Już nigdy przenigdy nie będę polecał żadnych dokumentów NG o amerykańskiej fotografii i fotografach. Nie wiem czy mieliście okazję oglądać dokument – Pete Souza w Białym Domu, ale ja miałem i w sumie żałuję.
Żałuję, że to poleciłem i że sam oglądnąłem, bo zrozumiałem po tym godzinnym filmie, że żyję w kraju, który jest w dziedzinie pojmowania sztuki fotograficznej gdzieś za Antarktydą. Czyli w miejscu raczej w ogóle nie cywilizowanym.
Dokument o Souzie przede wszystkim nie był o nim. Był o filozofii fotografii i o tym, jakie miejsce dla fotografii wyznaczono w Ameryce. A jest to miejsce ZARAZ ZA Prezydentem US. Dosłownie i w przenośni. Fotograf prezydencki nie jest jedynie dokumentalistą. Fotograf Prezydenta US jest częścią systemu politycznego i społecznego tego kraju. Zgadzam się z dzerrym, że fotograf i jego praca jest żywym dowodem ciągłości istnienia państwa i jako taki stanowi jeden z tysięcy ogniw łańcucha tej demokracji, która często nas wkurza, ale potrafi zachwycić swoją konsekwencją.
Zgodnie z amerykańskim prawem, żadne z 80 tyś zdjęć wykonywanych miesięcznie przez Souze nie może zostać skasowane, bo stanowi automatycznie cześć Biblioteki Kongresu i jest prawnie chronione jako dobro narodowe. Pete Souza robi wyłączenie zdjęcia cyfrowe i jest to pierwszy fotograf prezydencki, który ma wyłącznie cyfrówkę. Nawet jeszcze fotograf Clintona pracował tylko na filmach. Biały Dom posiada własnego edytora zdjęć. Powtórzę – własnego edytora zdjęć Souzy :)
O czym my mówimy…?!
Ja nie mówię tutaj o jakiś badaniach nuklearnych, o nowoczesnych kosmicznych technologiach… cały czas mówimy o fotografie prezydenta :) Tak. Po prostu ręce mi opadły nad tym naszym padołem i pojmowaniem fotografa jako intruza. Mamy mentalność cepa. Niestety…:(
Powtórnie wrócił do mnie ten temat, gdy na ulicy wczoraj chciałem zrobić zdjęcie ciekawej osobie. Zapytałem czy mogę, zalany zostałem setką pytań: po co, kto, jakim prawem, dlaczego ja, zaraz zawołam policję, kto to widział aby zaczepiać, pedał, pedofil itp, itd….
Przykro mi. Może na Antarktydzie…?
Wszedłem też na stronę naszego Prezydenta, bo ponoć nowy fotograf już pracuje i widać efekty. No cóż… może i ktoś widzi efekty, ja nie. A jedyna rzecz, która mnie przeraża, to brak jakiegokolwiek klimatu tych zdjęć. Począwszy od żałosnego światła – nie mam pojęcia dlaczego to wszystko takie płaskie, białe, wywalone w światłach poza wykres, jakiś koszmar, a kończąc na sztampowych kadrach nadal. Myślę, że wielu fotoreporterom wydaje się, że nie ma nic prostszego niż być fotografem prezydenta i mieć dostęp do wejść od zaplecza itp… Okazuje się, że nie w tym rzecz. Trzeba mieć jeszcze dodatkowo talent… Czasami łatwiej sfotografować wojnę, niż pokazać niesztampowo spotkanie państwowe z udziałem dwóch prezydentów.
Uczmy się fotografować, bo jak nie my, to kto dzieciom to przekaże? No kto? Zostanie im NG Channel :)
Ja nie żałuję że obejrzałem ten film, był ciekawy i wart obejrzenia co do samej tematyki
ps. David Caruso nie będzie miał chyba za złe że w tym czasie nie wybrałem jego serialu :)
Nic tylko się przeprowadzić.
A ja dziękuje za polecanie pewnie gdyby nie to nie obejrzałbym i byłbym moim zdaniem stratny warto było obejrzeć :). Co do stosunku ludzi do fotografii i fotografów on nie zmieni się z dnia na dzień. To długo trwały proces a wydłużenie jego spowodował Internet i portale typu demotywatory przez tego typu działania w sieci ludzie przestali ufać osobom z aparatami. A jak wspomniane było w dokumencie chodzi o zaufanie i dostępność z tym drugim raczej nie ma problemu, ale z pierwszym jest spory. Odnośnie Prezydenta u nas Kancelaria Prezydencka mógłby stworzyć taką galerie internetową kilkudziesięciu zdjęć z poprzedniego miesiąc relacjonujące pracę prezydenta. Chodzi o same zdjęcia jedno zdjęcie jedno wydarzenie i krótki tytuł plus odnośnik do obszerniejszej informacji o wydarzeniu.
Drętwy Prezydent to i zdjęcia drętwe:)
Ale tak na poważnie – to fotografia ilustracyjna w dobrym wydaniu. Ma obrazować wydarzenia i to robi, a Grzędziński z pewnością nie wypadł sroce spod ogona. (Podoba mi się wizyta z Czech).
ps.
Rzuciłem okiem na zdjęcia kancelarii polskiego i amerykańskiego prezydenta. Tu nie chodzi nawet o przepaść dzielącą rangę i jakość uprawianej fotografii. W US prywatność jest na sprzedaż. W Polsce obowiązuje oficjałka – parady, odznaczenia, delegacje. I stąd te ziewy przy polskich migawkach oraz uśmiech przy amerykańskich. To mentalnie zupełnie inny świat, inne pojmowanie instytucji, kultury, mediów. I to widać po każdym kliknięciu.
Zgodzę się, że estetyka i, że tak powiem, kultura obrazu stoi w Stanach na wyższym poziomie, ale mam mieszane uczucia co do przeciwstawienia sposobu pracy Souzy Twojej historii z nieudaną próbą zrobienia zdjęcia osobie na ulicy. Za Atlantykiem też jest mnóstwo ludzi, którzy paranoicznie reagują na obiektyw wymierzony w ich stronę. Zamieściłeś niedawno link do strony filmu “Everybody Street” – można tam zobaczyć jak się obrywa Bruce’owi Gildenowi. ;) Mówił on kiedyś, że pomimo iż fotografował na Haiti, gdy było tam niebezpiecznie, trudniej pracuje mu się w Nowym Jorku – bo tam można co prawda zginąć, ale ludzi nie obchodzi, że robisz im zdjęcie, tutaj ich to obchodzi.
@RJ – Bruce Gilden nie jest dobrym materialem na kontrargument. O ile w NYC pracuje mu sie trudniej, to po takim spacerze z fleszem po Marszalkowskiej skonczylby na komisariacie. Amerykanie bardzo chetnie pozuja obcym. Jak juz mowimy o Gildenie, to w innym materiale dostepnym w sieci, widac jak walczy z automatycznym usmiechem, ktory wywoluje sam widok aparatu – usmiechem na widoku szalenca, ktory ingeruje fizycznie w twoja bezposrednia sfere prywatna, a do tego blyska ci po oczach. O czym my tu mowimy? Bezwzglednie najlepsza fotografia uliczna i dokumentalna powstala w Stanach i to nie moze byc przypadek.
Podobnie nie mogłem się nadziwić, że Sartorialist nie napotyka specjalnego oporu fotografując ludzi na ulicach. A jeszcze się zdarza, że traktują to jako zaszczyt, kiedy się przedstawi i okaże się że to ten Sartorialist…
Iczku, daj mi czas i trzymaj kciuki za mnie. Ostatnio miałem przyjemność robić zdjęcia panu Ministrowi Bogdanowi Zdrojewskiemu w jego gabinecie. Co prawda miałem na to 5 minut ale odkąd pamiętam jestem fotografem wojennym. Naświetliłem 8 klatek, których zapewne nikt z automatu nie uzna za dobro narodowe ale może potomni… o klasie i kulturze rozmówcy i modela nie wspomnę bo to inny temat…
“Fotograf prezydencki nie jest jedynie dokumentalistą. Fotograf Prezydenta US jest częścią systemu politycznego i społecznego tego kraju.”
Bez przesady, jego rola to robienie dobrych zdjęć i ma bardziej znaczenie marketingowe, pokazanie, że prezydent też człowiek. Dobrze wykonuje swoje zadanie.