fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Rafał Milach nie jest fotografem

Śmiała to teza.

Piszę dopiero teraz, bom zmuszony został niejako i przyjąłem wyzwanie, aby napisać to, czegom nie mógł omówić z samym zainteresowanym, bo długość i wstęp do możliwości zadania mu pytania była tak długa, żem musiał opuścić spotkanie :(

Nawiązuje tutaj do spotkania z Rafałem Milachem w Gdańsku, podczas którego dowiedzieć się miałem czym jest fotografowanie dla Rafała, czym były podróże i poznawanie świata i generalnie biografie poznałem dogłębnie. Trochę jednak żałuję, że “rozbiegówka” w wykonaniu Adama Mazura trwała tak długo, bo miałem wrażenie, że Rafał nie do końca mówi o sobie prawdę. Prawdę w sensie, nie że kłamie, ale pytania prowadzącego miały bardzo akademicki charakter więc wszystko dało się opowiedzieć okrągłymi zdaniami, co Rafał robił.

Postawiłem tezę, po wysłuchaniu słów Rafała i przywróceniu sobie w pamięci jego prac, które znam od wielu lat i którego to autora śledzę czynnie od pierwszych sukcesów. Warto zapewne uzasadnić tak rzucone słowa, zwłaszcza, że mamy do czynienia z fotografem uznanym i obeznanym i w ogóle w czubie “współczesnych fotografów – dokumentalistów” polskich. Dlaczego więc Rafał nie jest dla mnie fotografem…

Chyba najlepiej pokazują to same zdjęcia Rafała. Krótka retrospektywa, której on sam był sprawcą podczas spotkania doskonale pokazywała w warstwie obrazu jak zmieniały się Jego poszukiwania, jak gonił za króliczkiem. Przyznając w trakcie rozmowy, że stale ucieka od próby “zaszufladkowania” go i przed łatwym zaspokojeniem oczekiwań publiki w swoich kolejnych projektach – cały czas poszukuje. Wyrazem tego są zmieniające się zarówno środki, którymi do nas mówi, jak i estetyka obrazu. Rafał idzie prosta drogą do całkowitego minimalizmu. Do formy, która zastępuje już w jego pracach treść. Pierwsze zdjęcia “serii cyrkowej” to klasyka można by powiedzieć. Jest to fotografia. Najczystsza. Prawdziwa. Bez mega-głębokich podtekstów. Skuteczna, estetyczna i chwytliwa. Potem idzie już trudniej. Pojawiają się bardziej formalne zabiegi. Fotografia staje się coraz mniej ważna. Rafał włącza obraz ruchomy. Potem narrację. W tym samym czasie jego kolejne projekty zyskują sznyt literacko-performerski. Muzyka.

Temu wszystkiemu towarzysza dobrze przemyślane działania PR’owe związane z działalnością Sputnik i całą maszynką do dobrego, nowoczesnego i naprawdę estetycznego podania efektów ich pracy (książki limitowane, eseje, wiersze towarzyszące itd).  Jako widz i fotograf, zaczynam się niestety gubić w tym, co chce mi pokazać Rafał.

Tymczasem, Rafał ewidentnie stwierdza, że fotografia w rozumieniu klasycznym nie wystarcza do pokazania tego, co on widzi podczas kolejnych projektów. Obraz ruchomy przeważa w zdecydowanej części tych prac. Fotografia jest coraz bardziej zredukowana. Esencją jest ostatni projekt Białoruś. Pokazane zdjęcia to już nie jest fotografia. W warstwie technicznej i technologicznej jest, ale w rozumieniu projektu, to nie jest praca fotograficzna, a tym bardziej dokumentalna. Rafał przestał być fotografem. Stał się na poły filmowcem, reporterem pisarzem, socjologiem formalistą, opowiadaczem mediów.

Jeśli cała ta pogoń Rafała za króliczkiem ma dokądś prowadzić, to z pewnością nie będzie to norka z napisem  – fotografia.
Jeśli Rafał robi to świadomie, to oczywiście pozostaje to Jego wybór i można jedynie cieszyć się, że są tacy ludzie, którzy wizualia potrafią wynieść na taki poziom.
Jeśli Rafał zaniecha fotografii, będzie to dla mnie wielka szkoda. Aczkolwiek w kierunku, w którym się porusza nie znajdzie mnie jako odbiorcy.

Rafał Milach nie jest fotografem.

Ktoś może dodać: Nie jest tylko fotografem. Ok, ale dla mnie wprzęganie tych wszystkich technik, nowinek, używania kamer, narracji jest jakimś błędnym kołem. Mam wrażenie, że nie jest on pierwszą osobą, która podąża tą drogą. A dla mnie byłoby wspaniale, gdyby wszystko to, co dodaje Rafał w postaci “niefotografii” umiał jednak pokazać tradycyjnymi technikami.

Czy tak się naprawdę nie da?

Czy nie da się zrobić dokumentu bez filmu, opowiadań itd..? Może faktycznie żyjąc w epoce fejsa, jutuba trzeba używać takich mediów do poszerzenia fotografii. Ja bym jednak polemizował.

 

Na koniec…

Cieszę się, że w tym całym bałaganie, w którym żyjemy są tacy twórcy jak Rafał. Nie cieszy mnie, że nie mogłem zadać mu wielu pytań. Może next time… :)

 

10 komentarzy

  • Mowiac dyplomatycznie – mysle, ze zdjecie Diane mogloby jedynie stracic ;)

  • Od czasu projektu o Islandii coraz mniej do mnie trafia to co próbuje przekazać mi Rafał Milach. Coraz bardziej jest to w moim odbiorze wykoncypowana sztuka dla sztuki, a coraz mniej próba opowiedzenia czegoś istotnego o miejscach, przedmiotach i ludziach, którzy się na jego zdjeciach znajdują. Chyba również przestaję być odbiorcą do którego chce trafić ze swoją sztuką autor.

  • Grisza – obawiam się tak mocno kategoryzować pojedynczego fotografa-osobę, ale mam bardzo podobne odczucia. Ja naprawdę nie wiem, co Rafał Milach chce mi powiedzieć tymi projektami. Nie widzę w tym JESZCZE geniuszu reportera, a jednocześnie jest to JUŻ przekroczenie granicy prostej, składnej, dobrze skrojonej narracji fotograficznej.

  • Może i model/postawa Rafała Milacha nie jest Arbusową fotografią…. Może też nierówno to ‘zjawisko’ oceniam (widziałem tylko prace, zero filmów, zero melodyjek) ale jego (i sputnikowy) model mi się podoba. Dlaczego? bo Milach/Sputnik rozumie i czuje czas który płynie, rozumie świat, który – wbrew woli wielu ludzi – się zmienia, oraz – co również ważne – rozumie zmieniającego się odbiorcę. A tutaj (postawa krytyczna autora tego bloga, będąca w zasadzie ramieniem jego postawy twórczej) mam wrażenie, że czytam kazanie rolnika od dziesiątek lat dyskutującego z sąsiadami o stylu rzucania owsa w siewie. Tylko jak wielu dzisiaj dyskutantów, jak szeroki to dzisiaj problem….?
    Nie emocjonuje mnie twórczość RM, ale lubię w jego pracach/postawie jedno – jest swoisty (tak jak zresztą zjawisko Sputnika). Ta jego swoistość jest imho swoistością dość wyraźną, w przeciwieństwie np. do kolodionu, w którego jednolitym, smakuśnym morzu utonęło już wielu (a kolejni skaczą ze skarpy…).
    A kończąc początkiem, myślę, że Rafał Milach i jemu podobni, mimo ichniego przechyłu w stronę koncypowania, artkreacji , dołożą jednak swoją cegiełkę do historii fotografii (ewoluującej i coraz gęstszej od milionów postaci). Podobnie jak swoją – solidną – dołożyła kiedyś jednostkowa Diane Arbus.
    Tyle że uda się to dostrzec z ewolucyjnej oddali, dalszej niż dystans kopniaka.

  • Marek. Trudno mi podjac dyskusje bo sam piszesz ze nie widziales nic poza pracami wiec nie wiem jakim cudem mozesz ustosunkowywac sie do tego co napisalem?! Ale widze ze to juz norma niestety. Po drugie nikt nie odbiera Rafalowi chwaly wrecz moj wpis ja podkresla. Zreszta zostal on ujety w ksiazce prowadzacego Adama Mazura wiec w to jest juz fakt. Milach jest historia fotografii :)

  • odniosłem się do fotografii Rafała Milacha, bo jednak fotografia jest kluczowa, a ramki, dźwięki, to dodatki, kreowane atmosfery przekazu, marginalne, chociaż dla poznania procesu, zamierzeń – stosunkowo ważne (faktem jest, że jednak kiedyś obejrzałem filmy dodane do kupionej Islandii). Zresztą eksperymentować zawsze warto. Nie to jest jednak kluczowe w tym do czego zmierzam. Jeśli jednak do dyskusji o twórczości Rafala Milacha należy mieć zaliczone dźwięki z wernisażu, wszystkie multimedia dodane do prac (a nieobecne w galeriach i u kolekcjonerów) – to rzeczywiście – podlegam dyskwalifikacji.

    Mój poprzedni post to także wynik delikatnej i wyczuwalnej irytacji popularnym zjawiskiem, które dzisiaj ładnie zwerbalizował mój kolega: „aktywni twórcy powinni tworzyć, mierzyć się ze światem i swoim językiem jego opisania”… Czyli po prostu strumieniować swoją energię do przekazania siebie, tego, co (budując Wartość) chcą powiedzieć o swoim widzeniu świata. A nie kolegów po fachu.
    A jeśli już wyczerpał się ich potencjał lub czują, iż fotografia im nie wystarcza, ok, niech biorą się za merytoryczną ocenę kolegów… Ale krytykę merytoryczną, czyli taką:
    – by ludzie otrzymali argumenty przydatne im do oceny (dzięki procesowi krytycznej oceny), ale z zachowaniem pola do własnych konkluzji wobec samej krytyki
    – by Rafał Milach mógł (jeśli zechce) wyciągnąć wnioski z tego, co napisał krytyk.
    A to, co tu przeczytałem jest raczej prywatną opinią, słabo zawoalowanym podejściem emocjonalnym (bezsensowna konkluzja „”Jeśli Rafał zaniecha fotografii, będzie to dla mnie wielka szkoda. Aczkolwiek w kierunku, w którym się porusza nie znajdzie mnie jako odbiorcy.”).

    Jako odbiorca wyczekuję krytycznej oceny twórczości Rafala Milacha, merytorycznej i dobrze zargumentowanej. Im bardziej byłaby krytyczna – tym bardziej warto ją przeczytać. Choćby dlatego iż casus tego autora jest specyficzny, dyskusyjny i przez wielu oceniany jako efekt kampanii PR prowadzonej z okrętu Sputnik. Ale na Boga, niech ma chociaż pozory jakościowej krytyki….

    Z niecierpliwością sięgnę do takiego tekstu. Obecność w książce Pana Mazura nie jest imho wyznacznikiem czegokolwiek poza faktem obecności w niej.

  • Marku. Zamiast posac co powinno sie napisac i odnosic sie do mojego ( naturalnie ze osobistego) wpisu, moze po prostu pokusisz sie o te krytyke ktorej ci brakuje. Lamy FP stoja otworem chociaz mam wrazenie, ze sa one dla Ciebie troche za malo ambitne z bezsensownymi puentami. Jesli Twoja krytyka jest konstruktywna i twoje wpisy maja o tym swiadczyc. Pisz. Zapraszam. Chetnie opublikuje albo odeslij mnie do swojego miejsca w sieci gdzie moge poczytac o twoich opiniach na temat tworcow. Tylko prosze zaniechajmy tej dosc niskiej argumentacji- “to nie jest ambitne wiec po co to pisac. JA chce, JA chetnie poczytam coś ambitnego”. Przeciez to dZiecinada. Masz miejsce. NapisZ. Zrobie posta nowy. Znajdziesz adwersarzy pewnie o niebo bardziej zaawansowanych niz ja. Czekam.
    A co do tworcow i ich mierzeniem sie ze swiatem… proszę… To szkolne wprawki z polskiego i Siłaczki :)

  • słusznie, to była tylko dygresja. Uznałem zresztą, że nie ma sensu ciągnąć tego tematu (choćby dlatego, że działam na zasadzie partyzanta, a to w sumie nie fair).

    Nie piszę krytycznie w sieci (mimo namów), wychodzę z założenia, że życie jest na to za krótkie i niech sie tym zajmują zawodowcy. Jeśli nie włóczę się gdzieś z aparatem to wolę jednak oglądać (dużo) i czytać, analizować, myśleć, rozwijać percepcję i czułość szybciej niż czas rozwija we mnie nieuchronne. Temu myślowemu rozwojowi służą też krytyki, które lubię czytywać (o ile je rozumiem). Nie umiem na pewno ich pisać (poległbym haniebnie), są od tego krytycy, filozofowie kultury, ludzie władający wiedzą a nie tylko – jak ja – plumkający piórem.
    Mam też wrodzony brak ‘kupowania z góry’ autorytetów jak wspomniany Pan Mazur (skądinąd niesamowita skarbnica wiedzy o współczesnej fotografii), a takie ignoranckie osoby – płoną na stosie.

    P.S. od bardzo dawna czytałem stary blog Iczka, nawet go lubiłem. Trzymam kciuki by ten nowy nie był jak ten post – przypominający stosopalne podejscie Pana W. (znajomego pana M.) Z pewnością wiesz o co mi chodzi :)

    pozdrawiam i znikam, spokojnych świąt.

  • Marek. Gdybys czytal faktycznie moj blog to bys wiedzial ze nie jest to blog krytyka, a ja nie jestem krytykiem wiec prosze nie zapetlaj sie:).
    Polecam ci blog Jureckiego.

  • Z tym zapętlaniem to brzmi jak PR-owska wiktoria :)
    Czytałem z doskoku stary, nowy – zerknąłem na kilka postów z inspiracjami formalnością, przeczytałem pozytywne opinie. Tak de facto to znajomy naprowadził mnie na ten powyższy tekst.
    Dzięki za namiar. Zaglądałem tam chyba już kiedyś, blog wydawał się ciekawy (autor ma sporą wiedzę, niewielki poziom mesjanizmu).

fotopropaganda blog o dobrej fotografii