Pomimo, że Polaroid 55 zawładnął moim umysłem w stopniu niespotykanym od wielu lat u mnie, nadchodzące kolory jesieni systematycznie sprawiają, że otwierana co dzień lodówka i leżąca pod jajkami paczka Fuji wydaje się wyciągać do mnie ręce w geście rozpaczy i wołać:
– Bierz mnie! Rozpakuj jak paczkę świąteczną… odwiń jak cukierka po miesięcznym poście… drzyj me opakowanie jak papier śniadaniowy….. Naświetl mnie draniu!
I co ja biedny mężczyzna mam zrobić, skoro ta paczka tak bardzo chce…? W dodatku wpisuje się w me jesienno-banalne chcenie koloru.
Zawieszam więc na kołku czarno-białą wyobraźnie. Zatrzymuje kadr w głowie na ostatniej monochromatycznej kompozycji i przestawiam dźwignię w mózgu na pozycję: ‘kolor’.
Idę w lasy, pola i jesienne mgiełki nad morzem. Idę szukać leku na zimne poranki. Ciepła kurtka, ciepłe buty i wio… spadajcie wszyscy na dwór!
Ale już!