fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Prawdziwy ślubny potop… takosamości


Takosamość – jak podaje mój osobisty słownik polszczyzny prowadzony od trzydziestu paru lat z tyłu mojej głowy, zwrot ten oznacza całkowity zanik unikatowości, a tym samym inwencji twórczej u osób obdarzonych tym epitetem. Ma on wydźwięk pejoratywny. Można stosować go w konstrukcjach: takosamościowy pogląd, takosamościowe rozwiązanie lub…. takosamościowa fotografia.

Przez dwa weekendowe dni (17-18 stycznia), centrum takosamościowej fotografii ślubnej w Trójmieście znajduje się na Hali AWF, gdzie odbywają się targi “Weselnik”.
Czemu poświęcone są te targi tłumaczyć chyba nie muszę.
Odwiedziłem, bo chciałem zobaczyć jak wygląda kondycją trójmiejskiej fotografii ślubnej.

Kilka słów pozytywnych, abym potem mógł szybko wrócić do mojego marudzenia i smędzenia.

Otóż, skok jakościowy, ale przede wszystkim ilościowy jaki wykonał się w działce “fotografia ślubna” przez ostatnie 5-7 lat jest dla mnie niewiarygodny i jest powodem do wielkiego szczęścia.
Nareszcie zniknął już zupełnie zwyczaj: Wujek zrobi fotki…

Teraz nie ma już wujków, jest biznes i jest wybór, i jest kasa. Na ślubach fotograf zaczął nareszcie zarabiać godziwie. Nie grosze, bo co tam foty, ale po prostu jest to usługa na równi z wynajęciem sali, żarciem itp, itd…
Kiedyś traktowano ją jako dodatek, teraz potrafi być sercem ślubu.
I tak powinno być.

A po tym wstępie wracam do utartych szlaków…

Chyba około 80% stoisk na tych targach to “fotografowie” i “filmowcy”. Cudzysłów jest uzasadniony. Uwierzcie.
Mnie przeraziło właśnie ta tytułowa – takosamość. Nie znalazłem na tych targach żadnego wyjątkowego fotografa z wyjątkowo innym podejściem do tematu niż pozostali. Wszyscy, ale to wszyscy są tacy sami. Każdy robi TAKIE SAME zdjęcia ślubne. W sumie to dla pary młodej zaleta, bo nie muszą długo szukać – ot, jak ma termin to każdy zrobi dokładnie te same ujęcia i te same plenery. Takie same albumy, tak samo kadrowane foty i takie same “pomysły” zgapione wcześniej już od poprzednich pięciu fotografów. Ech… ręce opadają.

Szukałem i łaziłem, choć za jedną iskierką nadziei. Szukałem zdjęć studyjnych, zdjęć plenerowych choć trochę odbiegających i łamiących takosamość. Nie było.

Gdybym miał wskazać coś ciekawego, a przynajmniej samym wystrojem stoiska mnie przyciągnęła, to wskazałbym Joannę Małecką z jej “Salonikiem Fotograficznym” z Gdyni.
Zdjęcia plenerowe ciut inne od pozostałych, ciut większe zaangażowanie w temat, ale już zdjęcia w studio niestety niweczyły pierwsze dobre wrażenie. Sprawdziłem w domu wizytówkę i adres podanej strony nie istnieje – co za masakra, rozdawać wizytówki z nieistniejąca stroną www!? Asia!

Ech… zażenowany jestem całością.
Uważam, że branża ślubna przeżywa głęboki kryzys jakości spowodowany obfitością.
Powód? Zbyt łatwa dostępność fotografii natychmiastowej – czyli cyfrowej. Każdy łapie za aparat i jest fotografem. Wali się tony tego szmelcu, a ludzie i tak kupią.
Ważne aby pan młody wlazł do zatoki, a panna młoda w parku pokazała podwiązkę. No i koniecznie całus o zachodzie słońca dopalony lampą…

A gdzie takie prace jak:

12 komentarzy

  • Dorota i Smoki to team, który zawsze będę polecał wszystkim bez wyjątku!!!

  • Jacek – fakt, pewnie wydźwięk materiału może być taki, że w Trójmieście nie ma fotografów z wyobraźnią.
    Nie taki był jednak zamysł posta, po prostu nie było żadnego takiego na targach.
    Z drugiej strony zakładanie, ze na targi jeżdżą tylko Ci, co nie maja zleceń – tez jest zbyt daleko idące :)

    Te targi też nie sa jakimś mega wielkim wydarzeniem, chociaż ilość ludzi mnie poraziła…

    Po prostu nie spotkałem tam nic ciekawego fotograficznie, a chciałbym :)

  • thanks a lot for the link on your photoblog, i really appreciate !!

    best regards

  • Jacek wskazał rzeczywiście ciekawych fotografów ślubnych, ale ja chciałbym w tym temacie z trochę innej beczki:

    Juz daaawno temu Janusz Gajos w Kabarecie Pod Egidą twierdził, że “lubi te piosenki, które on je zna”.

    I tak jest, i będzie – czy to się komu podoba czy nie – z fotografią okolicznościową, zwłaszcza ślubną.

    Jak słusznie zauważa Iczek, fotografia ślubna wyzwoliła się z niechlubnego piętna fotografii “przy okazji”. Teraz jest pełnoprawnym produktem całej ceremonii.

    Jednak stereotypy są niezmienne. I to rzutuje na tematykę sesji ślubnych, począwszy od przygotowań, na plenerze kończąc. Dobry fotograf pokombinuje trochę ze sztafażem, rekwizytami, kompozycją, perspektywą, światłem (czasem obróbką w ciemni elektronicznej)… ale co do istoty foty będą bardzo podobne. Bo tego chcą odbiorcy. I cóż z tego, że fotograf pokaże im nawet najbardziej oryginalne portfolio – nowożeńcy chcą mieć foty “artystyczne” ale “bez przesady”. Bo ich odbiorcami są rodziny oraz Koleżanki i Koledzy, którzy generalnie mają bardzo nikłą wiedzę o klasycznych i współczesnych trendach w fotografii. Fota ostra, nasycona kolorami, skomponowana z niecodziennej perspektywy, najlepiej szerokim kątem, a przy tym cz-b lub tonowana w PS, to już jest “art”. Inna, wymykająca się stereotypom jest “dziwna”, a zatem “obca” – nieakceptowalna.

    Najsłabszym ogniwem jest tu właśnie odbiorca, a nie fotograf.

    To jest niestety grzech komercyjnego charakteru tej fotografii. Stąd też – podejrzewam – taka oferta na targach.

    Smutno.

  • wojtek lucki pisze…

    …Najsłabszym ogniwem jest tu właśnie odbiorca, a nie fotograf.
    To jest niestety grzech komercyjnego charakteru tej fotografii…

    Święte słowa Wojtku! Piotruś niestety, jak często, rozpatruje zagadnienie od “dupa strony”. Naturalny porządek natomiast jest następujący:
    1. Bogacące się społeczeństwo,
    2. Jak już zaniknie naturalna potrzeba posiadania lepszego samochodu i mieszkania, to wówczas dopiero narodzi się problem miłego zainwestowania nadwyżek finansowych w dobrą fotografię na przykład. Choćby i ślubną ;-)
    P.S. Pamiętasz Piotrze naszą rozmowę na temat wieczornego błogostanu na Długim Targu?

    Jak widać, na razie w tym kraju w którym przyszło nam żyć, ważniejszym problemem jest tzw. “związanie końca z końcem” aniżeli cokolwiek innego. Toteż przestańmy wydziwiać, że jest jak jest! Co nie musi oczywiście oznaczać, że mamy przestać interesować się dobrą fotografią, czego wszystkim czytającym i sobie samemu życzę.

  • Cóż… jedni lubią od “dupy strony” inni klasycznie… :)

    Ważne aby się zgadzało..:)

    A co do Długiej.. oczywiscie, ze pamietam…:)

    Licze, ze wkrótce wygospodarowuje trochę czasu aby przetrzepać Ci zasoby albumowe przy lampce czegoś czerwonego :)

  • zastanawiam się, jakbyś Piotrze zinterpretował portfolio Wima van Velzena http://www.fotografiewimvanvelzen.nl/wedding-portfolios.htm . nie da się ukryć, że to nie Polak, ba robi nawet na średnim formacie, ale sztuki to chyba u niego mało.

    jednak dobrze rozumiem o czym piszesz. mnie moje zdjęcia zrobione przez “fotografa” wcale, a wcale się nie podobają, ale rodzina się zachwyca. nie oszukujmy się, człowiek, który częściej stoi nad/za matówką/celownikiem, niż przed obiektywem, zupełnie inaczej ocenia zdjęcia, niż “zwykły zjadacz chleba”.

    pozdrawiam
    malkontent

  • Znam te stronę… trochę z innej beczki, bo gośc fotografował kiedyś rollei 6008i… tak jak ja.

    No masz racje, wszyscy mają rację…

    Ale ja walcze z wiatrakami i po prostu staram się szukac perełek..:)

  • Może nie fotografia, ale w temacie – znalezione ostatnio na blogu u Michała Mrożka, autorami są Panowie z http://lockdownprojects.tumblr.com/

    http://vimeo.com/1531870?pg=embed&sec=1531870

    Moim skromnym zdaniem wypas, może nie w tę stronę, w którą Ty mówisz, ale czasem podejście nowatorskie i z humorem ważniejsze (lub równie ważne) od artystycznego.

    No i podziwiam sposób w jaki nakręcili ludzi, to coś, czego moim zdaniem fotografom na ślubach brakuje, tutaj może przesadzone aż za bardzo, aczkolwiek efekt niesamowity. chodzi mi o to, że o ile w kościele trzeba być dyskretnym, wręcz niezauważalnym o tyle na zdjęciach po kościele warto jest zmotywować ludzi do zrobienia czegoś ciekawego. na pewno nie pucować wytartych ścieżek.

fotopropaganda blog o dobrej fotografii