fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Wyjątkowe warsztaty fotograficzne

Fotografować może każdy. Uczyć fotografować już nie. Jest pewna fundamentalna różnica między dobrym fotografem a dobrym wykładowcą. Mianowicie taka, że dobry fotograf musi/powinien robić dobre zdjęcia, a dobry wykładowca fotografii wcale nie musi robić dobrych zdjęć :)

Nie chcę jednak pisać o predyspozycjach do obu tych dziedzin, bo nie posiadam kwalifikacji w żadnej z nich. Tak przynajmniej wynika z moich własnych obserwacji siebie przez ostatnie lata. A że pokusiłem się o poprowadzenie kilku warsztatów i zrobiłem kilka zdjęć w życiu więc przynajmniej rozumiem, co chcę napisać.

Zanim jednak zacznę, kilka cytatów:

#1

Na warsztatach (Fotografii Natychmiastowej – aut.) wszyscy uczestnicy dowiedzą się, jaki model Instaxa wybrać oraz jak go obsługiwać.{…} Każdy będzie miał możliwość doświadczenia magicznego procesu fotografii natychmiastowej.

#2

Warsztaty (Fotografowanie Smartfonem – aut.)  są skierowane do wszystkich, bez względu na stopień zaawansowania. Dowiemy się na nich, jaki model aparatu telefonicznego wybrać, aby osiągnąć najlepszy efekt,{…}.

#3

Warsztaty (Dokument Społeczny – aut.) składają się z 3 spotkań co 3 tygodnie. Każde spotkanie trwa 4 godziny z jedną, krótką przerwą.

Cytaty są zaczerpnięte ze strony nowej inicjatywy edukacyjnej facetoface.edu.pl . I tej właśnie inicjatywie chcę poświecić kilka chwil.

Za pomysłem stoją ludzie,  których w sumie znam z fotografii. Niektórych lepiej, innych mniej dobrze. W większości wypadków doceniam (!) ich twórczość. Nawet wtedy, gdy jej nie rozumiem. Za wieloma nazwiskami idą poważne dorobki i nagrody w poważnych konkursach fotograficznych, często poparte wydawnictwami, książkami i artykułami. Tym bardziej stoję w dużym rozkroku oceniając te platformę edukacyjną przez nich zainicjowaną.

Z jednej strony docierają do mnie stale i stale te same argumenty, że z fotografii ciężko teraz wyżyć i trzeba się łapać każdej możliwej formy dorobienia i zarobienia, bo wszyscy są teraz freelancerami bez etatów. Każdy mi to wpaja od lat. Jako, że nie żyję z fotografii i nigdy nie zamierzałem w sumie tego robić zarobkowo, te argumentacje docierają do mnie ciut ociężale. Ale docierają. I teraz rodzi się pytanie… czy po zapoznaniu się z tymi opisami różnych rodzajów warsztatów, które proponuje FaceToFace nie odczuwacie jakiegoś dyskomfortu? Czy da się zrobić warsztaty z każdego wymyślonego zagadnienia okołofotograficznego, które proponują organizatorzy?

Gdyby być złośliwym , to sformułowanie o wyborze telefony do robienia zdjęć, można poszerzyć o kolejny punkt:

“Na warsztatach dowiesz się, która sieć telefoniczna jest najlepsza do fotografowania”.

Przecież to jest naprawdę dęte, aby robić “warsztaty” z używania telefonu. Można temu poświecić 25 minut podczas rozmowy luźnej przy okazji zajęć ze streetu, ale warsztaty!?

Zmodyfikowałbym z lekka też takie zapisy w tych opisach:

“Warsztaty trwają dwa lata w cenie 1100zł i składają się z 4 spotkań co 6 miesięcy po 4 godziny każde (z krótką przerwą).”

To nie są warsztaty. To jest dla mnie jakaś dziwna próba obejścia zwykłego nauczania, przekazywania wiedzy podczas kilkudniowych spotkań, wielogodzinnych ćwiczeń w formie samo-pstrykania i poddawanie się ocenie raz na 3 tygodnie. Co to ma wspólnego z warsztatami?

Lub dopisałbym konkretnie do tego zdania – cyt. ze strony: “Sposoby udostępniania zdjęć w Internecie”.

“Sposoby udostępniania zdjęć w Internecie – wybór między przyciskami Instagram, Twitter a Facebook”

Małe szpileczki – nie bez kozery. Wierzę w konieczność edukowania młodych i nie tylko młodych ludzi pod kątem fotografii. Nie tylko pasjonatów. Jednak nie każda forma mi odpowiada. I choć zdaje sobie sprawę, że to muszą być komercyjne działania, to jednak pewne nachalne formy wyciskania z niczego czegoś – jakoś mnie rażą. I pewnie nie zwróciłbym uwagi na całą sprawę, gdyby nie nazwiska i instytucje stanowiące o FaceToFace. I od tego się zaczęło. Poczułem się z lekka omamiany. I gdyby to proponowali no-name’owi pstrykacze,jakich jest obecnie więcej niż sprzedanych w Polsce cyfrówek, to olewam to. Ale nie. Stoją za tym poważne nazwiska.

Oto bowiem, nagle okazuje się, że robi się “warsztaty” z telefotografii, która w środowisku jest pogardzana, ale my poświecimy tematowi całe warsztaty na m.in. wybór aparatu telefonicznego do robienia zdjęć. Że robienie polaroidów automatem wybranej firmy urasta do rangi, cyt.: “…doświadczenia magicznego procesu fotografii natychmiastowej.”.

Jasne, marketing – powiecie… no rozumiem, robię w marketingu. Ale czyta się to wszystko jak reklamówkę dla kredytu chwilowego.

Panowie. Nie mam problemu z Waszą inicjatywą. Mam problem z takim podejściem. Odnoszę wrażenie, że chcieliście zagospodarować każdą potencjalną przestrzeń warsztatową w Poznańskiem. Tak, aby nikt Wam nie “podskoczył”.  Jakbyście robiąc biznesplan tego edukacyjnego konglomeratu, postawili sobie za cel wypełnienie wszystkiego, co uda się Wam wypełnić i jeszcze trochę. Brakuje mi tylko fotografii aktu :) Chyba, że to w ramach Fotografii i Ślubnej, bo to też macie…? Mydło i powidło.

W myśl reklamowych standardów, ten wpis powinien trochę poszerzyć krąg odbiorców Waszego pomysłu. Nawet liczę na to, że tak się stanie! Każdego z osobna w Waszym towarzystwie cenię. Całą inicjatywę jednak oceniam na razie, z opisów wnioskując, dość średnio. Może to tylko efekt tych karkołomnych opisów. Tych wydumanych zagadnień fotograficznych i dmuchanych pod wybranego producenta określeń. Może.

Trzymając kciuki za poszerzenie świadomych twórców fotograficznych – zżymam się z lekka na wybrane przez Was metody.

3 komentarze

  • “Do prowadzenia spotkań zaprosiliśmy młodych, odnoszących sukcesy fotografów oraz dojrzałych praktyków z dużą wiedzą i doświadczeniem: Mariusza Foreckiego (dokument społeczny), Zbigniewa Wielgosza (fotografia tradycyjna i techniki specjalne), Damiana Chrobaka (kolektyw un-posed), Filipa Springera (fotografia architektury), Adriana Wykrotę (autor bloga: coztąfotografią), Tomka Lazara i wielu innych.”

    To się uśmiałem ;)))

  • A czy to nie jest tak, ze na tych warsztatach daja to, co ludzie kupuja? Bo ten belkot do nich znacznie lepiej (latwiej) przemawia niz jezyk “prawdziwej” fotografii?
    Wydaje mi sie, ze odbiorcami tych warsztatow maja byc ludzie kompletnie z fotografia na bakier, a w takim przypadku powazniejsza terminologia odstrasza.
    Pytanie brzmi, czy te warsztaty pod wzgledem merytorycznym sa takie, jak jezyk je reklamyjacy?…

  • Niestety odnieść można wrażenie że zabrneliśmy już jakiś czas temu w ślepy zaułek.. To jak z coca-colą czy aple..przez lata wmawiano nam co jest najlepsze aż w końcu w to uwierzyliśmy. Być może teraz też tak będzie..nie wiem czy trzeba krzyczeć czy się obrażać? Być może..a może po się nie dajmy!

fotopropaganda blog o dobrej fotografii