…Skulony w jakiejś ciemnej jamie, smaczniem sobie spał…
Wydawało się, że 8 minut już minęło, ale inteligentna kuchenka elektryczno-gazowa nadal nie dawała znaku z kuchni, że już. Łazienka mała więc wtopiłem się w róg obudowy wanny i poruszam rytmicznie kuwetą. Uparta cisza w mieszkaniu sprawia, że już wiem na czym polega tortura zamykania ludzi w ciemnym, dźwiękoszczelnym pomieszczeniu. Dla mnie te 8 minut to męka… ale twardo bujam kuwetę.
… Poczułem nagle wokół siebie nienawistną woń…
Wywoływacz ma te właściwość, że wysusza dłonie i śmierdzą palce specyficznym i niepowtarzalnym odorem chemii laboratoryjnej. Kwasowość utrwalacza dopełnia klimatu, który panuje w łazience… Wszytko delikatnie paruje i temperatura zaczyna wspinać się po słupkach termometru.
… Wypadłem na otwartą przestrzeń, pianę z pyska tocząc…
Wreszcie sygnał z kuchenki pozwala mi delikatnie, pazurem zadzierzgnąć rant fiszki i powoli wyciągnąć ją z kuwety prosto pod kran z bieżącą wodą. Wszelkie zasady niedotykania negatywu i delikatnego obchodzenia się z nim, idą w kąt, bo nie da się wypłukać srebrowego kartonika o wymiarach 10×13 cm nie muskając go palcami. Kładę więc go spokojnie na dłoni i zmywam resztki pożywki dla fotonów. Minuta i fiszka ląduje w drugiej kąpieli, a ja już mogę wyparować z szybkością błyskawicy z łazienki i odpalić światło… Świeże powietrze wprost smaga mnie po pysku…
…I wtedy pada pierwszy strzał, co kark mi rozszarpuje…
Zamiast ciemnego kartonika, widzę różowawą czysta powierzchnię. moczącą się w środkowej kuwecie. Rzut oka na kasety leżące na desce i … zimno… strasznie jakoś… Po ciemku wyjąłem nie te fiszkę. Ta naświetlona nadal tkwi zasłonięta szyberkiem, który prawidłowo odwrócony jest do mnie czarnym rantem. Kropelki potu po 10 minutowym pobycie w piekarniku (akurat pranie się suszy na ściennym kaloryferze więc ten odkręcony na maksa), zamarzają na karku.
Wkraczam więc do kuchni, nakręcam błyszczący na zielono zegar diodowy mojej kuchenki na kolejne 8 i pół minuty i wracam. Mam 30 sekund na wyjecie fiszki i wpakowanie do wywoływacza. Potem znowu zacznie się męczarnia czekania, aż kuchenka się zlituje i zacznie bipać.
…I giną ciągle wilki młode na całym wielkim świecie…
Czy kiedyś się nauczę przestrzegać podstawowych zasad i nie będę wołał czystych fiszek…? Cieszę się tylko, że inni mają tak samo…
.. O bracia wilcy, brońcie się nim wszyscy wyginiecie…
PS
Obiecane. Wprawdzie to nie to z łazienki, ale kadr ten sam :)
Haha…czysty masochizm… ale ile w tym przyjemnosci
Pokażesz jakiś skan? Lubię twoje zdjęcia z dużego f. :)
pokażę… :) w nocy..
Problem wołania właściwych fiszek jak i delikatnego obchodzenia się z nimi w kuwetach może rozwiązać tak proste urządzenie jak noktowizor.
Za poty w łazience podziwiam, sam bym się na to nie zdobył. Sądzę że “ludzkie” warunki również przyczyniły by się do spokojnego wywoływania właściwych fiszek.
życie nie jest łatwe, błona cięta ( fiszka ? a cóż to http://pl.wikipedia.org/wiki/Fiszki )
wymaga swoich zasad… nie demonizowałbym procesu …. to po prostu rzecz stricte mechaniczna, a że w trudnych ciemnych warunkach, cóż….
A “Obława” kojarzy mi się raczej z kunsztem śpiewaka nietuzinkowego, dynamizmem.
Królaku Maćku vel Czepialski
dużo słów mało treści:/
Nie odsyłaj proszę do Wiki, co złą sławą słynie :/ i naucz się żargonu prawdziwych fotomaniaków, którzy niczego nie wykonują “stricte machanicznie” ( sic! maniera wyrażeń Twych).Iczek ma pasję.”Koniec.Kropka”
Za “oryginalne” skojarzenie z “obławą” przyznaję Ci brąz ;)
Wracaj do pracy z olympuskiem E-410
warto pocierpiec, jak fota zacna ;)