No dobra. Wczoraj pokazały się wyniki.
GPP to konkurs fotografii prasowej. To ważne. Ja o mały włos bym o tym zapomniał. Nie jest to konkurs reportażu fotograficznego, co przyznane przez jury nagrody ewidentnie udowadniają. Nagrodzone prace są w większości stricte fotografią prasową, którą ja kategoryzuję całkowicie osobno od reportażu fotograficznego. I wiem, że robię elementarny błąd, bo przecież prasówka zawiera w sobie co najmniej elementy reportażu. Być może w teorii tak, ale to, co wygrywa w GPP nie jest tym za co teoria wzięłaby odpowiedzialność.
Wygrało zdjęcie, które wśród tych nagrodzonych (nie wiedziałem zgłoszeń wszystkich wszak) zdecydowanie wypełnia całe założenie konkursu. No i w sumie, jeśli brać formalny aspekt przystąpienia do konkursu prasowego, to w 100% zgadzam się z werdyktem. Jest wydarzenie. Polityczne. Nośne. “Odtrąbiane” przez media przez dwa tygodnie więc jest o nagroda dla fotografa, które cenię i lubię, jak wszystkich muzyków :) Adam Warżawa swoim “Demontażem” zobaczył coś, co może nie wszyscy zobaczyli i zrobił dobre zdjęcie. Zawarł w nim wszystko, co powinien. Rzadkość w sumie ostatnio, aby fotograf cokolwiek zawierał w swej fotografii więc szacun Adam!
Mnie osobiście bardzo podoba się zdjęcie wyróżnione w kat. wydarzenia, fota Krzysztofa Manii z pogrzebu Biskupa Pelplińskiego. Zawsze to jakaś próba odrealnienia tej fotografii “nachalnie prasowej”. Zabieg prosty, a jakże skutecznie poetycki. Niby niewiele trzeba, przekręcić pokrętło czasów w lewo i już jest coś innego. No i klimatem pasuje. Banalne powiecie..? Cóż… żeby każdy reporter był tak banalny, życie podczas oglądania gazet byłoby przyjemniejsze.
Sport. Czy może być coś bardziej banalnego niż wymyślenie tematu “Kibice” podczas Euro w Polsce!? Zapewne nie. I zapewne temat ten robiło jeszcze ze 30 reporterów w całej Polsce, nie licząc, tych, którzy do Polski przyjechali. Trzeba więc być albo bardzo pewnym swego, albo podjąć te decyzję na kacu :) Nie wiem czy Łukasz Głowala był na kacu, ale z pewnością decyzję podjął świadomie. Może w wyniku chwili i po zrobieniu kilku pierwszych udanych kadrów, temat dociągnął, niemniej…. z banalnego tematu zrobił się niebanalny, dynamiczny i potem sprawnie obrobiony materiał, którego trudno nie dostrzec w zalewie “kibicowskich” ujęć z minionego lata. Z pewnością wielu narzekać będzie na formę i jej przerost nad treścią, ale w sumie to można to uznać za wadę? Twórca wymyślił, twórca zrobił, twórca podał. Dla mnie jest to jak najbardziej zjadliwe. Żałuję, że nie mogę zobaczyć jak Łukasz ułożył te zdjęcia do pokazu, bo na stronie KFP kolejność chyba jest przypadkowa? W każdym razie gdybym miał się czepiać, to czepiałbym się właśnie edycji ostatecznego doboru prac. Za dużo jest tych portretów. Raz ciasno, raz mniej ciasno, ale nadal jest 5:2 dla portretu w całym materiale.
Nie dziwię się, że Krzysztof Mystkowski otrzymał nagrodę specjalną w kat. wydarzenie sportowe. Pewnie Krzysztof tego nie pamięta, ale spotkaliśmy się lat temu kupa podczas meczu, jeszcze wówczas Trefla Sopot (to kolejne z tych dziwnym okruchów pamięci, które gdzieś tkwią bez powodu w głowie). Od tego czasu nazwisko przewija się w kolejnych odsłonach różnych konkursów. Materiał “Euronadzieje 2012” jest prosty i nieprzeładowany kombinacją perspektyw sportowych, na które cierpi fotografia owa. Skróty perspektywy mnie męczą strasznie, bo ogniskowe używane w tych zdjęciach masakrują rzeczywistość. Dlatego może sport jakoś ostatnio u mnie zszedł na plan portretu sportowców bardziej. Ile można patrzeć na kolejną fotę robioną 600mm z poziomu murawy czy tartanu biegnącego zawodnika… uch. W każdym razie, prostota jest siłą. Jasne, że ktoś powie, iż to banalne zdjęcia. Że nie ma światła, że płasko, że jakoś tak “zwykło”. Może i tak. Ale przypominam ponownie – to jest konkurs fotografii prasowej. Nie zaliczyłbym tego materiału do reportażu. Jako taki sprawdza się idealnie i czepić się trudno. Śledzę co czyni Krzysztof i czytam o nagrodach, i lokalnie zdecydowanie jest w czubie fotografów, tylko nie wiem czemu nie może tego wszystkiego przeskoczyć? Czy problemem lokalnych fotografów nie jest czasami właśnie ich lokalność? Zdjęcia Krzysztofa potrafią być celne tematycznie, skomponowane w sposób, który burzy moje poukładanie w kadrze, a jednak się sprawdza – a ja nadal nie mogę doczekać się jakiś dużo poważniejszych nagród międzynarodowych niż nagroda Prezydenta Gdańska.
Może jednak droga Macieja Moskwy jest skuteczniejsza? Jego akurat znam od niedawna, aż wstyd w sumie, chociaż z drugiej strony z czego miałbym znać go wcześniej? Całe Testigo wypłynęło w sumie niedawno i chłopaków poznałem niedawno. Maciej zgarnął wszystko, co było do zagarnięcia w kategorii, która ma otwierać świat dla nas widziany oczami naszych sąsiadów fotograficznych . I teraz mam dylemat, bo jak spotkamy się pod śmietnikiem, to będę się tłumaczył. Fotografia spoza regionu (o tej kategorii mowa) pewnie nie miała konkurencji, bo zaangażowanie Moskwy w temat Syrii (Moskwy jako nazwiska of course) nie wynika jedynie z miłości do fotografii, ale zapewne ze światopoglądu i jakiejś wrażliwości na problemy społeczne w skali makro. Nie przesądzam czy temat młodych adeptów piłkarskich jest mniej ważny od wojny w kraju, do którego większość z nas nigdy nie pojedzie, a 80% nie potrafi pokazać palcem na mapie gdzie dokładnie się znajduje. Chcę jedynie podkreślić, że siłą rzeczy, tematy z którymi wiąże się olbrzymie zaangażowanie fotografa w sam proces powstania prac jest godne uznania. Szczególnie, gdy robi się to nie na zlecenie wielkiej agencji przygotowującej wyjazd, ale na koszt własny. Jury uznało, że materiał “Odłamki Syrii” i “Martwe miasta” są najlepsze.
A teraz dziegieć… :)
Czy to, co napisałem powyżej starcza za uznanie zdjęć Maćka za dobre? Odwracając, czy fakt, że gość zostawia wszystko i leci w kraj ogarnięty wojną za własne pieniądze, aby zrobić reportaż, który nie wiadomo czy ktoś kupi jest elementem, który jako odbiorca powinienem brać pod uwagę i pochylać głowę nad każdym kadrem w geście solidarności z ofiarami i ofiarnością fotografa? Gryzie mnie to, bo… Maciej jest daleko poza poukładanym poprawnie dokumentem. Ja po prostu oczekiwałbym zdecydowanie większej finezji w tym materiale. Zasady kompozycji, układ reportażu, dobór kadrów, miejsc i zbliżeń i rozłożenie poprawnie akcentów, to elementarz. Ja chce Maciej finezji. Stać Cię na nią i kolejny poprawnie skomponowany materiał z Syrii zrobiony przez Ciebie nie znajdzie nic więcej poza tym, co już znalazły trzy poprzednie. Odnoszę się nie tylko do materiałów nagrodzonych w tym konkursie, ale tego wszystkiego co już z Syrii widziałem. Zakręcisz się w tym za chwilę, bo ja już mam efekt: “o cholera czy ja tego już nie widziałem” !? Ułóżcie sobie te dwa materiały w jednym katalogu i sprawdźcie jak się je ogląda. Możecie się zdziwić. Ja rozumiem, że jako autor nie masz wpływu na decyzję jury i nie miałeś pewnie konkurencji skoro nagrodzono oba wysłane materiały, ale to też pokazuje, jak blisko one są siebie. Wiem…. one dotyczą innych tematów, ale nadal fotograficznie są prawie tożsame. Przecież ja się nawet nie połapię, które ruiny pochodzą z którego materiału… !:) Czekam na materiał inny. Finezyjny. Zagłębiający się. Ja już wiem, że masz odwagę tam lecieć. Teraz mi pokaż fotami, że warto byś tam latał :)
Rozpisałem się…
A przecież muszę wspomnieć o Hutniku, skoro już Testigo opisuję. Portret podobał mi się zawsze od zarania jego powstania do kalendarza chyba. Nadal mi się podoba. Ponownie, prostota i logiczny przekaz bez kolodionowej zawiłości formy dają często lepsze efekty niż przegadane zbliżenia porów skóry, tak ostatnio uwielbiane w prasie. Gratuluje Artur.
A, deser. Etatowa zwyciężczyni Renata Dąbrowska – wyróżnienie w kat. Ludzie. Ta od “100 Renat“. Trochę złośliwe przywołałem największy i najgłośniejszy projekt Dąbrowskiej, bo w sumie świadomie i mimowolnie sukces przywiązuje do nas łatkę i etykietkę. Projekt “Niewidoma”, bo myślę, że dla autorki i dla bohaterki jest to coś więcej niż po prostu kilka zdjęć, sprawia mi problem. Straszny. Z jednej strony, gdy fotograf odkrywa przede mną intymność obcego człowieka czuję szacunek dla decyzji, które podjął. Z drugiej fizycznie mnie boli świadomość, jak powstawać musiały te kadry i ile emocji wkładać powinien autor w próbę przekazania czegoś, czego nikt z nas “widomych” nie potrafi zrozumieć. Bo ja rozumiem, że celem zrobienia takiego projektu nie jest wygranie konkursu! Że cel jest we wbudowanej w autorkę podświadomej potrzebie empatii. Potem, tą (tę?) empatią dzielenie się w kadrze. Może brnę za daleko, może taki materiał to próba pokazania światu po prostu, że są wśród nas inni, a jakże normalni? Czysto i schludnie. Po prostu. Czy Renata zbudowała tym opowiadaniem coś, co mnie jako odbiorce może połączyć z bohaterką? Nie jestem pewien. Intymności w fotografii nie buduje się poprzez zdjęcie w basenie, czy sceną na lotnisku. Brak mi ciepła trochę. Systematyczność kompozycji Renaty z dokumentu o Renatach, wkrada się i w tę opowieść. A systematyczność jest wrogiem intymności. Gratuluje wyróżnienia – może za radą Jarka z poprzedniego wpisu, powinienem te zdjęcia oglądać w powiększeniu, z bliska?
Kończę akcentem lotniarskim, bo jakże nie wspomnieć o lotniku naszym Kacprze Kowalskim, który ma ponoć stały abonament na nagrody we wszystkich konkursach :), a także zwróceniem uwagi na portret Anny Marii Binieckiej – cieszę się, że dostrzeżono trochę bardziej studyjną estetykę fotografii prasowej. Szkoda, że tak mało fotografów prasowych kusi się na ten rodzaj fotografii.
Sorry, że bez fotek, ale nigdzie nie znalazłem dostępnych bez znaków wodnych, a proces rejestracji w KFP jakoś długo trwa.. :)
PS
Przy okazji wszystkich konkursów, mam zawsze wielką ochotę poznać wszystkie zgłoszone prace, bo dopiero wówczas mam szanse zrozumieć decyzję jury. Niestety to niemożliwe :( A szkoda. Mam bowiem drobną sugestię dla organizatorów… proszę zmienić jury. Radykalnie. Zobaczymy co się wówczas stanie! Od lat widzę te same nazwiska. Nie wiem czy to dobrze dla tego konkursu. Zmiany pomagają.
Sąsiedzie, Iczku:)
Na wstępie, szacunek za robotę. W sieci , poza facebookiem nie ma jeszcze wzmianki o konkursie a tutaj mamy dokładne studium przypadku. Myślę teraz o finezji o której mówisz i prawdopodobnie jest to coś co zdarzy się kiedyś przypadkiem, bo celowe działanie to raczej nie będzie. “Okruchy Syrii” to porcja obrazów, którą chciałem pokazać “środowisko” wojenne, oddać moje wrażenie na temat mijesca ogarniętego konfliktem. “Martwe miasta” to dokument o uchodźcach wewnętrznych. Fotografując w Syrii nie zastanawiałem się czy będzie finezyjnie, nie miałem na kartce scenariusza. Wyszło jak wyszło, na pewno masz po stokroć krytyczniejsze oko niż 99,99% odbiorców do których ten materiał dociera. Paradoksalnie, gdybym pojechał na przygotowany wcześniej grunt, na zlecenie, “na temat” to może byłoby finezyjniej. Będąc pierwszy raz w miejscu gdzie umierają ludzie nie miałem głowy do fotografii. Pilnowałem się i swoich zachowań. Dzięki za wpis na blogu! Pzdr!
Maciej. Tak trzymaj! A teraz jak profesjonalista, co ma emocje schowane głęboko na dnie karty pamięci typu CF. Jedź i zrób (boże jak to się łatwo piszę!) dokładnie odwrotnie niż napisałeś. Zaplanuj to. Pokładaj w głowie. Teraz już wiesz, co Cie tam czeka.
Chociaż osobiście wołałbym abyś siedział na dupie w domu. Bezpieczniej. Tutaj tez są tematy! :) To tak na marginesie.
Oświadczam, że nie byłem na kacu :) Chyba.