Bluźnię.
Wielu znajomych zapewne przetrze oczy i obrazi się śmiertelnie, zdając sobie sprawę, że to nie żart, ani prowokacja. Ja naprawdę chcę zatrzymać to obłędne koło.
Koło obłudy i robienia sobie jaj z pomysłów spłodzonych w głowie Edwina Landa.
Ale do rzeczy. Ponad rok temu ruszyła machina “ratowania” idei polaroid. Całym sercem i całą dostępną kieszenią byłem za tym, bo poczułem sam co to znaczy polaroid i jaką radość fotografowania niesie ta twórcza technika. Już nawet pomijając całą otoczkę manipulacji i pomysłów na manipulację materiałami polaroid, sam fakt tworzenia zdjęć z tej technice i cud “pokazywania” się obrazu jest tak napędzający, że aż trudno uwierzyć w tak banalny pomysł. Edwin Land wiedział czego chce i zakładam, że nie oczekiwał w najśmielszych wizjach, że jego dziecko przekształci się w ogólnoświatową technikę w latach 60, 70 i 80 jeszcze.
Żyły tym pokolenia. Kiedy więc grupa pasjonatów skrzyknęła siły i środki na uratowanie tego, co się da uratować, stanąłem wraz z nimi. Kiedy po miesiącach niepewności i zwątpienia ożył w końcu projekt niemożliwy, cieszyłem się. Jak dziecko. Od razu zamawiać chciałem, kupować testować. Jednak krótką chwilę potem odezwały się głosy sceptyków. A że sceptycyzm to jakaś wrodzona ludzkości cecha, to i bagatelizowałem z początku te głosy. Niestety. Dłużej się nie da.
Z każdym kolejnym newsletterem z IP, który ląduje w mojej skrzynce, przekonuje się, że ktoś chce ze mnie zrobić większego wariata niż jestem i wmówić mi, że sztuka nie ma granic absurdu. Że dając mi kolejne niedokończone rozwiązania i coraz bardziej marne techniczne materiały – gwarantuje mi się wyjątkowość w świecie fotograficznym. Innymi słowy… że mój artyzm jest tym większy, im częściej kupuje kolejne pomysły Impossible Project i im gorszy wynik wychodzi z tych filmów.
Im gorzej, tym lepiej = Im drożej, tym lepiej.
Konkrety… Zakupiłem reanimowany i konfekcjonowany w nowych pudełkach TZ Artistic. Notka na pudełku mówi o testowaniu materiału i ich wyjątkowej podatności na artystyczne działania autora. Prawda była! Po 30 minutach od wywołania, materiał zachodzi zielona lub niebieską mgłą (złe utrwalenie), blednie, a w końcu po 2-3 dniach nadaje się jedynie do śmietnika. Okazuje się, że to nadal nie zraziło zakochanych fanów. IP wypuściło nową emulsję, która miała powalić na kolana – PX 600. Materiał tak niestabilny i nieprzewidywalny, że twórcy postanowili z wady zrobić zaletę. I oto reklamą tego materiału jest właśnie to, że jest on nieprzewidywalny! Yahooo!:) Sprzedać coś co nie działa i zmówić ludziom, że to zaleta. Podziwiam marketing, naprawdę!
Kolejne pomysły Impossible to czystej krwi PR i marketing doprowadzony do granic perfekcji. Zdobycie zaufania setek tysięcy maniaków polaroid gwarantuje im zbyt na długie lata, bo oni są jak sekta. Nie przekonasz ich. Nawet chyba nie powinno się, bo jest coś uroczego w tym ich zapatrzeniu… :)
Kiedy wnerwiony wywalałem Artistica do kibla, zapukała mi w okienku laptopa nowa wiadomość. Tym razem, IP proponuje mi pierwszy kolorowy materiał do aparatów SX-70 (kolejny kult). Materiał nazywa się PX-Color Shade. I patrzę na te testowe, reklamowe zdjęcia z tego materiału i już mi się śmiać chce, bo to jest kolejne totalnie niedopracowane nic, które z kolorem ma tyle wspólnego, co ja z cyfrowymi aparatami. Ręce mi opadły. Oddałem pożyczony SX-70. Powoli kończą mi się oryginalne ładunki Polaroid 55. Nie kupię już tego, a szkoda..:(
Dlaczego wspomniałem o Edwinie Landzie na początku tego materiału…?
Otóż Edwin Land kierował się ważną zasadą, o której raczyli zapomnieć panowie z Impossible Project. Edwin Land dążył do doskonałości swoich materiałów. Dlatego współpracował z fotografami i robił z nich maszynki do testowania. Dlatego dopracowywał kolejne rozwiązania. Dlatego stworzył imperium. Był technicznie nie do przegonienia.
Impossible Project ma talent marketingowy. Nie ma niestety idei Landa. Zamiana idei perfekcji na ideę artyzmu wyklucza się wzajemnie.
Żałuję, ale jestem za STOP Impossible Project.
Szkoda.
impossible!:)))
Mam DOKŁADNIE takie same odczucia!!
Mnie jeszcze rozbroił przykład rozsyłany z IP jak zbudować osłonę, która pozwoli nie zaświetlić materiału w trakcie wołania (sic!) i ogólnie wyglądało, że najlepiej przeprowadzić cały proces w ciemni. Zgroza! Zawsze myślałem, że Lomo to przerost marketingu nad technologią, ale Imposible pokazał, że Lomo jest takim malutkim pikusiem przy nich… Szkoda, bo ja cały czas liczyłem, że będzie to nowa 55 :-(
Rafał – Łomo to faktycznie przy nich skromna marketingowa myszka :)
Ja też łudziłem się, że oni naprawdę wezmą i zrobią coś dużego, ale w sumie to na jakich przesłankach opierałem te wiarę? Na żadnych :)
Aby robić to dobrze trzeba mieć korporacje, dużą firmę z zapleczem know-how, a nie jakiś tam pasjonatów…
Lepszym przykładem działania jest zdecydowanie kontynuacja produkcji materiałów do aparatów Polaroid 20-24 cale. Tak sprawę wziął w ręce jeden człowiek i robi dla siebie i 5 innych pasjonatów, a także dla artystów na konkretne zamówienie. To jest naprawdę ciekawe rozwiązanie bez nabijania ludzi w butelkę :)
Na początku IP sprawiał bardzo pozytywne wrażenie. I jak to pięknie, aż nie realnie, brzmiało: Inżynierowie z Polaroida postanowili uratować dziedzictwo Landa. Okazało się jednak, że jakimś cudem, albo zabrakło know-how, albo pieniędzy na dopracowanie materiałów, a samo posiadanie oryginalnych maszyn to mało. Za to machina marketingowa rozpędzona została na maksa. To zresztą wygląda na bolączkę branży fotografcznej. Projekty takie jak 20×24 pokazują jednak, że są zapaleńcy, którym na sercu leży również jakość, a nie tylko szpan. Szkoda, bo wygląda na to, że New 55 nie zostanie ostatecznie zrealizowany, a przynajmniej nie w kształcie, który przypominałby swój oryginał. Słuszna idea doskonałego pozytywu i używalnego negatywu wyewoluwała najpierw do negatywu natychmiastowego, a ostatnio tylko do idei jednokompielowej chemii do wołania w warunkach pozaciemniowych.
Ja osobiście w ogóle nie rozumiałem tego całego zamieszania wokół śmierci i konieczności wskrzeszenia Polaroida, skoro żyje i ma się dobrze Fuji Instax i to w kilku różnych formatach. Jedyna (pewnie dla wielu zasadnicza) różnica to brak odpowiedniego wskaźnika kultowości (no i chyba nie oferuje kwadratowego formatu).
Rafal, Instax to swietny material, podobnie jak jak Fuji FP. Problem z tym, ze aparaty Instax sa po prosty do dupy. Poziom kultowosci nie ma tu nic do rzeczy. SX-70 to lustrzenka z przyzwoitym obiektywem i dobrym pomiarem swiatla. Instaksem nie zrobisz na przyklad zdjecia z pol metra, precyzyjnie ostrzac na to co chcesz. W Instaksie rozwala mnie koszmarna paralaksa i automatyczny flesh. Swietna zabawka, ale kilku rzeczy po prostu nie udalo mi sie nim zrobic. Material klasy Instaksa w SX-70 i nic wiecej w z integralnego polaroida nie potrzebuje.
Pamiętajcie, że dzieło Landa to produkt dopracowywany przez lata. IP wystartowało niecały rok temu – są plusy i minusy, jak zawsze, ale rację mają Ci, których boli fakt, że za stosunkowo duże pieniądze dostaję się materiał do testowania, a nie fotografii jako takiej.
Polaroid był piękny przez niedoskonałość materiału, a nie nieprzywidywalność.
Projekt pewnie wytrzyma ciężkie początki, bo i jest dobry marketingowo, i jest rzesza fanów.