– Piotr, dlaczego ty nie startujesz w tych wszystkich konkursach pojawiających się ciągle w sieci? Przecież jak sie popatrzy na zdjęcia, które tam wygrywają, to Ty przestałeś takie robić gdzieś w liceum, może nawet w podstawówce? Przecież to byłaby świetna promocja nazwiska…
Takim delikatnym wyrzutem powitała mnie jakiś czas temu przyjaciółka z lat młodzieńczych. Nazwijmy ją ONA. Po długim niewidzeniu szybko zeszliśmy na tematy egzystencjalne związane z naszymi pasjami. Jej – pisanie, moją – fotografowanie.
Z perspektywy czasu mam wrażenie, że oboje stoimy w tym samym miejscu w rozwoju swoich życiowych pasji i pragnień. Oboje robimy najczęściej do szuflady. Oboje mamy niewielkie, bardzo niszowe sukcesy i dostrzeżono nas, ale raczej wśród znajomych znajomych i “królika krewnych”. Jednak to wszystko zatrzymuje się gdzieś w warstwie przypadku, wyjątkowości zdarzenia i braku zainteresowania z naszej własnej strony w promocje siebie.
Zresztą właśnie w wyniku JEJ natarczywego pytania, postanowiłem udać się do opisywanych przeze mnie galerii ze swoim zdjęciem. To jeszcze bardziej uświadomiło mi, że nie dbam o swoją pasję i w ogóle zostawiam wszystko przypadkowi. To dzięki przypadkowi portal fotograficzny zaproponował mi sam ze swojej inicjatywy zaistnienie w metrze w Warszawie i to dzięki przychylności obcych ludzi mogłem opublikować kilka zdjęć dawno temu w jakiejś gazecie.
Zasadnicza teza moich rozważań brzmi: promowanie siebie w sytuacji amatorskiego fotografowania nie ma sensu!
A teraz trzeba by jakoś udowodnić tę tezę..?
Argument 1
Promocja samego siebie musi przyjąć jakiś metodologiczny kształt. Trzeba wiedzieć co chcemy promować (jaką fotografię, może jakiś konkretny rodzaj, a może same nazwisko/markę), jakich użyjemy środków, a to z kolei będzie determinowane tym, gdzie chcemy się promować. To wszystko generuje jednak masę pracy i masę czasu trzeba poświecić na takie systematyczne działania. Nie mówiąc o pieniądzach. Niestety, pomimo wielu życzliwych ludzi, nie wszystko jest za darmo. Skąd amator, pracujący na etat (przypominam, że obecnie pełen etat to średnio 10h pracy dziennie plus dojazd +/- 1 godzina) ma wziąć na to czas i środki?
Argument 2
Promocja musi być poparta wartością samych fotografii. Ktoś musi w sposób choć trochę obiektywny ocenić, czy nasze prace są coś warte. Choć akurat tutaj okazuje się, że wartość artystyczna prac często nie ma większego znaczenia przy dużym nakładzie na promocje, można z byle czego zrobić COŚ :) Zakładając jednak, że mamy doże krytycyzmy warto pokusić się i jakieś oceny uznanych fotografów, a po to trzeba trochę pojeździć po Polsce lub zainwestować w szkołę, gdzie zweryfikują nasze podejście do sztuki. Kto ma na to czas i pieniądze? Zaoczne studia w wieku podstarzałego ojca…?!:) A może konkursy właśnie? Ale jak się już zabierze amator za wyłuskanie listy konkursów z sieci, to okazuje się, że na konkurs trzeba wysłać odbitkę… kupa roboty. No to szukamy tych zdigitalizowanych zgłoszeń. Są. Ale trzeba zrzec się praw… oj…. No i znowu zatrzymanie. Może później….
Argument 3
Aby promocja miała ręce i nogi, musimy znaleźć jakiegoś mecenasa, który wesprze nas zarówno finansowo, jak i mentalnie. Tacy mecenasi są, ale nie działają za darmo. Właściwie słowo mecenas trochę się zdewaluowało, bo obecnie chyba są to jednak sponsorzy. Niemniej, każdy sponsor szuka zwrotu inwestycji. A jakiż zwrot może na przestrzeni kilku lat zagwarantować amator, w sytuacji gdy rynek fotografii w Polsce praktycznie nie istnieje. Nikomu więc się nie opłaca inwestować w amatora. Nikomu. Młodzież ma jeszcze rodziców. Trzymam kciuki…
Argument 4
I chyba najważniejszy. Amator zakochany w fotografii najczęściej sam nie wie czego chce od tego medium, od tej sztuki jaką ma w swoich rękach. Trudno więc oczekiwać, że amator będzie zdawał sobie sprawę, co może pomóc mu w zaistnieniu i tym samym rozwoju. Uświadomienie sobie tego faktu, najczęściej kończy się delikatną “podłamką”, a ta z kolei zapętla się z niewiara w siebie i kółko się zamyka.
Amator znowu idzie grzecznie do pracy… bierze aparat w torbę i pstryknie coś tam. Popatrzy na bilbordy ogłaszające Miesiąc fotografii w jakimś tam kolejnym mieście i spokojnie sprawdzi, czy w sieci są już zdjęcia z tych wernisaży. Potem sprawdzi czy już wymyślono lepszy obiektyw od tego, który wczoraj kupił (dwa dni po premierze światowej) i stwierdziwszy, że następca jego lensa pojawi się dopiero za 3 tygodnie spokojnie cyknie kolejny landszaft do wystawienia na sieci.
Anonimowo do bólu. Jak 99% z nas :)
Może chcecie obalić tezę? Ciekawe…
Wręcz przeciwnie. To jest spisanie refleksji, które mnie samemu krążyły po głowie. Prowokowane właśnie tym ciągłym pytaniem od rodziny, znajomych, etc.: “a czemu ty nie bierzesz udziału w tych konkursach? Jakoś się nie promujesz”. Pytanie zasadnicze: po co?… Sztuka dla sztuki?
Chyba jednak Cię nie zrozumiałem … Sam wrzuciłeś się do worka z najniższą kasta amatorów. Po drugie odniosłem wrażenie, że udział w konkursie to ujma, wydajesz się peewien, że gdybyś wziął udział nagroda murowana … Ja dotychczas nie traktowałem Cię jak amatora (w polskim tego słowa znaczeniu), ale skoro tak bardzo Ci zalezy … Jeszcze dwa dni temu odniosłem wrażenie, że pełen dumy pokazujesz nam telebim z warszawskiego metra … pachnie tu niestety typowo polskim zaściankiem … Autopromocja to wiara w siebie, wiara we własną pracę. OdrzucamTwoją tezę, że nawet jak nie ma się co pokazać to można sie wypromować, może przez chwile, ale jak mówi przysłowie każde kłamstwo ma krótkie nogi. Cały Twój powiedzmy szczerze bardzo interesujący blog (Twój talent i pracowitość) jest autopromocją, dlaczego więc deprecjonujesz tego rodzaju działania.
fotograf amator
Ludzie, podpisujcie się, bo jakoś głupio się czuję pisząc do amatora#2 ;).
Amatorze#2 – pojęcie amator zostało wypaczone przez ludzi, którzy przyzwyczaili się do efektów instant i wstawiając swoje pierwsze pstryki do internetu piszą “bądźcie delikatni, bo jestem amatorem tylko”. To jest uwłaczające dla miłośników fotografii, bo tacy ludzie mają zazwyczaj tyle wspólnego z fotografią, że posiadają aparat.
To nie zmienia jednak faktu, że amator to osoba nie zajmująca się daną dziedziną zawodowoe, miłośnik, entuzjasta.
Ja bardzo długo zastanawiałem sie, czy mogę siebie już nazwać amatorem fotografii, czy jeszcze nie. Na razie nieśmiele mówię, że chyba tak.
Sarniaku do rzeczy, piszesz nie na temat, aczkolwiek co do pojęcia amatora, ktore przyjeto w Polsce masz zdecydowanie rację. Przypominam tematem była autopromocja. Czy Ty też wkładasz zdjęcia do szuflady, żeby przypadkiem nikt Cie nie wytykal palcem … wierzę, że tak nie jest !
amator#2
wytyka chowanie przed wytykaniem i anonimowo podpisuje się jako amator…przed wytykaniem? ;)
Iczek kiedy Ty masz czas o tym wszystkim myśleć, żebyś się za szybko nie wypalił z tym pisaniem, masz tempo zabójcze ;)
amator.
W czasie 10 godzin ciężkiej pracy ma czas:) Jak każdy:)
Panie Piotrze! Włożyłeś kij w mrowisko tylko po co ?
Co chciałeś osiągnąć? Do czego zmierzasz?
Pytanie 1. Dlaczego prowadzisz swojego bloga ?
tylko bez hipokryzji
pozdrawiam, też amator
Z tekstu przebija taka rezygnacja że jak tu można myśleć o promocji. Do promocji potrzeba optymizmu, wiary w siebie, i dużego szacunku dla swojej pracy.
Jeżeli chodzi o pojęcie amator to rzeczywiście jest problem, ja dzielę fotografów na amatorów (cykaczy bez żadnej przewodniej myśli), artystów (artysta nie w każdym momencie jest w stanie żyć z twórczości), i profesjonalistów. Przy tym podziale zakładam że piszesz o artystach.
W promocji też trzeba rozróżnic czy promocja aby być popularnym, czy promocja mająca na celu wyciagnięcie pieniędzy za swoją działalność. Zakładam że piszesz o tej ostatniej.
Temat rzeka, tak że w dużym skrócie ustosunkowuje się do Twych argumentów.
#1. Jak się nie wie co sie chce promować/sprzedawać to znaczy że to chyba nie ma sensu i należy dać sobie spokój. Jeżeli się wie to na lokalnym rynku przeciętny fotograf może sam finansowo sprostać zadaniu (zakładam że bardzo biedni nie zajmują się fotografią ze względu na wejściowy koszt sprzętu).
O pracy na etat artysta powinien zapomnieć (jak nie ma co jeść to istnieją prace dorywcze). Stały etat to są koleiny życiowe w które się wpada i rzeczywiście trzeba być samotnym, bez rodziny, aby przy etacie robić fotografię czy inną sztukę na poważnie, tzn. tak aby na niej zarobić.
#2. Potwierdzanie wartości to nieporozumienie i brak wiary w siebie. Jakby Nikifor, zanim był znany, poszedł do autorytetów po ocenę to by się załamał. Albo się samemu ma pojęcie i wierzy w to co się robi, wkłada się wysiłek w wykończenie odbitek na profesjonalnym (sprzedajnym) poziomie albo lepiej zapomnieć. Jeżeli chodzi o wartość to sam rynek to doskonale oceni, przy czym trzeba pamiętać że sam artysta też bierze udział w kształtowaniu rynku.
Jak zrobienie odbitki na konkurs jest dla kogoś kupą roboty to też nie ma co mówić o poważnym podejściu do fotografii.
#3. Jak w #1, na poziomie podstawowym można samemu. Nie ma co się dziwić że sponsor/agent nie będzie inwestował w inżyniera pracującego na pełen etat a tworzącego w weekendy. Natomiast jak widzi człowieka w dziurawych spodniach i poswięconego swojej pracy w 100% to kto wie.
Nie widzę jednak powodu aby czekać na mecenasa. Nie wspominasz o innych możliwości które są w zasięgu każdego. Pisałeś o chodzeniu z jedną fotografią po galeriach. Dlaczego nie mieć własnej, samemu rzeczywiście trudno ale w kilku można zrobić tzw. “community gallery” (nie wiem jak to przetłumaczyć na polski) – nie widziałem tego w Polsce. Lub, jesteś w Gdańsku, dlaczego nie odnająć od miasta kawałka miejsca w dobrym rejonie na okres letni, zrobić galerię pod namiotem, turyści kupią – jak nie orginał to małe tanie zdjęcie (wbrew pozorom jest dużo ludzi na poziomie), dlaczego w kilku nie wydać własnym kosztem albumu o Gdańsku (dwa zdjęcia masz poniżej, POD jest tani). Sam nie kupuję orginałów bo mnie nie stać ale ile razy jestem w jakimś mieście w Community Gallery to jeżeli podobają mi się prace zawsze kupuję reprodukcję czy pocztówkę za ok. $10, nawet po to aby wspomóc artystę.
Oczywiście wymaga to jakiś pieniędzy ale nie tak znowu wielkich, trzeba poświęcić też czas. Ale z drugiej strony jak się coś chce osiagnąć, promować, to niestety trzeba i potyrać.
#4. Nie rozumiem dlaczego tak ważny. W ogóle nie rozumiem problemu, jak ktoś nie wie czego chce czy czego oczekuje tzn. jeszcze nie dojrzał i nie ma co oczekiwać że ktoś będzie mu za to płacił.
> co chcemy promować (…) może same nazwisko/markę
:D
@Anonimowy&Anonimowy
Akutat dzisiaj, przy tym poście zapomnieliście swoich nicków? Może autor chociaż IP dostanie.
> Pytanie 1. Dlaczego prowadzisz swojego bloga ? tylko bez hipokryzji
no to nie dzieje się naprawdę
Na wstępie kilka słów wyjaśnienia. Po pierwsze przepraszam, że tak późno odpowiadam, ale niestety nie mogłem poświęcić czasu na blog dzisiaj. Po drugie, chyba winien jestem niektórym z Was wyjaśnienie, które może w jakiś sposób od razu odpowie na pytania wielu. Otóż, dla mnie istnieje tylko jeden podział fotografów: amator – nie żyjący z fotografii, zawodowiec (profesjonalista) – zarabiający na życie fotografią. W tej ostatniej kategorii umieszczam też artystów, którzy żyją z fotografii, bo sprzedają swoje prace i maja na życie. Wszyscy inni to amatorzy.
A teraz postaram się jakoś zbiorczo odpowiedzieć:
@fotograf amator – nie wiem czemu interpretujesz moje pisanie o amatorach, jako o “najniższej kaście amatorów”. Wybacz. 99% moich znajomych fotografów to amatorzy i nie zaliczam ich do żadnych kast, tym bardziej najniższych. Chyba jednak zbyt daleko nadinterpretowałeś moje słowo. Wręcz sam sobie skategoryzowałeś amatorów jako gorszych od … od kogo? To, że nie traktowałeś mnie jak amatora wynikało z czego…? Ja jestem z krwi i kości amatorem. Pasjonatem. Mój blog jest niestety jedynie platforma dla moich niespełnionych pisarskich pragnień. Po prostu lubię ludzi i lubię z nimi dyskutować. A że lubię też fotografię więc połączyłem jedno z drugim. Naturalnie, że samo przez się, blog jest formą promocji. Nie da się od tego uciec. Ale na boga… promocja musi mieć jakiś cel… ja tutaj jedynie liczę, że każdego dnia ktoś z Was coś napisze do mnie. Nie ma w tym szerszego planu.
@michkich – sam nie wiem, to silniejsze ode mnie. Wypływa. Samo :)
@Paweł – czyż ta forma komunikacji nie jest właśnie po to aby dyskutować? Zadawać pytania? Staram się zachęcić Was do polemiki, do ponownego kliknięcia na wpis, bo a nuż ktoś napisał coś rozsądnego. Znajduje w Was partnerów. Kuszę więc Was rożnymi tematami, które i mnie są bliskie. Już napisałem o blogu… tutaj się otwieram i tutaj mam kazję poruszyć tematy nam wspólne. Wiem, że 99% z Was wie o czym pisze, bo sami to przerabiacie. Szukam kontaktu. Z sobie podobnymi. Dlatego prowadzę bloga. Fotografia to jedynie płaszczyzna kontaktu. Taki bluetooth…
@Jerzy – świetna replika. Nie widzę powodu abym coś Ci odpisywał, bo myślimy podobnie zapewne. Szanuje Twój punkt widzenia.
>Sarniaku do rzeczy, piszesz nie na temat, aczkolwiek co do pojęcia amatora, ktore
>przyjeto w Polsce masz zdecydowanie rację.
Wiem, że nie na temat ;). Odniosłem się po prostu do Twojej wypowiedzi. A na temat nie mam przemyśleń jeszcze. Mogę coś tam wypalić, ale to bez sensu, bo mam mętlik w głowie na ten temat. Muszę się przespać co najmniej.
>Czy Ty też wkładasz zdjęcia do szuflady, żeby przypadkiem nikt Cie nie wytykal
>palcem … wierzę, że tak nie jest !
Wkładam prace do szuflady, bo nie uważam, żeby były warte pokazywania tego innym, przynajmniej w większości. Jest takich kilka, które są dla mnie więcej warte, ale to cały czas namiastka. Nie widzę w tym celu poza tym. Po co mam to komuś pokazywać?
Kiedyś może będę miał lepsze oko, ciekawsze wykonanie itd. Może wtedy sytuacja się zmieni. Może się zmieni pod wpływem czegoś innego? Zobaczymy…
Takie tam pitolenie, z szacunku do kolegów nie użyłem dosadniejszego okreslenia, lenia wszyscy mamy i tyle :)