Nie ma to jak zatytułować wpis/artykuł w sposób na tyle intrygujący, aby sięgnęło do niego więcej osób. Jak mawiała moja pierwsza redaktorka prowadząca w życiu, a było to dawno, dawno temu w nieistniejącej już gazecie “Głos Wybrzeża” (tak, z tej piosenki) – najbardziej intrygującym tematem świata jest… seks :) I wszystko co wokół niego zawsze będzie chwytało.
Więc piszę dzisiaj o stosunku fotograficznym, bo jest to najważniejsza rzecz w fotografii w ogóle.
Trochę karkołomny ten wstęp, ale mam nadzieje, że warto było go przejść.
A wiec…
Chciałbym oficjalnie podziękować opatrzności boskiej (dowolnie proszę wstawić bóstwo, w które wierzycie) za to, że dane mi było urodzić się w cudownych latach ’70, epoce Gierka i wspaniałego: “Pomożecie?!”.
Wprawdzie wydawać się może, że niewiele w tym zasługi samej opatrzności, ile moich rodziców raczej, niemniej coś ich tknęło, aby nie czekać i załatwić temat “stosunku” od reki :)
Za tą przyczyną bowiem, ja, obecnie osiągnąwszy wiek średni, wiem co to jest “podstawowy stosunek w fotografii”. Stosunek czasu i przysłony. Okazuje się bowiem, że coś, co dla mnie jest tak elementarną wiedzą, praktycznie zespoloną z moją jaźnią, dla wielu młodych ludzi jest nie do ogarnięcia umysłem.
Sam nie mogę uwierzyć, jaką wielką trudność sprawia mi wyjaśnienie nastolatkowi piszącemu do mnie na priv, czym jest zależność między ilością wpadającego do obiektywu światła a czasem na jaki ustawiamy migawkę.
To trochę tak jakby starać się dziecku wyjaśnić dlaczego słońce świeci. Przecież jak powiem o wybuchach jądrowych na powierzchni słońca, to kompromitacja. Tak samo tutaj… wchodzenie w aspekty techniczne dezorientuje odbiorcę.
Ale czemu się dziwić, skoro pierwszym aparatem mojego rozmówcy jest EOS 400D posiadający wszelkie możliwe programy (ogłupiacze) dla amatorów i adept fotografii nie wie, że istnieje coś takiego jak: przysłona, listki przysłony, lamelki migawki, czas, EV itp… Że istnieje w końcu podstawowy stosunek: czas-przysłona. Ci biedni (wiedzą) młodzi ludzie są jak niepełnosprawni ruchowo. Miotają się pomiędzy tym, co każe im robić aparat i instrukcją obsługi, a pragnieniem zrozumienia istoty.
Ja tę istotę połknąłem i przyswoiłem, jak krew wchłania alkohol, wraz z moim pierwszym w pełni manualnym aparatem i książką: “Fotografowanie nie jest trudne” Jerzego Płażewskiego. Zostało to już we mnie i tkwi podskórnie. I dziękuje opatrzności za czas w jakim dotknąłem pierwszy raz aparatu. Jak dobrze, że to nie jest teraz. Uff…
A wracając do stosunku. Jak w każdym stosunku, tak i tutaj trwa odwieczna walka między dwoma stronami. Czas trawi światło, a przysłona zmusza czas do odwrotu. Tańczą ze sobą od zarania fotografii i zmuszają człowieka do wyborów. Jednocześnie sami dyktują zasady, stawiają wymagania i pragną przechylić szalę w swoją stronę.
Jeśli chcesz wiedzieć czym jest fotografia, musisz wziąć udział w tej walce. W tym stosunku.
Nie szkodzi, że będziesz trzeci przy stoliku. Oswój sobie czas i przysłonę. Odbyj stosunek.
Może coś się urodzi…
Może… :)
Ladny tekst Iczku. Jak pozostale zreszta. No i czestotliwosc wpisow cieszy. Oczywiscie cieszylaby bardziej gdyby byly jeszcze czestsze.
Zdrowka!
Trudno sie nie zgodzic, ze stosunek jest sprawa wazna, ale te zagadnienie predzej czy pozniej da sie opanowac. Tylko to sa zabiegi czysto techniczne a fotografia, przynajmniej dla mnie, to emocje. Jak w zyciu, bez emocji to tylko mechaniczny seks, ale jak tylko pojawia sie emocje….
pozdrawiam
@_rK_: dzieki, staram sie jak moge… czas ma znaczenie, jak w fotografi :)
@21din: wiesz, to troche jest niby tak jak piszesz, ale jak nie ma techniki to samo uczucie i emocje nie pomoga :) Taki los spraw technicznych :)
Nawet mój ojciec, co to tylko do albumu cykał foty, po pijaku mi kiedyś gadał o korekcji ekspozycji (korekcji panie dziejku! sam temat parametrów wskazanych przez nie potrafiący przecież myśleć światłomierz, był dla niego oczywisty jak tabliczka mnożenia ;).
Ja miałem to szczęście, że mimo, iż nie pamiętam czasów PRL’u to trafiłem dawno temu na jakieś forum, gdzie wypowiadali się ludzie o jasno określonym stosunku do fotografii – Ci co stoją po tej dobrej, klasycznej mocy ;).
I dam głowę, że Ty _rk_ też się tam wypowiadałeś ;).
Fajnie napisane, jak większość Twoich tekstów tutaj. Niestety obecnie zbyt szybki i zbyt łatwy dostęp do zdobyczy technologicznych i fragmentów wiedzy powoduje w wielu dziedzinach nie tylko fotografii zjawisko opisane w tym wpisie – ja bym to nazwał “ogłupieniem”. Bez pewnych podstaw technicznych i ogólnej wiedzy ani rusz, no bo co z tego że każdy ma w domu komputer którym może spokojnie policzyć bardzo skomplikowane rachunki, kiedy nie wie co i jak tak naprawdę liczy.
PS. Na powierzchni Słońca nie dochodzi do wybuchów jądrowych;)
@Grisza: no fakt, dzieki za sprostowanie. Skróciłem za bardzo mysl z tym słońcem. Do wybuchów dochodzi w jądrze tej gwiazy :)
Ja też ciesze się, że moja przygoda zaczęła się ze starym analogiem (zenitem) gdize trzeba było tą istotę pojąć. Przeczytałem kilka książek o podstawach po kilka razy i myślę, że inaczej nie da się robić fot, z których bedzie się zadowolonym. Trzeba umieć okiełznać aparat. Tak jak trzeba umieć prowadzić samochód, żeby zajechać tam gdize się chce. Ostatnio często spotykam się z dziwnym stosunkiem ludzi do fotografi. Sądzą oni, że aparat pozwoli im wydobyć siebie, swoje emocje a jednocześnie nie robią nic, żeby poznać podstawy fotografii. Albo narzekają robiąc zdjęcia w korytarzu na którego końcu jest okno, że korytarz jest czarny i zdjęcie jest słabe – ten ich aparat musi być gówniany ;P. Tak zmienia się świat i niestety tego nie zmienimy. Możemy mieć tylko nadzieje, że młodsi od nas będą mieli sprawne programy tematyczne.