Jaka forma zdobywania wiedzy fotograficznej jest dla Was najbardziej efektywna i najbardziej skuteczna?
Dzerry przypomniał mi kilka moich pomysłów, które zostały jedynie w głowie lub na rozpisanej elektronicznej kartce w formacie – *.doc. Dotyczyły właśnie tych form przekazania wiedzy fotograficznej i zdobywania jej przy pomocy kolegów i ew. uznanych autorytetów.
Czy lepsze są plenery, na których po pierwszym dniu picia, drugi dzień przemienia się w próbę odzyskania równowagi psychicznej, a w trzecim trzeba już wracać i praktycznie nie pogadało się o czymś ważnym [:)], a może lepiej organizować stacjonarne prelekcje z jakiejś dziedziny i np. wynająć studio z instruktorem (kolegą) i łyknąć trochę praktyki?
Właściwie odpowiedź niby jasna, bo zawsze lepiej połączyć przyjemne z pożytecznym, ale może są inne, sprawdzone formy wyciągnięcia od kolegów wiedzy. Tej czysto technicznej, jak i głęboko filozoficznej…:) O wyższości Adamsa nad Olafem.
Jedna forma:
Uwielbiam te kameralne spotkania w chłopakami. Wczorajszy wieczór na Długiej i kolejne knajpki, rodzące sie pomysły na “najwspanialsze” przedsięwzięcie fotograficzne, opowieści o tych niezdobytych klatkach i próba przypomnienia sobie po jaka cholerę mamy w torbach aparaty…. to jest taka mała fusowa esencja kawy nazwanej fotografią. Darek zapładniający nas kolejnymi pomysłami… Mega rdzeń pasji.
Druga forma:
Już kiedyś pisałem o klasycznych plenerach, na których wszyscy mają aparaty na szyi i robią zdjęcia. Znaczy naciskają migawkę, bo zazwyczaj z takich plenerowych pstrykań, to g… wychodzi. Ale nie o to przecież chodzi na plenerach. W każdym razie mnie już jakoś do tego nie ciągnie, choć decydującym czynnikiem jest tutaj chyba ilość uczestników.
Trzecia forma:
Moja niespełniona właśnie. Ta, w której obok sympatycznej gadki na temat jakości zdjęć Gudzowatego i miękkości Mug Shotów, pojawi się wątek praktyczny. Jakaś zaaranżowana sesja w plenerze, jakieś sztuczki streetowców, chociaż oni akurat to zawsze najmniej do powiedzenia mają… :)*, albo właśnie wynajęte studio z lampami i nauka mierzenia kontrastów itd…
To co? Kto robi coś takiego? :)
*
Streetowcy maja mało do powiedzenia, bo dla nich cała ta fotografia to feeling i timing raczej… :)
kurde, chyba nie mam nic do powiedzenia zatem :-P oprocz tego ze tajming i filing to najlepiej sie dostraja jednak w pojedynke… ;-)
Jestem typowym samoukiem więc dla mnie przede wszystkim czytanie i dużo własnej pracy. Oczywiście czasem chcę poznać coś nowego, do czego nie jestem w pełni przekonany, nie mam ochoty na żmudne próby i wtedy warto użyć Twoich form.
Forma 1. Miła (bardzo mi jej brakuje) ale mało produktywna.
Forma 2. Strata czasu.
Forma 3. Tej używam ale staram się wykorzystać mistrzów bez udziału kolegów, wydobyć z mistrza 100%. Np. chciałem poznać skanowanie (nie na Epsonie), nie kupię kilku profesjonalnych skanerów aby je poznać, nawet nie wiem które. Zadzwoniłem do fotografa który podoba mi się z tego co pisze o skanowaniu i drukowaniu w czasopismach, wyjaśniłem mój niecny zamiar i chętnie się on umówił. Pojechałem do jego studia w lutym (dzień jazdy po śniegu), miałem być jeden dzień, było tak miło że spędziłem dwa. Porobiłem swoje negatywy na różnych skanerach, wydrukowałem na różnych drukarkach i papierach. Wiem prawie wszystko, i umocniłem się w zamiarze rozbudowania ciemni.
Podobnie zrobiłem z Pl/Pd i Carbon.
Oczywiście kosztuje to (droga, hotel, czas mistrza lub/oraz dobra kolacja z nim i jego żoną), ale żadne czytanie, gadanie z najlepszymi kolegami, czy jakiś ogólny kurs nie da takiego zastrzyku wiedzy i praktyki. Do tego większość mistrzów to przeważnie ludzie warci poznania.
Jak masz ochotę na studio, znajdż mistrza z dobrym studiem i sprzętem, i dzwoń – nigdy nie wiadomo co z tego wyniknie. Widzę że lubisz Olafa, na jego stronie (pod Contact) jest numer telefonu.
Podziwiam zaparcie Jurek. Jednak to prawda, że inicjatywa jest po naszej stronie… :)
Olaf mówił mi, że ma teraz trochę napięty grafik bo robi jaks tam kampanie dla Levis’a za milion baksów, ale obiecał, że poświęci mi kilka godzin swojego czasu, jak tylko zdobędę 10.000 dolarów na zapłacenie za każde 30 minut jego porad :):)
A tak poważnie, to nie jest wcale tak łatwo znaleźć takich, co ci z sympatii lub po prostu z poczucia misji pokażą coś za darmo w czasie wolnym. Zawodowiec liczy czas na złotówki i ja to rozumiem, a jak ma wolne to idzie odpocząć. Niemniej pozostaje szukać…
@alkos – to był komplement
:) o tych streetowcach;)
Nie ma nic gorszego jak puste gadanie, a o samotności to już wiele razy pisać chciałem. Niestety zwierzęta z nas samotne… znaczy fotografujący ;)
mhm… ja nie wyobrażam sobie łażenia po ulicy grupą, nawet 2-osobową. Jak ktoś mi mówi – “to kiedy pójdziemy na foty?” to coś tam mruczę pod nosem, żeby rozmówca pomyślał, że zwariowałem i sam zmienił temat. No bo chciałbym sobie z kimś połazić, ale wtedy się po prostu nie umiem robić zdjęć…
Iczku. Pisales wczesniej, ze nie lubisz zywych mistrzow. Moze oni wyczuwaja Twoja niechec I stad te problemy? Moze zwyczajnie boja sie smierci?
Kurcze… może i cos w tym jest… Chyba poszukam jakiegoś neutralnego mistrza :)