fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Kevin Carter… fotografia to życie

fot.: Kevin Carter

Przyznam się szczerze, że nie znałem tej historii. Aż wstyd. Zdjęcie znałem. Nadrabiam więc.
Poniższy tekst pochodzi z Wikipedii. Proszę, znajdźcie parę minut, poszperajcie w sieci aby dowiedzieć sie więcej o tym fotografie i całej sytuacji. Coś wyjątkowo tragicznego.

~~~~~~

Kevin Carter urodził się w rodzinie brytyjskich emigrantów, akceptujących obowiązujący wówczas w RPA apartheid. Już od wczesnej młodości Kevin buntował się przeciwko dyskryminacji czarnych obywateli. Pracę fotografika rozpoczynał w 1983 w Johannesburdzkim “Sunday Express” od fotografowania imprez sportowych, ale wolał fotografię reporterską, np. fotografował zamieszki przeciw apartheidowi, jakie często przetaczały się w tym czasie przez Johannesburg. Z czasem przeszedł do lokalnej gazety “Star” i stał się jednym z dziennikarzy demaskujących brutalność apartheidu. Do Cartera dołączyła trójka przyjaciół reporterów – Ken Oosterbroek, Greg Marinovich, Joao Silva, o podobnym podejściu do spraw apartheidu. Jeden z magazynów nazwał ich Bang Bang Club. W 1990 roku Ken Oosterbroek został uhonorowany Nagrodą Pulitzera. Jako pierwszy z klubu zyskał uznanie i stał się mentorem grupy, w tym również wzorem dla Cartera. Ken był też przyjacielem Kevina, chociaż stanowił jego przeciwieństwo – sam prowadził ustabilizowane życie, miał żonę. Carter był lekkoduchem, od czasu do czasu zajmującym się nieślubną córką Megan. Nie stronił również od narkotyków.

W 1993 roku Kevin Carter wraz z Silvą pojechali do Sudanu, aby fotografować ofiary klęski głodu. Od razu po wylądowaniu zabrali się za robienie zdjęć. Kevin szukając ulgi od widoku setek umierających ludzi, wybrał się w głąb buszu, nagle zauważył chudziutką dziewczynkę starającą się dotrzeć do punktu, w którym rozdawano żywność. Gdy dziewczynka zatrzymała się aby odpocząć, Carter zaczął robić jej zdjęcia. W tym momencie tuż obok dziecka wylądował tłusty sęp.

Nie chcąc spłoszyć ptaka, fotograf w bezruchu fotografował scenę i czekał, aż sęp rozłoży skrzydła. Nie doczekał się.

Niedługo po tym zdjęcie trafiło na pierwszą stronę “New York Timesa”. Reakcja czytelników była olbrzymia. W redakcji urywały się telefony od ludzi zainteresowanych dalszym losem dziewczynki. W końcu wydawca opublikował notkę na ten temat – udało jej się uciec od drapieżnika, ale nie wiadomo, czy dotarła do celu. Zdjęcie zyskało rangę symbolu konfliktu w Sudanie.

Carter wyznał w jednym z wywiadów, że po zrobieniu zdjęcia usiadł pod drzewem i długo płakał. Wiele razy pytano go, czy dziewczynka przeżyła i dlaczego jej nie pomógł. Niektórzy krytykowali reportera za bierność w tak dramatycznej sytuacji. Nawet jego przyjaciele zastanawiali się nad etyczną stroną takiego postępowania. Obrońcy zachowania Cartera tłumaczyli, że on tylko zrobił zdjęcie jednego z tysiąca umierających dzieci.

Zamieszczenie go na okładce dziennika wywołało masową reakcję społeczną i zbiórkę pieniędzy na pomoc żywnościową dla krajów takich jak Sudan.

Rok po tym do Cartera zadzwoniła Nancy Buirski, wydawca “New York Timesa” z informacją, że został laureatem Nagrody Pulitzera. Radość uhonorowanego gaśnie klika dni później, gdy dosięga go wiadomość o śmierci Kena, który wraz z resztą Bang Bang Clubu wyjechał śledzić konflikt w Takozie. Podczas zamieszek Oosterbroek i Marinovich znaleźli się na linii ognia i zostali postrzeleni. Oosterbroek zmarł wskutek ran, najprawdopodobniej zginął od zabłąkanej kuli wystrzelonej przez żołnierza sił pokojowych. Carter uważał, że to on powinien zginąć od kuli. Pogrążał się w rozpaczy, coraz częściej wspominał o samobójstwie. Ostatnią osobą, która rozmawiała z Carterem była wdowa po Oosterbroeku.

Znaleziono go 27 lipca 1994 roku w samochodzie zaparkowanym w miejscu, gdzie często bawił się jako dziecko. Zmarł wskutek zatrucia tlenkiem węgla. Miał 33 lata.

W liście pożegnalnym napisał – Jestem załamany. Bez telefonu, bez pieniędzy na czynsz i na pomoc dzieciom. Prześladują mnie żywe obrazy zabitych i cierpiących, widok ciał, egzekucji, rannych dzieci. Odszedłem i jeśli będę miał szczęście, dołączę do Kena.

Tragiczna śmierć Cartera wzbudziła sensację. Wiele ze zdjęć zrobionych przez Bang Bang Club trafiło na czołówki gazet całego świata. Spowodowały nacisk międzynarodowej opinii publicznej na rasistowski rząd RPA. Bang Bang Club działał w czasie apartheidu i dokumentował proces jego upadku, rozpoczęty wraz z pierwszymi demokratycznymi wyborami 27 kwietnia 1994 r. Zwycięstwo Mandeli było końcem działalności Bang Bang Clubu, mimo iż nadal dwójka fotoreporterów pozostała aktywna zawodowo.

Joao Silva pracował m.in. w Bagdadzie dla “New York Timesa”, Greg Marinovich utrwalał na filmie konflikt w Sierra Leone. W 2000 roku wydali książkę dokumentującą historię klubu. Opisali w niej m.in. ostatnie dni życia Cartera i Oosterbroeka. Na podstawie książki nakręcono film dokumentalny “Śmierć Kevina Cartera” (ang. “The Life of Kevin Carter: Casualty of the Bang Bang Club”), nominowany do Oscara w 2006 roku.

2 komentarze

  • Cieszę się, że ktoś jeszcze zwrócił uwagę na tą historię. Jest prawdziwa, do bólu przejmująca. Jest też tragiczna ale to czysta filozofia życia i fotografii. Zdjęcie Cartera mam na pulpicie od kilku lat. Czy przeszkadzają mi głupie komentarze ludzi, których ekran komputera wita kwiatkami i sielskimi widoczkami? Nie. Bo trudniej o coś bardziej poruszającego. Bo o wiele łatwiej pamiętać o tym jak wygląda świat nie skażony naszym fałszywym oglądem codziennej rzeczywistości. Życzyłbym sobie, by każdy kto bierze aparat do ręki i marzy o sławie reportera, poznał ten kadr i historię, którą opowiada.

    anchel

fotopropaganda blog o dobrej fotografii