“Moi Drodzy po co kłótnie,
Po co Wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie”
– Na straganie, Jan Brzechwa
Gdy w roku 1955 ruszała wystawa w nowojorskim MoMA “The Family of Man”, która stałą się pochwałą życia, ludzi, a przede wszystkim fotografii jako medium; twórcy z Edwardem Steichenem na czele nie zdawali sobie sprawy jaką pracę będą musieli wykonać. Dwa lata wcześniej gdy obmyślano założenia wystawy i proszono fotografów o udział i nadsyłanie zdjęć, nikt nie zdawał sobie sprawy, że przez te dwa lata do organizatorów spłynie ponad 2 mln zdjęć. Liczbę te zredukowano wstępnie do 10 tys. fotografii, by ostatecznie wybrać 503 zdjęcia pochodzące z 68 krajów, których autorami było łącznie 273 fotografów.
Robi wrażenie?
Żadnego. Dzisiaj na samym fejsbogu wrzucacie moi drodzy fotografowie 350 mln zdjęć dziennie! Every Fucking Day! Szacunków brak dokładnych, ale pojawia się liczba 6 mld zdjęć dziennie dla “całego Internetu” (cokolwiek to cholera znaczy!).
I pewnie strzelić by se w łeb trza, gdyby chcieć zastanowić się jakie znaczenie ma kolejne Wasze zdjęcie wrzucane w otchłań bitowego niebytu, gdyby nie jedna mała iskierka nadziei. A jest nią ta sama zmienna – ilość. Jest ona przyczyną i lekarstwem zarazem. Bo jakże przy tej ilości ogarnąć całość? Przy 10 tys. fotografii można to zrobić, można to zrobić doskonale, jak udowodnili twórcy wystawy z 1955 roku. Przy 350 milionach – szans brak.
Ilość przeszła oto płynnie w stan nicości.
“Pełno nas, a jakoby nikogo nie było…”
– tren VIII, Jan Kochanowski
No i w sumie można powiedzieć, że problem sam się rozwiązał, bo idąca w parze z ilością coraz niższa jakość nikogo nie interesuje i jest niepoliczalna obecnie. Czyli jakoby jej w ogóle nie było. Ale jest. I wśród tego całego miliardowego bagna codziennego, są też i zdjęcia dobre. Doskonałe. Istnieją portale, których ambicją jest wyłuskiwanie tego co najlepsze pośród całej tej kapuścianej fotograficznej zupy. Nie trwa to jednak zazwyczaj za długo, bo przygniatane są kolejną ilością spamowo-fotograficznej treści. Zaczyna się dobrze, a kończy się jak nie przymierzając najpopularniejszy onegdaj portal z fotkami w polskim necie :)
Czy to powód do smutku? Chyba jednak trochę tak. Selekcja informacji kuleje coraz bardziej. Naiwna wiara w to, że wujek gugle nam pomaga jest wprost proporcjonalna do ilości opłat, które wnoszą Ci, co chcą być widoczni :) Tkwimy więc w tej zupie i od czasu do czasu tęsknimy to wyroczni, mistrzów, guru, którzy pokażą nam drogę i będziemy pewni, że nie robią tego, bo im ktoś zapłacił za promowanie takiego czy innego aparatu, ale robią to z czysto ideowych pobudek. Osobistych. Są mądrzy. Są zdolni. Są uczciwi.
Cóż…
Raz pewien młody ichtiozaur
Był na wystawie des beaux arts;
Gdy spojrzał na dzieła,
Ochota go wzięła,
By pożreć je wszystkie. I pożarł.
– Janusz Minkiewicz, Julian tuwim
Przepraszam za to pytanie, ale wydawało mi się, że napisałem parę godzin komentarz do tego wpisu i nie wiem, czy nie utknął on w spamie, czy też może ja coś pokićkałem i mi się on nie wysłał. Iczku?
Nie ma Cie w spamie, nie ma Cie w pending. Cis musialo sie zepsuc. Nie widze wczesniejszego wpisu od Ciebie… :(
Dzięki, musiałem zapomnieć kliknąć w wyślij, albo coś podobnego.
Zacznijmy od pytania, czy pod pojęciem zdjęć w tych statystykach nie kryją się pliki graficzne. Bo przecież nie każdy jpg to zdjęcie, a nie każde zdjęcie jest autorstwa wrzucającego. Wystarczy wejść np. na Facebooka, żeby stwierdzić, że zdjęć-zdjęć u przeciętnego człowieka nie ma wcale aż tyle, żeby rwać sobie włosy z głowy… no, chyba że komuś urodzi się dziecko ;-D Wydaje mi się, że ludzie powoli oduczają się wrzucania dziesiątek jeśli nie setek zdjęć z wycieczki do parku.
Jeśli przyjrzeć się jakości technicznej – też wydaje mi się, że jest coraz lepiej. Ba! Ostatnio nawet zacząłem się zastanawiać, czy dziś przeciętny Kowalski nie robi lepszych technicznie (pomijam oczywiście sprawy takie jak kompozycja, itp.) zdjęć niż kiedyś pomniejsi, a nawet powięksi “artyści”?
Natomiast jeśli o selekcji mowa, to moim zdaniem nie chcąc oglądać śmieci, nie powinno się łazić po śmietnisku. A takim śmietniskiem fotograficznym jest internet. Portale fotograficzne nie są złe, ale nie są też dobre. Jeśli już musi być internet, to lepiej poszukać jakichś onlineowych czasopism poświęconych fotografii. Jest ich dosyć sporo i na pewno są bardziej dostępne niż w najlepszych czasach papierowe czasopisma (i albumy) fotograficzne, a poziom często prezentują zaskakująco dobry.