No właśnie. Rada Miasta Gdańska zadecydowała, że rok 2011 jest w Gdańsku rokiem Jana Heweliusza. Wpisując się w oczekiwania samorządowców, instytucje kulturalne prężnie zaoferowały swoje usługi związane z pomysłem na uczczenie astronoma, żądając dotacji i otrzymując je.
Nie zakładam, że wczorajszy wernisaż Sputnik Photos w Gdańskiej Galerii Fotografii (GGF) był przemyślanym działaniem w kierunku astronomii i całego tego zamieszania, ale jeśli tak było, to gratuluje szefom placówki pomysłu na niebanalne rozpoczęcie roku :)
To, że GGF jest mniejszy od nowoczesnego dwupokojowego mieszkania, wiedzą wszyscy w Gdańsku. To, że władze miasta od z górą 60 lat nie potrafią przeznaczyć na galerię fotograficznego żadnego ze swoich nieużywanych lokali komunalnych to skandal. Szczególnie uwzględniając doskonałą przeszłość sztuk fotograficznych w Gdańsku (dawny oddział ZPAF). Jest to również wina samego ZPAF, bo jest w rozsypce zupełnej i nie istnieje praktycznie.
Tak więc, wszyscy, którzy wybrali się wczoraj do GGF mogli spodziewać się tłoku.l W końcu, po serii multimedialnych i performowanych wystaw, które królują w GGF, nadeszła pora na “zwykła fotografię”. Taką na papierze, z głębszym jednak przesłaniem.
W paru zdaniach: “IS(not)” to projekt kolektywu Sputnik Photos polegający na pokazaniu subiektywnym spojrzeniem Islandii. Grupa fotografów z Polski wraz z islandzkimi pisarzami przemierzała te wyspę i efektem ich pracy było wydanie książki pod tymże tytułem. Obecnie, rozpoczął się w Gdańsku objazd z tą wystawą po Polsce.
Tyle w telegraficznym skrócie. Jak sami wspominali autorzy na wernisażu, nie zobaczymy tutaj Islandii, jaka ona jest. Tylko jak oni ją widzą i jak ją chcieli zobaczyć. Rafal Milach podkreślał, że wątpi by tam była Islandia (w książce). Tam właściwie to jej nie ma i stąd ten przewrotny tytuł. Sama wystawa na tych kilku metrach była upakowana jak puszka islandzkich śledzi. Szefowa galerii nawet zabudowała nowe ściany aby umożliwić powieszenie większej ilości zdjęć w przestrzeni okiennej, za co zebrała podziękowania szczególne i mi też imponuje, że artystom można pomóc i nie tylko dać im klucze do pustych ścian, ale zbudować całe wnętrze. Cieszy to zaangażowanie Małgosi Zwolickiej.
Nie zmieni to jednak faktu, że śledzie w puszce czują się średnio. Tutaj poza śledziami w postaci zdjęć, zebrała się spora (ok. 50-60 osób) grupa widzów i oni stanowili już totalną ławicę makreli. Ścisk, tłum, ocieranie się, statywy kamer, wino, wszystko na kilku metrach. Koszmar. Żałuje, że nie zaprasza się prezydenta Adamowicza, bo osobiście bym mu w tym tłoku co 5 minut stawał na nogę i zaraz obok marszałka województwa, bo to chyba jego kasa.
Do rzeczy… będzie marudząco.
Znam dwa nazwiska z tej ekipy Sputnika: Rafała Milacha i Adama Pańczuka. Pierwszy od portretów, które bardzo doceniam, drugi od Karczebów, które spotkałem dwa lata temu w Trzciance. I o ile Adam zrobił serię portretów w swoim stylu, całkowicie spójną i dopracowaną w warstwie klimatu, kolorystyki, kadru i kompozycji, o tyle Rafał Milach mnie rozczarował. Wysaturowane fotki, spora część z iPhona i Hipstomatic (na ścianie w rozmiarze 8x8cm lub coś koło tego) , kadry, które aż wyją o jakieś uzasadnienie i generalnie przerost technikaliów nad zawartością. Nie wiem po co!? Zawsze uczono mnie, że stosowanie środka wyrazu powinno być jakoś uzasadnione. Ja nie ma nic przeciw iPhone, jeśli Rafał uważa,że to pomoże w uzyskaniu zamierzonego efektu, ale tutaj jest to totalnie bez sensu! Nie wiedzę ŻADNEGO powodu, żeby robić to iPhonem czy innym smartfonem, skoro można użyć aparatu. Ani się im ie spieszyło, anie to nie wygląda na ścianie fajnie. Po co!? Bo taki trynd, bo szybko, bo prosto, bo ktoś napisze, że to iPhone?
Ech…
I tak w sumie to nie mam już co napisać, bo pozostałe zdjęcia w tym projekcie są dobre. Są na tyle dobre, że pamiętałem je w drodze do samochodu zaparkowanego jakieś 40 metrów od galerii i… jak z niego wysiadłem pod domem, to już ich nie pamiętałem… Dlaczego?
Bo ja takich fotek widziałem już tysiące. Te puste domy na polu, te wejścia do domów oświetlone ciepłą żarówką w kontraście z niebieskawym kolorem nieba (widzicie to!?), te postacie oparte o sprane wiatrem i wodą deski w kombinezonie rybaka jaskrawym, te portrety w kuchniach, pokojach, na basenie, gołe cycki grubaśnego dziecka w czepku, kąpiel błotna…. No po prostu kalka. Byłem, widziałem, zapomniałem. O gdybym choć widział w tym jakieś techniczne uwarunkowania, jakiś wkład ręki ludzkiej w te wydruki z epsona… może gdybym to była wystawa barytów, dopieszczonych, wyciągniętych w cieniach, ściągniętych w jasnych partiach, to bym to zapamiętał może. A tak… :( Po prostu fotki będą żyły bardzo krótko. Jedynie Adam Pańczuk mi został w głowie, bo te portrety są czysto klasyczne, jak lubię.
To nie jest zła wystawa. Ba! Powiem, że każdy szanujący się fotograf myślący choć trochę powinien ją zobaczyć! Koniecznie. Kupić książkę też można, bo zapewne w całości jest większa szansa, że zaczną te obrazy gadać. Same w sobie jakoś nie gadają do mnie. Suma summarum, rok Heweliusza poza najbardziej banalnymi występami lokalnych cwaniaków od wyciągani kasy z miasta, zyskał wystawę, która niezamierzenie wpisała się w ten astronomiczny klimat :)
Idźcie na wystawę do GGF. Warto.
PS
A teraz czekam na replay Jarka, bo mu się wszystko podobało..:)
kurcze, nie bedzie zadnej nagrody za pierwszy komentarz ;)
pierwszy :D !!!
Szanowny Piotrze,
dziękuję za świadectwo swojego ‘bycia’ na otwarciu Is(not) i krytykę – to jest najczęściej pouczające. Ścian nie napompuję, czy w związku z zainteresowaniem publiczności nie powinnismy zapraszac na wernisaże- bo jest ciasno? To śmieszny argument.
GGF już dawno przestała być galerią wyłącznie fotografii, co wielokrotnie podkreślałam przy różnych okazjach, tak więc i wystawa Is (not) zawiera (sic!) multimedia.
Jaka szkoda, że nie wpadłam jednak na pomysł związania wystawy z rokiem Heweliusza! Może kiedy będziemy mieli rok Gagarina…
Postawa: ‘już to widziałem, już to znam’ w ogóle nie odnosi się do sztuki. Przecież widziałeś tysiące portretów wykonanych przez innych twórców ale nadal je tworzysz i interesujesz nimi innych.
Do krytyki poszczegówlnych artystów się nie mieszam, każdy czyta jak chce i to jest najpiękniejsze.
pozdrowienia
Małgosia Zwolicka
Małgosia,
Mam wrażenie, że każda krytyka tego co robicie, poza recenzjami koleżanek z GW (najczęściej przedruki Waszych własnych opisów) spotyka sie z usztywnioną postawa psa do jeża.
Po pierwsze, przecież ja wyraźnie wskazałem winnych tego, że w Gdańsku nie ma galerii z prawdziwego zdarzenia i nie byłaś to Ty… tylko władze samorządowe. Skąd więc zarzut, że ja jestem przeciw wystawom u Was!? Po drugie, przecież napisałem wyraźnie, że Ty WŁAŚNIE napompowałaś ściany w galerii, bo zbudowałaś ścianę dodatkową i pochwaliłem za to, jak to uczynili wystawiający. Nie rozumiem wiec tych zarzutów o “pompowaniu”!? Chyba nie czytałaś dokładnie tego co napisałem… albo właśnie przyjmujesz postawę, obojętnie co napisze, to i tak jest źle… nawet jak pochwalę… szok! Jak w sejmie..:)
Postawa już to znam odnosi się idealnie do sztuki. Zwłaszcza jeśli to co jest wystawione ponownie, NIC nie wnosi do dyskusji!! A tak dokładnie jest w tym wypadku….
Oglądnąłem wystawę jeszcze raz kilka dni temu. Samemu w pustej sali. Na szczęście rzutnik był zepsuty, bo on zwłaszcza nic nie wnosi do tej wystawy.
I tak jak kolega Jarek (dzerry), odnoszę wrażenie, że całe przedsięwzięcie i latanie na Islandię bronić może ewentualnie w książce. Mnie nie przekonują te zdjęcia i to uzasadniłem… to już było i w tym wydaniu niczego nie widzę tutaj odkrywczego. Jeśli sam egzotyczny rejon, jak Islandia, ma mnie zachwycić, to nie udało się to tutaj.
Forma wystawy też ogranicza odbiór. Po prostu jest to chaos… może i zorganizowany, ale nadal chaos… :)
Czy możesz polecić jakąkolwiek krytykę, recenzje z tej wystawy w innych mediach …? Chętnie skonfrontuje moje odczucia…?
Pozdrawiam ciepło czekając na kolejne wernisaże…