Każdy kto ma dziecko w wieku minimum 3-4 lat wie, że często używanym zwrotem u tych młodocianych osobników naczelnych jest zwrot: ‘a co to znaczy’ lub ‘a dlaczego’.
Jednak ostatnio zdałem sobie sprawę, że biorąc pod uwagę zakres sensownego słownictwa (sic!) jakim się posługuje to małe Coś, nie opuszczające deski za sobą w łazience, jest niewspółmiernie wielki do ilości przytoczonych pytań, które mi zadaje.
Innymi słowy – zadając tak niewiele pytań o znaczenie słów i zwrotów – ten bąbel niewiele większy od mojego aparatu przyswoił sobie olbrzymi, wprost gigantyczny zakres wiadomości i sensu życia.
Oj tak… wielkie słowa. Sens życia…. ale uzasadnione…
Oto bowiem, jak nie trudno wywnioskować, młody naczelny przyswaja pewne rzeczy z kontekstu. Nie pyta mnie o każdą rzecz. Nie usłyszałem nigdy pytania: A co to jest piżama? A co to jest telewizor. Nauka jest kontekstowa. Znaczenie słów wyłapywane jest z kontekstu zdarzenia.
I juz zapewne wiecie, że zamierzam coś napisać o kontekście, bo zrobiło się jakoś ostatnio głośno o kilku książkach traktujących o kontekście w fotografii. Jak czytać zdjęcie, czy kontekst jest ważny. Jakie znaczenie ma wiedza fotografa w kontekście odczytania jego zdjęcia itd..
Barykada w tym wypadku nie dzieli jednak stron na dwie pozycje. Pozycji bowiem jest tutaj wiele. Barykada przypomina więc raczej rozgwiazdę. Pomiędzy jej ramionami znajdują swoje pozycję wszelacy filozofowie fotograficzni.
Bo mam nadzieję, że trochę filozofami jesteście i Wasza fotografia to nie jedynie obrazek i koniec.
Jest coś za tym.
I tutaj już jest kontekst…:)
Ja, będąc pewnym swego, twierdziłem uparcie, że obraz fotograficzny powinien istnieć bez kontekstu. Bez uświadamiania odbiorcy o co chodzi. Że obraz ma wyrażać w sobie wszystko, co pozwoli mu stać się niezależnym bytem, tworem. Dziełem zachwytu, zadumy, przerażenia, podniecenia…
Wraz z rosnąca ilością zakupionych w życiu pampersów, kwiatów na kolejną rocznicę, zamówionych stolików w restauracjach i wreszcie wraz z ilością zmarnowanych fiszek i klatek oraz bajtów… tak, tak.. bajtów na karcie… jakoś mi się zmienia.
Przechylam się ku zwolennikom umieszczania fotografii w kontekście. Z wyjaśnieniem. Z opisem. Z wprowadzeniem czytelnika w świat, który pokazujemy i w kierunku nawet (!!!) nakierowywania go w odbiorze.
Wiem… karkołomne.
Ale jednak.
Spodobała mi się książka Ian Jeffrey’a “Jak czytać fotografię”. I zupełnie inaczej do niej podszedłem uprzedzony tekstem Rudolfa.
Nie traktowałem jej jak coś, co muszę przeczytać od a do z po kolei. Ja sięgałem po nią i otwierałem na chybił trafił. I nie czytałem więcej niż 2-3 autorów.
To się sprawdza. W wypadku tej książki, nie możemy jej traktować jak podręcznik historii fotografii, ani jak spójną opowiastkę. To jest zbiór. Zbiór bardziej lub mniej głupich kontekstów zdjęciowych. Bardziej lub mniej mądrych uwag o zdjęciu.
Ale w sumie ciekawych.
Tak spoglądam czasami na to, co trzymam w klaserach na półce. Staram się sam opowiedzieć historię, kontekst mojej fotografii. Cholernie trudne zajęcie. Bo w sumie odpowiedzieć sobie muszę na zasadnicze pytanie – dlaczego ja fotografuje?!
Dlaczego akurat portrety?
Po cholerę zakładam na głowę modela czapkę?
Co tkwi pod skórą?
Jaki kontekst mają moje fotografię? Co nimi chcę pokazać?
Zakładając, że nie pstrykam dla zabawy, to jak chcę przekonać do swojej fotograficznej wizji odbiorcę?
Jak go zaprosić do mojego świata?!
I tutaj przydaje się kontekst. Wprowadzenie. Opis. Narracja niejako…
Pójście na łatwiznę – powiesz!?
Może…
"Po cholerę zakładam na głowę modela czapkę?" to jeszcze nic. W czapce na głowie to i zdarzy się współcześnie jakiegoś człowieka zobaczyć, ale po cholerę młody, półnagi człowiek siedzi u Ciebie w studio z porożem na ramieniu i z jakimś zwieszonym pasem czy taśmą? :)))
—
Mariusz
Ach, wreszcie ja to mogę napisać wobec kogoś – przykład poproszę!
Pokaż to, jak nadajesz kontekst, pokaż mi zdjęcie, które osadzisz w kontekście – tylko oby nie był to kontekst zrozumiały jedynie dla Ciebie…
Oczywiście zakładam, że osadzisz zdjęcie w kontekście jakimś tekstem, opisem…
O, to to.
Pal sześć opisy słowno-muzyczne.
Najważniejsze są te pytania: dlaczego, po co, dlaczego w ten sposób… Kontekst sam się odnajdzie, tak jak cień po zapaleniu światła.
Fakt faktem że każdy na swojej drodze staje przed pytaniem – dlaczego?
Dlaczego wybraliśmy Fotografie jako formę naszej ekspresji? Nie usprawiedliwiajmy się że nie potrafimy malować lub tworzyć muzyki. To często świadomy wybór.
Ja osobiście lubię przeczytać imię osoby której był zrobiony portret lub nazwę miejsca, datę w której zrobiona była fotografia. Jest wtedy jakby "pełniejsza".
Z drugiej zaś strony jakoś od początku wpoiłem sobie że zdjęcie powinno bronić się samo. Bez pomocy autora.
Interesujący post.
kontekst może być znaczący, albo bez znaczenia, albo przegadany, np kobieta w stroju torreadora, to dobrze dopasowany kontekst, dużo miejsca na refleksję, bez gawędzenia, w sam raz, zwłaszcza, że strój pasuje do modelki :)
Książka Jeffreya jest mocno przeciętna. Nie jest nawet zbiorem anegdot, choć dobrze nadaje się do czytania w tramwaju lub kolejce do dentysty.
Nie porzucaj swojego pierwotnego wierzenia – że kontekst nie ma znaczenia. Ono jest prawdziwe.
To, że ty osobiście widzisz swoje własne zdjęcia w kontekście, to niczego nie dowodzi. Musisz je widzieć w kontekście, bo przecież nie wyjdziesz z własnej skóry ;)
Powiem ci więcej – w zasadzie nawet fotoreportaż nie musi mieć opisu. Być może zdjęcia prasowe powinny mieć podpisy i kontekst. Ale chyba tylko tyle.
Kontekst jest konieczny, bez niego nie może być mowy o treści fotografii. Prawidłowe pytanie brzmi: czy chcemy dostać kontekst na tacy od autora, czy wolimy go sobie dopisać samodzielnie. Niestety nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Brak narzuconego kontekstu może powodować powstawanie kontekstów nieprzewidzianych przez autora lub wręcz sprzecznych z jego intencjami. Może też powodować wieloznaczność fotografii, co powinno stanowić o jej dodatkowej sile. Z kolei podanie kontekstu przez autora z góry, może ukrócić charce interpretatorów, za to powinno ułatwić zrozumienie jednynie-słusznego przekazu, który autor miał na względzie.
I tak źle i tak niedobrze albo odwrotnie – tu siła i tam.
Wieloryb to potoczna nazwa większego walenia… "walenie"-:) Dlatego jak słyszę ( tfu..czytam ), jak Krzychu mówi: "kontekst nie ma znaczenia" to przychodzi mi na myśl jedynie wieloryb.
Sorry, nie zaglądam aż tak często, ale zauważyłem w galerii iczka zdjęcie siwej pani, które skojarzyłem z jakimś wpisem kiedyś i zapamiętałem jako "pani profesor" .. czy to się zgadza?
Pomieszałem ? Jeśli nie pomieszałem – to "opis" ma znaczenie dla mnie, a jak pomieszałem to wieloryb.
Tomasz Pawłowski
@guerilla – nie jest dla mnie jasne o czym piszesz, bo nie znam chyba jakiegoś kontekstu..;) Tak na nosa mogę tylko opiniować, ze ni w 5 ni w 9…( ale mam katar dzisiaj, więc nie przesądzam ) Krzychu wyraził dość popularną wśród fotografów opinię, ze "kontekst" nie ma znaczenia. Jest to opinia wręcz obiegowa a ja uważam ją po prostu za błędną i wobec takich opinii będę bronił się absurdem oraz surrealizmem. Więc jak najbardziej wieloryb!!! Twoje wynurzenia nt użytkownika "krzychu" w kontekscie i bez kontekstu dziwią mnie niezmiernie z dwóch powodów: primo to zdawało mi się, ze gdzieś czytywałem wpisy świadczące raczej o erudycji krzycha, ( a moze to nie ten sam? ) a wtóro ja odnosze się do poglądu a nie do osoby ( tym bardziej, ze jej nie znam ;) No a poza tym – Kartagina powinna zostać zburzona!
Tomasz P.
@Tomasz P. – delikatnie, z humorem i celnie. Dziękuje za komentarz.
@Guerilla – faktycznie, po co do człowieka piszesz, pisz do tematu, do rzeczy :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
guerilla, jestem gościem tutaj i nie przyszłoby mi do głowy doszukiwać się kontekstów wewnątrz-blogowych, przyjmuję zasadę, ze jak wchodzę i coś gadam – to tylko wewnątrz treści, o której mowa. Jak ktoś mówi, ze pada deszcz, to wyglądam przez okno i – wierz mi – nie sprawdzam, czy aby wcześniej nie napisał, że akurat słońce świeci. Coś zapamiętam i coś przeoczę. Nikt z nas nie jest doskonały, ale nie zmienia to faktu, że Balcerowicz musi odejść, Kartagina musi zginąć, a mi się należy fota Rudolfa;) ( 30 na 30 proszę)
ps. ..że Barthes…no właśnie: umiał on przyznać , ze "język ekspresji i język krytyki" walczyły w nim kiedy pisał o fotografii ( str.19 ) , opisał drogę swoich błądzeń, olśnień i zapomnień… czy to nie właśnie w tym tkwi siła tego "dziwnego" tekstu? W tym, ze nie ściemniał, choć – posługując się biegle aparatem wyspecjalizowanych pojęć – mógł?
A jak on mógł – to i my możemy.
T.Pawłowski…ale mówiłem, ze coś przeoczę?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Ten komentarz został usunięty przez autora.