Sięganie po stare techniki w fotografii jest tak stare, jak same techniki :) W pogoni za wyjątkowością i unikatowością, gdy co miesiąc atakowani jesteśmy przez 30 nowych modeli cyfrówek, dążymy do pewnej bazy. Stabilizacji w procesie, w pracy fotograficznej. Mamy dość śledzenia nowinek i porównywania ilości tych tam pikseli do tamtych tam pikseli. Dlatego też, z tak wielkim zainteresowaniem śledzę poczynania koleżanek, kolegów, którzy byli moimi gośćmi na warsztatach kolodionowych lat temu kilka. Sprawdzam i wertuje sieć w poszukiwaniu ich poczynań i serce mi się raduje, gdy widzę, że już dawno “uczeń przerósł mistrza” (słowo mistrza używam jedynie ze względu na powiedzenie, bom jest raczej tym pierwszym).
Kasia Kalua Kryńska, Maciej Leśniak, Joanna Borowiec, Marcin Łabędzki i wielu innych, których nie wymienię za co przepraszam. Bardzo cieszy mnie, że oni nadal szukają pewnej formy spokoju, co wcale nie znaczy, że robią spokojne zdjęcia. Zwłaszcza, że używają “wolnych” technik.
A że można robić niespokojne zdjęcia mając na szyi zamiast wartej 10.000 lustrzanki, “zwykły” stary i ciężki aparat, na dodatek na filmy pojedyncze, wkłady Polaroid 55 udowadnia w XXI wieku Jon Lowenstein z agencji NOOR. Jego projekt “South Side of Chicago” jest wyśmienitą pracą estetyczną. Dopracowanym, prowadzącym nas po zakamarkach dzielnicy latarką. Polecam Wam te wyśmienitą dawkę rozsądnego, przemyślanego i wysmakowanego dokumentu fotograficznego. Na miarę 2014 roku, szyty miarką technologii sprzed 50 lat.
Dostępny jest tez film, który także polecam:
Więcej o samym projekcie znajdziecie także TUTAJ.