fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Dwa do jednego

Moje zmęczone uszy wychwyciły w domowych, wieczornych szmerach znajomy głos sączący się z ekranu. Odłożyłem kuwety z utrwalanymi negatywami z ostatniej sesji i się wsłuchuję. Głos mówi mniej więcej tak: “Jestem bardzo zadowolony z postawy chłopaków. Dali z siebie wszystko. To był naprawdę dobry mecz!”

Te słowa zapewne niosłyby za sobą jakiś znaczący fakt wygranej czy coś takiego. Ale nie… bo to był głos selekcjonera polskiej reprezentacji w piłkę nożną, który “na gorąco”, na stadionie komentował “wyczyn” swoich chłopaków, którzy PRZEGRALI (!!!) z Australią 1:2, grając w końcowej fazie meczu z przewagą jednego zawodnika i nie strzelając rzutu karnego. No po prostu cudownie! :) Czy ja żyję w matriksie? Co za idiotą trzeba być, aby mówić takie bzdury? I to za pieniądze, nie małe, oj nie małe… :) Ależ to jest fucha to selekcjonowanie…:)

Od razu przyszła mi do głowy paralela z fotografią (do fotografii?).

Często widzę fotografie, które za chińskiego boga do mnie nie przemawiają. Ba! One w sumie nie przemawiają do nikogo, bo ich poziom i wykonanie jest żałosne. Nic to. Najważniejsze nie jest to zdjęcie, ale dopisek. A najczęściej cały elaborat, który wyjaśnia mi co widzę. Taka instrukcja i naprowadzenia na “dobre” drogi. W tym elaboracie, najczęściej napisanym przez kolegę wykonawcy, jest zawarte to, co niby ja mam zobaczyć. Zupełnie identycznie jak w meczu z Australią. Ja widzę co innego, komentatorzy co innego, a selekcjoner kompletnie jakby był napalony w trzy trąbki. I on to jeszcze cudnie tym tępym dziennikarzom wrzuca jak kamienie do ogródka. I wszyscy są szczęśliwi. Tak i w fotografii… Ktoś się wystawił, ktoś coś napisał, fotki do niczego, ale… wszyscy są szczęśliwi i nikt nic nie mówi…

Młócę ten temat od dłuższego czasu, bo coraz częściej spotykam się z regulaminami konkursów, w których organizatorzy proszą o opisanie “projektu”. O dodanie odautorskiego słowa wstępnego. No i mam dylemat, bo jak tutaj pisać o tym, co najczęściej nie da się opisać. Kto to powiedział? – “Gdybym umiał to opisać, to nie robiłbym zdjęcia” – jakiś fotograf. I coś w tym jest. Dodawanie tych szalonych i najczęściej językowo karkołomnych opisów jest jakimś niezdrowym objawem wciskania się między dzieło a odbiorcę. Ale to może nie jest najważniejsze – gorsze jest bowiem, że bez tego opisu te fotografie, te dzieła nie istniałyby w ogóle.
Spytacie – co zrobić, gdy chcemy sami dodać, nakierować na zrozumienie naszego pomysłu? Że podanie zdjęć (serii) bez wprowadzenia nie pozwoli zrozumieć naszych zamierzeń. Cóż… sam nie wiem. Sam bronię się przed opisywaniem, starając tak podać zdjęcie by samo gadało. Pozwalam sobie na podpis, często sugerujący… bo odkrywam w ten sposób pewne “zaplecze” modela, jego źródło. Nie wiem czy to dobrze, ale wiem, że czasami opis wygrywa ze zdjęciem w stosunku 1:2. I potem tylko pozostaje szybko zejść z boiska, bez komentarzy w stylu selekcjonera :)

12 komentarzy

  • Ja w kwestii formalnej: rzeczownik “idiota” w narzędniku piszemy “idiotą”, nie “idiotom”. “Idiotom” to forma celownikowa w liczbie mnogiej tego samego rzeczownika ;-) Piszę żeby nie wyjść na idiotę, który nie zauważył …

  • Dla mnie miszczostwem świata była ulotka opisująca nie tylko co odbiorca widzi na prezentowanych zdjęciach, ale nawet co czuje oglądając je.

  • Iczek,
    bo pewnie chodzi o to, że ludziom proszącym o te podpisy (czy też opisy) nie chce się samemu tego pisać. A przecież wiesz, że tłumom odwiedzającym galerię trzeba powiedzieć wyraźnie co jest dobre i dlaczego.
    Z tego wynika, że jeżeli chcesz publikować projekty, powinieneś mieć kogoś, kto by ci robił krótkie notatki do nich, a najlepiej jeszcze ogarniał całościowo promocję, miał znajomości, był dobrym sprzedawcą i robił wyśmienite kanapki. ;)

  • Mój ulubiony zwrot to: “ujemny wzrost gospodarczy” . Co do reprezentacji to szkoda sobie zawracać głowę i męczyć klawiaturę.

  • Ale dlaczego zakładać, że wszyscy mają zdolność rozumienia obrazu (czy szerzej – sztuki) bez wprowadzenia, bez ułatwień? Tak przecież nie jest i chyba nikt nie będzie się z tym spierał. Opis może pomóc niewtajemniczonym w dotarciu głębiej w sens obrazu, może ułatwić próby rozumienia. Brak opisu może z góry wykluczyć taką szansę i pozostawić poza nawiasem jeszcze większą grupę ludzi.

    Myślę, że zamiast zamykać się w klasztorze elitarnej grupy wtajemniczonych, co to wiedzą i rozumieją, i czują się przez to nieco lepsi od pozostałych, lepiej popularyzować umiejętność wrażliwości na obraz. Tym którzy stawiają pierwsze kroki podawać pomocną dłoń, nie chodzi o to aby wyszli z galerii z przeświadczeniem, że zmarnowali właśnie kupę czasu, który mogli spędzić pożytecznie na zakupach w centrum handlowym.

    Oczywiście autor może nie życzyć sobie opisów, wprowadzeń, czy innych ułatwień dla odbiorcy. Może chcieć wieloznaczności, dociekań, może chcieć uniknąć prostych odpowiedzi na temat swojego dzieła. Ma pełne prawo zawiesić poprzeczkę wysoko, licząc się z tym, że niewielu ją przeskoczy.

  • Myślę, że Iczkowi chodzi bardziej o dysonans poznawczy, którego można doznać konfrontując opis z obrazem. Jeśli piszą, że ja czuję a ja absolutnie nie czuję to się niezręcznie czuję :)
    A krótki opis służący pchnięciu odbiorcy w odpowiednią stronę interpretacyjną jest jak najbardziej ok.

  • >Często widzę fotografie, które za chińskiego boga do mnie nie przemawiają. Ba! One w sumie nie przemawiają do nikogo, bo ich poziom i wykonanie jest żałosne.

    Jak ja nie cierpię takich generalnych krytyk. Nie wiadomo o jakich, ani o czyich zdjęciach mowa, ale wiadomo, że o złych. No to se można na nich pojeździć, bo jak są złe, no to przecież im się należy. Sama radość, nie? A ci cykliści? No, panie, ci to dopiero…

  • iczek@ “Najważniejsze nie jest to zdjęcie, ale dopisek.”

    Spisek-Dopisek ;-) Trudno tak gadać w powietrzu, bo – jak słusznie zauważył Robert – nie wiadomo o jakie zdjęcia chodzi i o jakie “dopiski”. Bez konkretów nie ruszymy z miejsca, chyba że na jedno “generalnie” odpowiemy “generalnie”… A generalnie to mogę powiedzieć tylko, że widywałem komentarze słowne o wiele ciekawsze i bardziej wartościowe niż same obrazki. Nie przeceniajmy fotografii, bo jakbyśmy jej nie kochali – obraz bez słowa, w którym możemy się do niego odnieść, to czek bez pokrycia, wart tyle, co błysk latarki!

  • Ja nie mam nic przeciwko opisom lub podpisom, jeśli uzupełniają obraz a nie próbują go zastąpić.
    Próbując odnieść to do wspomnianej piłki nożnej opis i obraz powinni grać w jednej drużynie wspólnie a nie tylko na tej samej połowie ściany. Czasami może zdarzyć się tak, że opis lub podpis nawet tych najbardziej wtajemniczonych może wybić z ich jakby się mogło wydawać jedynych i słusznych torów postrzegania obrazu np.:

    Rene Magritte „To nie jest fajka”

    Znaczenie ma również tematyka fotografii, bo w zależności od niej opis może pełnić różne funkcje.

fotopropaganda blog o dobrej fotografii