fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Koooonkurs, kaaaaartofle….!


Pocztówka z Sosnowca, Kartka z Węgorzewa, Warszawa na eksport, Biennale Fotografii BW, Antytechnika w PRL, Moje Pomorze, Moja ulica, Power of Łódź, Las w moim obiektywie, Zmiana klimatu w moim obiektywie (o! – to ciekawe) czy Foto Wędkarskie.

To tylko wybrane tytuły konkursów fotograficznych, od ilości których uginają się łamy internetowych portali. W życiu nie widziałem tylu konkursów fotograficznych, co w ostatnich 2 latach, może roku…!

Jasne, nic tylko się cieszyć. W sumie to w prostej drodze prowadzi do popularyzacji fotografii. Tylko czy ja nadal chcę popularyzować taką fotografię…?! Konkursową?
Znam ludzi, którzy wysyłają zdjęcia na 80% tego typu konkursów. Etatowo niejako :)

Ale mnie ciekawi coraz bardziej mały skrawek całości zagadnienia… a mianowicie: kto do ciężkiej anielki zasiada w tych wszystkich konkursowych ‘jury’ :)?
No kto?

Członkowie ZPAF nie obskoczą wszystkiego, bo zapewne posiadanie legitymacji ZPAF jest jakąś formą legalizacji “znania się na fotografii”. Urzędasy z dziką rozkoszą się tam znajdą, zwłaszcza jeśli konkurs dotyczy piękna ich miasta, gminy, powiatu czy wsi. To logiczne.
Ale to nadal pewnie jakiś ułamek… wszystkich jurorów…
Spora część imprez kulturalnych okraszona jest teraz konkursem foto. Już prawie mam wrażenie, że audiotele zostaje w tyle…

Więc kto ocenia prace na tych setkach, a może już tysiącach konkursów fotograficznych?
Co warte są te wszystkie konkursy!?
Bo ja rozumiem, że waga konkursu jest wprost proporcjonalna do jury, które ocenia te prace i im więcej głośniejszych nazwisk z danej dziedziny, tym konkurs ma teoretycznie większy prestiż. Mylę się?

I tutaj docieramy do części technicznej…. oto bowiem pewnie w 60% tych konkursów w ogóle nie podany jest skład jury :)! A przynajmniej nie z nazwiska. Najczęściej skrywa się to pod piękną nazwą “Kapituła Konkursu”.

A może jak ktoś sugerował w komentarzach – konkurs to najlepsze miejsce do szukania prawdziwych fotografii…?

5 komentarzy

  • Ale pytanie co daloby podawanie naswisk jury.
    W ostatnim SWPA podano naswiska tych ktorzy decydowali o wyborze najlepszych prac, a i tak zostaly wybrane prace srednie oraz slabe, a najlepsze lub odpadly lub znalazlem je na 3 miejscu.
    Wiec czasem kilku urzednikow ma lepszy smak i poczucie estetyki lub potrafi ocenic wartosc artystyczna niz kilku panow wymienionych z nazwisk ktorzy niby znaja sie na fotogarfii..
    Choc sztuka zawsze bedzie subiektywna i ciezko wybrac jury ktore dokona obiektywnego wyboru.

  • Iczek, to jest nieważne. Konkurs nie jest po to, żeby decydować, która fotografia jest dobra, a która nie.
    On jest po to, by robić medialny szum.
    I dlatego dzięki konkursom wielu wypływa, i to jest dobre.

    A tak w ogóle, to nie cierpię konkursów ;)

  • A ja ci powiem tak: konkursy, szczególnie takie lokalne, nie są po to, żeby zapraszać do jury znawców. Nie są też po to, żeby wybrać dobre fotografie, choć to czasem (niezwykle rzadko w konkursach lokalnych) się zdarza.
    Konkursy są po to, po co są blogi, czyli żeby mieć swoje pięć minut w lokalnej lub branżowej prasie.
    Są po to, żeby tanio, czyli darmo, mieć zdjęcia, za które taki np. samorząd gminny nigdy by nie zapłacił, gdyby miał zlecić to zawodowcowi. A takie fotki potem można wykorzystać do kalendarzy (które gmina sprzeda), ulotek, reklam itp.
    Są również po to, żeby lokalne krezusy mogły podbudować swoje malutkie ego (na początku napisało mi się “malutkiego”), bo staną się na chwilę koneserami sztuki za opłatą, czyli zrzutką na nagrody.
    No i są po to, żeby lokalni urzędnicy zaznaczyli swoją obecność w lokalnej społeczności. I to wszystko po zerowych kosztach.
    Kwalifikacje do oceny nie mają absolutnie żadnego znaczenia, co więcej, często są one przeszkodą i dlatego prawdziwych ekspertów się raczej nie zaprasza. Bo trzeba im zapłacić i będą bruździć, bo im się niekoniecznie będzie podobać to, co ludożerce.

    I nie chodzi tu wyłącznie o konkursy fotograficzne. Taka pseudoaktywność artystyczna objawia się w zawodach sportowych (szczególnie w tzw. niskonakładowych dyscyplinach typu bieganie po lesie czy rzut granatem na poligonie) i innych, w ktorych można zadecydować, że ktoś był lepszy niż inni. I nieważne, czy tak było faktycznie.

  • Mam podobne zdanie co zby001. Według mnie sporo (jak nie większość) konkursów fotograficznych jest po to, żeby zdobyć kupę zdjęć za darmo. W prawie każdym regulaminie jest wzmianka o przekazaniu wszelkich praw do zdjęcia organizatorowi. I to nie zdjęcia, które wygrało, czy zostało wyróżnione, ale każdego zgłoszonego! Dzięki temu firmy mają setki zdjęć, a kilka “wylosowanych” osób dostanie “pokrowiec na aparat”…

  • Tak, ten zapis, o którym wspominacie jest skandaliczny, to racja.
    Czasami bywa modyfikowany do czasowego korzystania do promocji danego kmonkursu za rok, ale nadal jest to zwykłe cwaniactwo…

fotopropaganda blog o dobrej fotografii