzienne. Bo to jest dopiero sztuka fotograficzna pokazać ciekawie, głęboko codzienność. Prozę życia.
Muszę przyznać, że tegoroczne wyniki są rozczarowujące ogólnie. Jednak 2-3 materiały robione nie na konkurs Death Photo są naprawdę dobre.
Adrian Wykrota już jakiś czas temu urzekł mnie tym materiałem o weselach i choć wyłapał wyłącznie i jedynie margines ślubów w Polsce (zupełnie niepotrzebnie media robią wokół tego niby-polski-standard!), i ubrał to w ogólniki – to sama wymowa jest świetna. Ja akurat od 15 lat chodzę dziwnym trafem na zupełnie inne wesela, a materiał Adriana odbieram na tej samej zasadzie, na której lat temu 5 czy 8 pokazywano Polskę w mediach na zachodzie przez pryzmat “chłopa z dyszlem”. To jest fragment jedynie prawdy, ale doskonale pokazany i prawdziwy. Niemniej… śmieszy mnie opis, że tak jest w Polsce i nie inaczej.. :)
No i najlepszy w konkursie materiał Piotra Bławickiego – pogrzeb polskiego komandosa. Doskonała, klimatyczna i prawdziwa do bólu praca. Świetne wyczucie delikatności sytuacji. Ładnie ułożone. Naprawdę na takie “pokazanie śmierci” warto popatrzeć.
Polesie Mateusza Baja mnie nie przekonuje pomimo, że dostał już kilka nagród. Temat ograny na kilka sposobów i trzeba znaleźć inną drogę mam wrażenie do Polesia obecnie. Mój ulubieniec Tomasz Gudzowaty nie zachwycił mnie tym razem materiałem o tubylcach z Vanuatu. Przyzwyczajonym do uderzenia po estetycznych wyżynach, trochę odbieram te pracę jak dobre zdjęcia turysty.
Nie wspomnieć o Kacprze Kowalskim i jego Toxic Beauty, to jak nie wyjrzeć za okno. Ja wprawdzie z mojego 4 piętra wiedzę jedynie pionowo w dół trawnik sąsiada, ale przyznam, że jego grill przypomina trochę wulkan wygasły :) Kacper – gratulowałem już wielokrotnie. Zaczynam się martwić, co będzie za rok ?
No pewnie Gudzowaty zostałby dla mnie trochę w nie najlepszej pamięci, gdyby nie dołożony do puli reportaż z Filipin. Klasyka klasyczna do klasycznego bólu. Niemniej, zawsze warto takie zdjęcia oglądać, jeśli nie dla kadrów, to chociaż dla plastyki obrazu jaką dopracowuje Tomasz.
No i oczywiście “moja ulubiona kategoria” na wszystkich konkursach FOTOGRAFICZNYCH (!) – fotokast. Nie lubię tego. Im więcej oglądam, tym bardziej się przekonuję, że to jest droga donikąd. W ujęciu fotograficznym naturalnie. Może to też kwestia czysto techniczna. Jeśli ma to być coś dobrego, to trzeba zaprząc do pracy: reżysera, scenarzystę, montażystę i dźwiękowca :)
Albo rybki, albo akwarium. Filmujesz, rób filmy! Fotografujesz, rób zdjęcia! Naturalnie bardzo gratuluje chłopakom z Testigo nagrody za materiał, który od pokazu w Sopocie budzi moje olbrzymie wątpliwości. Jeśli Pawle nadal nie wiesz co wolisz robić (takie zastrzeżenie zrobiłeś na pokazie w Zoppot) i jeśli cenisz jury tegorocznego GPP, już wiesz. Rób filmy. Oni to kupili.
Zdjęć pojedynczych poza tym grand prix nie opisuje, dla mnie nie istnieją one zupełnie w tym konkursie. Są słabe, przewidywalne i mało ambitne. Ujął mnie zmysłem i refleksem jedynie Jacek Świerczyński i jego Grabarka. Jedno zdjęcie – milion słów. Wszystko w temacie. Widziałem w kilka materiałów z Grabarki, jak każdy z Was. On zamknął to jednym kadrem. Prostym do bólu. Skutecznym do krwi i bolesnym jak otarcia na kolanach – kto kiedyś szedł na kolanach ten wie…!
Odnoszę wrażenie, że poziom świadomych swojego fachu fotografów jest coraz mniejszy. Reportaże są powierzchowne, nieprzemyślane, ale przede wszystkim słabe fotograficznie. Jakby ilość pomysłów i ambitnego podejścia (kreatywnego) do kadrów, kompozycji był odwrotnie proporcjonalny do ilości szkół fotograficznych w Polsce, kursów, warsztatów i spotkań z “mistrzami” tak ostatnio popularnymi.
Jest źle.
Będzie gorzej.
Wojna to woda na młyn”press”.
Niemożliwym jest, być obojętnym wobec wojny.
A w kwestii”press” – “Tomorrow Never Dies” – ten film wszystko tłumaczy a widzieli go chyba wszyscy na śwecie…