Kiedyś w zamierzchłych czasach dobrej fotografii napisała do mnie list Annie Leibovitz. Była to Jej odpowiedź na mój z kolei list do niej. Minęły już 4 lata od czasu tej korespondencji i wiele się wydarzyło w życiu tak moim, jak i przede wszystkim Annie. Obraz doskonałej fotografki został z lekka nadszarpnięty problemami finansowymi itd. Z kolei fotograficznie, to co robiła ona przez ostatnie 15 lat przestało już tak porywać masy, a fotografia mody i ogólnie fotografia w magazynach modowo-społecznych zmieniła się w kierunku odestetyzowanego kiczu. Im brzydziej, im tandetniej, im bardziej udawanie, że nieudolnie – tym lepiej. Odeszła w niepamięć fotografia idealna, schludna, czysta, ale i też dla sporej grupy osób banalna. Że pusta, że nadęta, że udawana, że sztuczna, że pokazuje świat idealny…. zarzuty tej treści szybko odwróciły trendy w największych nawet magazynach, które nagle polubiły fotki robione kompaktami, telefonami, w krzakach, w kiblach z pomalowanymi jak szkarady chudymi szkieletami. Annie się pogubiła.
Śledząc poczynania miałem wrażenie, że ciężko jest jej wrócić na szczyt, a nawet że jest to już niemożliwe. Jej epoka minęła wraz z takimi ikonami fotografii modowej jak sesja do Ani z Zielonego Wzgórza czy Romeo i Julia. Teraz widzę, że nadal próbuje wrócić, ale nadal jej nie wychodzi. Ostatnia sesja do sztuki Harolda Pintera “Betrayal” jest mocno taka sobie.
fot. Annie Leibovitz, “The Other Man”
Mam wrażenie, że w tego typu sesjach zdecydowanie lepiej wypadłby mój guru tego typu fotografii: Erwin Olaf. On doprowadza obraz do perfekcji, a przy tego typu pozowanych scenach to jest konieczne. Zresztą oceńcie sami, czyście widzieli ostatni produkt Olafa? Mmmmm….
fot. Erwin Olaf, “Berlin, 2012”
Bosz… fotografia Olafa jest niesamowitą ucztą zmysłów.
Tak więc, ikony upadają często z wysoka i ciężko wnieść je ponownie na nieboskłon fotograficzny. Mam wrażenie, że w wypadku Annie wszystko, co najlepsze już minęło. Obym się jednak mylił! Czego Jej życzę jako jednej z niewielu inspirujących mnie fotografów w życiu!
Choć uwielbiam Annie Leibowitz (momentami bezkrytycznie nawet!), to przyznaję panu rację p. Piotrze, ale oby się pan mylił…
_____________
przepraszam, jeśli pozwalam sobie, jako totalna amatorka, wtrącić czasem przysłowiowe trzy grosze.
Miałem podobne wrażenie, że coś nie w porządku z ostatnimi pracami, ale nazwisko robi swoje.
Mimo iz sie w sumie zgadzam, to jednak starsze prace Erwina tez mnie bardziej ruszaly ;)