Napisał do mnie Łukasz. W sumie to się potem okazało, ze znam Jego fotografie trochę sprzed paru lat chyba. Ale nie wiedzieć czemu jeszcze o nich nie napisałem. A moim zdaniem warto.
Łukasz zagaił, czy nie spojrzałbym na to, co robi, a ja mam poważny problem z takimi pytaniami, bo ja się absolutnie nie czuję żadną wyrocznią w sprawach fotograficznych. Piszę ot, co mi ślina na język przyniesie. Nie mam wykształcenia kierunkowego, krytyk ze mnie jak z koziej…. Niemniej, Łukasz napisał i wysłał foty i ja z lekka się zachwiałem. Nie chodzi wcale o to, że on robi jakieś dzieła sztuki. Nie chodzi wszak o robienie dzieł sztuki, ale umiejętne oddanie tego, co oddać winien twórca swojemu tworzywu. W tym wypadku portretowanym osobom. Być może to miejsce ma wpływ na to jakimi jesteśmy fotografami. Grudziądz to miasto mi bliskie. Moje rodzinne korzenie ze strony matki sięgają Grudziądza. Bywałem tam. Bywam z rzadka jeszcze. W każdym razie, portrety Łukasza Wojnowskiego są klasycznie dobre. Klasycznie naprawdę dobre.
Zabrzmi strasznie patetycznie i jakoś tak romantycznie, ale czuję zapach lat wczesnych. Te kadrowanie rodem z cudownych klasyków portrecistów, te kontrasty podbite – być może tylko dlatego, że są to skany z odbitek, te napięcie. Kurcze, właśnie – odczuwam pewne napięcie patrząc na portrety Łukasza. Podobają mi się bardzo.
Łukasz także pije kolodion :) Ale to nie jest powód, że tutaj o nim piszę. Cieszy mnie jeszcze jedna rzecz. Są nadal ludzie, fotografowie, których prac wszystkich nie możecie zobaczyć w sieci lub rezygnują z niej ograniczając się do minimum. I cieszy mnie, że co jakiś czas odkrywamy ich. Choć martwi, że zwykliśmy uważać, że jak kogoś nie ma na fejsie to nie ma go wcale. Jest. Są. Są wokół nas dobrzy fotografowie. Może nie mają wsparcia ze strony ZPAF czy innego Ministerstwa Kultury, które zasponsoruje im wystawę w Gdyni “skierowaną do świadomego widza“. Ale są. To cieszy.
Łukasz Wojnowski, polecam jak cholera!
Uff, kiedy zobaczyłem linka pod artykułem o wystawie skierowanej do świadomego widza, obawiałem się… Dzięki za “pozytywne rozczarowanie” :)
Moze to i dobrze, ze jestem nieswiadomym widzem :)