Kiedyś napisałem krótki tekst na temat magazynów onlinowych ze zdjęciami. Ponoć kilka osób się na mnie obraziło za ten materiał, bo uznali, że ich praca nad tymi magazynami powinna być raczej doceniana niż krytykowana. Cóż. Gdyby sam fakt zrobienia “czegoś” miał być wystarczającym powodem do pochwał, to mielibyśmy u nas samych HCB i Adamsów w polskiej fotografii :)
Ale tak nie jest. Że nie jest łatwo zrobić coś z niczego udowadnia najnowszy magazyn fotograficzny, który reklamuje się logiem ZPAF – FramesFactory. Sciągnałem te 68MB, przejrzałem i… no właśnie. Jąłem (ulubione słowo iczka – sic!) zastanawiać się po co, dlaczego, komu i z kim.
I wyszło mi po kolei:
– po co?
Magazyn ten powstał, bo kilku fotografów się zna i uważa, że robi dobre zdjęcia i nie wystarcza im autorska strona internetowa, bo nikt jej nie odwiedza (np.: moją stronę autorską odwiedza 12 osób dziennie średnio, z czego 11 “osób” to automaty). Więc skrzyknijmy się, znajdźmy kogoś kto zna InDesign lub Corel i “wydajmy” magazyn. No i jest. Pierwszy numer.
– dlaczego?
To, że nie wiadomo o co generalnie chodzi tym ludziom, gdzie jest jakiś zamysł tego wszystkiego, po cholerę wydają coś takiego – to już nieważne. Wyszedł 1 numer. Fajnie. Roześlemy info. Pobiorą, zobaczą nazwisko i logo ZPAF.
Nie dostrzegam absolutnie żadnego ideowego przesłania dla powstania tego materiału. Jest on kompletnie niespójny, nie ma w tym jakiejkolwiek iskry, która spowodowałaby, że sięgnę po kolejny plik ponad 60MB.
– komu?
Czy grupa docelowa została jakoś określona? O tym powinna świadczyć zawartość materiału. Jej charakter zapewne mógłby pomóc w odpowiedzi na pytanie komu autorzy dedykują te megabajty bitmap, ale niestety rozrzut, poziom i sposób prezentacji prac kompletnie zaciemnia ewentualną możliwą interpretacje intencji autorów. Nie mam pojęcia do kogo to ma być skierowane i jaki klucz tutaj zastosowano. Obawiam się, że nawet nie zastanowiono się nad kluczem. Po co.:)
– z kim?
W sumie po części odpowiedziałem w pierwszym pytaniu. Koledzy są. Koleżanki też. Każdy coś robi. Jedni mniej amatorsko, inni bardziej. No to siup. Wrzućmy to w PDF, tak ostatnio popularny. Część nazwisk znam, część jest dla mnie nowa. W tym miejscu wypadałoby omówić prace zawarte w FF, ale jakoś nie chcę w Tłusty Czwartek robić przykrości tym, co jedzą pączki. Napiszę ogólnie: gdyby materiał o Haiti nie był tak przegadany, byłby świetny. Podobają mi się naprawdę wybrane klatki. Za dużo jednak tego. Ciało zawsze mnie fascynowało. Jednak nierówność i niespójność zdjęć Katarzyny Łaty-Wrony powoduje, że jej cykl Ciało nie kupił mnie do końca. O reszcie nie piszę.
Hasło: zrób se magazyn nie jest samograjem. Chyba autorzy FF o tym zapomnieli. Szkoda.
Smacznego:
Aż z ciekawości ściągnąłem i nie spisuję póki co na straty. Zobaczę co będzie w drugim numerze.
Niektóre materiały nie najgorsze – Haiti mnie wciągnęło, Jazz fajny, Katowice tez mi się nawet podobały. Zdjęcia o Masajach i panu Władysławie spaprane straszliwą obróbką, a chyba nawet miały potencjał. Żeby tylko oczy nie krwawiły od patrzenia na nie…
Najbardziej rzucił mi się w oczy brak wstępniaka nadającego magazynowi jakąś tożsamość i myśl przewodnią i pretensjonalny angielski tytuł – trochę jak Jasiek Bździoch Photography. Do wad dołożyłbym jeszcze typograficzną sraczkę – od patrzenia na spis treści kręci się w głowie.
straszna bieda to FF jako całość, obróbka w niektórych woła (chwilami wręcz się drze) o pomstę do nieba… niestetyte gorsze ciągną w dół te lepsze.
Ściągnąłem, przejrzałem i wydaje mi się, że nie jest źle. Z pewnością czegoś tam brakuje, bo ponad 120 stron przeglądnąłem nawet nie wiem kiedy, na niektóre kartki nie poświęcając nawet kilku sekund. Nie wiem czy to wina poziomu fotografii czy layoutu.
Brak wstępniaka razi i jest to jedyny chyba powód do narzekania, bez niego całość to tylko prezentacja zdjęć autorów i póki co tylko jako taką można tę publikację traktować. Że niespójna i nierówna? Chyba jak cały ZPAF ;-D