Dzisiaj szukałem fotografii w Gdańsku.
Podając za portalem miejskim, w mieście nad Motławą mieszka obecnie ok. 456 tys. mieszkańców (dane za rok 2009). Zakładając, że spora część z tej liczby to ludzie ponad 15 rok życia, daje to nam pewnie około 350 tys. osób, które w erze globalnej fotografii cyfrowej, posiadają aparat. A przyjmując założenie, że tylko dla 1/3 z nich fotografia jest czymś więcej niż rejestracją przyjęć u cioci, daje to nam jakieś 100 tys. osób bardziej niż mniej świadomych fotograficznie.
Na dzisiejszym wernisażu konkursu “Album dla Gdańska 2010”, organizatorzy też chwalili się liczbami. W tym konkursie wzięły udział (uwaga!) – 83 osoby, nadesłano 315 zdjęć. Konkurs był międzynarodowy.
Pytam się wiec samego siebie, czym tu się chwalić. 83 autorów!? Na prawie półmilionowe miasto… w roku 2010 gdy cyfrówka-lustrzanka jest w każdym domu!? Czy to na pewno jest sukces? Zawodowy reporter robi 300 klatek pewnie w 60 sekund, a na świeżych bateriach i 40. Jasne, wiem – sarkazm bezsensowny. A jednak. Coś w tym jest. Naprawdę przykro mi się zrobiło, jak zastanowiłem się nad kondycją gdańskiej fotografii. W końcu fotografii, która ma w swojej historii cudowne chwile, wspaniałe osoby i chwalebne zapisy w karcie fotografii polskiej. Wiem, to zamierzchłe czasy. Wiem, że mieszam fotograficzny konkurs dla mas z fotografia artystyczną. Czyż jednak to nie jest połączone naczynie. Czyż nie mamy w Gdańsku kilku co najmniej szkół o profilu foto… oni razem chyba kształcą więcej niż 80 osób…!?
– Czemu się nie cieszysz Iczek? Przecież wiszą fotki na ścianach, tak jak lubisz. – dzerry wydawał się żartować, ale jakoś nam nie było do śmiechu.
Pisałem już o moich odczuciach związanych z laureatami i wynikami. Na wystawie zobaczyłem więcej i przekonałem się, że niestety czasami dobrze, że czegoś nie widać. Banalność nagrodzonych prac i wiszących wyróżnień miała się nijak do pompatycznych słów sekretarki (w sensie sekretarz) jury o tym czego jury szukało i co niby znalazło w tych pracach. Kicha. Poza wyjątkami.
W sumie to zastanawiam się do kogo ja mam pretensje? Do organizatorów, że zrobili konkurs? Do ludzi, że mają w nosie fotografię, którą spłycono w ostatnich latach w Gdańsku do jednej małej salki i to pod patronatem Ministra, Marszałka i Prezydenta!? Gdańska Galeria Fotografii ma pewnie ze 40 m2, a obok za rogiem stoją puste salony Galerii Miejskiej. Ale wiecie, jak to jest… nie ta kasa, nie ten samorząd no i ambicje kierowników. Kończy się to tym, że fotografia-album dla Gdańska stał się jakimś zapchaj korkiem upchanym w kalendarz GGF, która na co dzień zajmuje się kompletnie innymi mediami… fotografia zeszła na plan dalszy. Znika.
Lubię czasami zajrzeć na blog Krzysztofa Jureckiego, może dlatego, że mamy pewne “rachunki do wyrównania” :), ale też dlatego, że wchodząc tam czuję się podobnie , jak wtedy gdy otwieram powidła śliwkowe mojej mamy. Są wyjątkowe, niecodzienne, szlachetne, wysmakowane, ale też mają zasadniczą wadę. Nie da się ich zjeść za dużo, bo zemdli. Fotografia przypominana na tym blogu, natarczywie powracanie do “wielkich czasów” i stale tych samych nazwisk z historii – to męczy. A jednak sięgam tam, może z sentymentu. Może w poszukiwaniu tego, czego nie znajduję w konkursach… może po prostu z zazdrości, że nie jestem artysta i nie kumam tych fot. Tych “zpaf’owskich” historii.
W sumie to powinienem zapytać się gdzie jest gdański oddział ZPAF? Staszku, czemu Was nie ma podczas tego typu działań, jakie czasami wznieca z miastem GGF?! Ja rozumiem, że czasami trudno wpraszać się w nieswoje działania, ale bezczynność nie jest rozwiązaniem. Może udział ludzi posiadających pewną estetykę już zapomnianą, również dla konkursowiczów będzie wartością dodaną? Czemu się odcięliście od miasta..? Czemu ZPAF nie istnieje w Gdańsku?
Wczoraj przeczytałem ponownie ciekawy wywiad z Bogdanem Konopką w FotoTapecie. Polecam Wam serdecznie. Krótki cytat:
“…Niektóre fotografie wywołują rezonans u krytyki, u publiczności. Okazuje się, że są tacy twórcy, którzy tego rezonansu nie wywołują.”
Dokładnie taki brak rezonansu wyniosłem dzisiaj z wernisażu Albumu dla Gdańska. Pomimo zapowiedzi, że to wybrane zdjęcia mają głębię, ja jej nie widzę.
Może jednak warto aby w imię fotografii połączyć aspekt amatorski (konkurs) z odrobiną szlachetnego artyzmu i wspólnie zrobić następny Album? Może. Mam jednak obawy, że zbyt wielu musiałoby uwierzyć, że nie mają monopolu na fotografię :)
Ch. z tym, rób swoje.
Rafa racje ma …
Obliczenia dziecinne i godne PRLowskiego ministerstwa gospodarki…ale moge potwierdzic, ze niestety problem biernosci artystow ze Zpafu wystepuje nie tylko w Gdansku. No coz…
Piotrze,
Pomyłka nie piszę o ZPAF-ie. Np. Keymo nie ma nic wspólnego z tą organizacja, Ewa Bloom-Kwiatkowska to malarka, a dyplomy z ASP też nie pasują do ZPAF-u. To zaś najpopularniejsze tzw. posty. Ja wczoraj podarowałem sobie “Album dla Gdańska” i pojechałem z Waldkiem i Leszkiem do Sopotu, bo to konkurs dla amatorów GTF-u i właśnie ZPAF-u. Poza tym, wiele zawsze znaczy jury, a wątpię, aby było profesjonalne i w miarę obiektywne. Piszę to na podstawie dwóch czy trzech wcześniejszych konkursów. Pozdrawiam Krzysztof
Krzysztof,
Miałem na myśli Twoje często powroty do “źródeł” polskiej fotografii w odniesieniu do większości prezentowanych przez Ciebie twórców współczesnych. Nie zagranicznych, ale krajowych. Zawsze łączysz to z tym skąd moga się wywodzić lub co Ci przypominają i zawsze pada stały zestaw nazwisk. Te nazwiska sa już jak mantra… ja bym troche odczarował te polska tradycję fotograficzną, bo ona jakoś nie jest aż tak wybitna :)
Co do Albumu…. słabo widzę przyszłośc tego czegoś, a żałuje, że nie wiedziałem o alternatywnej imprezie w Sopocie.
Piotrze,
Teraz będę dopiero w maju w Sopocie. Dziękuję za powidła, też lubię. Zwłaszcza te od Mamy. Piszę o tych których cenię, lub są niedoceniani lub jeszcze nieznani (np. K. Karczmarz). Większość z nich należy do ZPAFu, ale ta organizacja jest mi niestety obca, mimo, że też jestem członkiem honorowym. Nigdy nie zorganizowałem dla niej żadnej wystawy, ani nie miałem żadnego wystąpienia. Teraz funkcję związku przejęły uczelnie artystyczne. Taka jest kolej rzeczy.
Krzysztof
A sadzisz, ze ten stan rzeczy moze zmienic jedynie zasiedzialy zpaf, a nie ktos z energia i ambicjami ? :)
Jedna osoba czy nawet jedna galeria, pismo nie jest w stanie niczego zmienić. Napisałem wyraźnie, że punkt ciężkości przesunął się na uczelnie artystyczne, głównie ASP. W ZPAF-ie nic ciekawego się już nie wydarzy, on może jedynie “powtarzać” po innych, sam niczego nie stworzy.
Punkt ciężkości przesunął się w kierunku ASP? A skąd on się tak przesunął ? :) I co to konkretnie miałoby oznaczać?