fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Fotografia zaangażowana

W książce Lewis Wallace’a, którą pochłonąłem w kilka godzin mając lat naście, tytułowy bohater Ben Hur, jako galernik, odpowiada na pytanie kapitana Quintusa Arriusza – czemu pomimo kajdan tak wytrwale wiosłuje i nie ociąga się?

Nawet w niewoli trzeba robić, to co się robi rzetelnie.

No właśnie, a czy fotografując staramy się robić to rzetelnie? Często łapię się na tym, że po 2, 3, 4 godzinach chodzenia po mieście nie przyłożyłem nawet raz aparatu do oka. Zawsze zastanawiam się potem siedząc przy kawie, czy to efekt mojego znużenia kadrami, znudzenia tym co już widziałem wiele razy, czy może odwrotnie – jest to efekt dbałości o to, by nie robić nic byle jak. Często oczywiście ilość nie jest tożsama z bylejakością, czego najlepszym dowodem jest sposób pracy Garry Winogrand, który naświetlał rolki setkami, tysiącami. Po jego śmierci znaleziono prawie 9000 rolek filmów 35mm niewywołanych lub wywołanych, ale nieobrobionych przez autora. Szokująca ilość. W każdym razie, jest to całkowicie odmienny sposób pracy od mojego. Można powiedzieć, że nie marnuje materiału. To znaczy, można by tak powiedzieć parę lat temu, a teraz po prostu wystarcza mi karta 4 lub 8GB. Chyba w życiu nie zapchałem jej do końca. Nie umiem nawet, bo mam poczucie wstydu.

Nie wiem jak to dobrze opisać, ale gdy kadruję scenę, która zjawiła mi się w głowie na skutek bodźców wzrokowych i rejestracji jakiś obiektów w świetle (Ansel Admas nazwałby to prewizualizacją – pre-visualize) staram się wszystkimi siłami, aby kadr był kadrem finalnym. Znaczy, po przyłożeniu oka do wizjera ( a wiedzcie, że fotografuje lewym okiem więc nie zasłużyłem na Leice!) chcę przy naciśnięciu spustu mieć to, co sobie wyobrażam. Oczywiście aparat mój posiada ekran LCD i mogę od razu potwierdzić czy zrobiłem to, com chciał. Potem mogę to skasować i znowu skadrować lub nie kasować, tylko walić serię z przesunięciami kadru to w górę, to w boki. I tak aż do zapchania karty.

Niestety! Ja tak nie potrafię, bo czuję wspomniany wyżej – wstyd. Idiotyczne, nie sądzicie? Ale tak już mam. Ja chcę mieć to jedno zdjęcie, tak jak je widzę. I nie umiem cisnąć tych klatek jedna za drugą. Nie wspomnę już, że nie wykorzystuje wcale funkcji zdjęć seryjnych, bo ani moja fotografia (styl), ani ja sam nie rozumiem po co by  mi to mogło służyć. Wracają do wstydu… mam sam przed sobą pewien respekt. Twierdze bowiem, że po tylu latach sam zasługuję na bycie ze sobą szczerym. Może zaczyna to trochę brzmieć jak pseudo psychoanaliza, ale mi się nigdzie w mojej fotografii nie spieszy i stać mnie na to, by pogrywać ze swoimi wyobrażeniami. Więc wstydząc się samego siebie, tak długo komponuje zdjęcie, aż naciśnięcie spustu wyczerpuje kompozycyjnie moje zachcianki.

Siedząc z pustą kartą na rzeczonej kawie, po całym poranku szwendania się po Głównym Mieście, zobaczyłem to. Wiszące sznurki rachitycznych lampek na oknie. Za oknem najbardziej z szarych, szara ul. Długa z obskurnymi murami kamienic. I świadomość tego, co głębia ostrości robi z pojedynczym punktem świetlnym w płaszczyźnie nieostrości. Jedna klatka. Nie więcej. Cyk. To ten typ fotografii, gdy jeden element buduje kadr. Lampki.

Leica M9, Summilux 50/1.4 ASPH. – 1/1500, f:1,4, ISO 320

Nie inaczej jest z zatopionym statkiem, który od rana wzywał sygnałami dźwiękowymi Mayday każdego przechodnia. Ponad fale zlepionych kryształków śniegu, wystawał jedynie top masztu oraz fragmenty takielunku w postaci achtersztagu i topensztagu. Reszta ginęła w białym puchu. Tutaj można skopić się na finalnym wykończeniu kompozycji. Sprawdzić w wizjerze po sto razy przed wyzwoleniem migawki, jak komponować się będzie całość. Gdzie odnaleźć silne miejsca i punkty. Zaangażować się.

Uprzedzając od razu komentarze – oczywiście, że moja zasada, mój sposób pracy nie nadaje się do każdego typu fotografii. Dlatego pewnie, wszytkie te nasze aparaty wyposażone zostały w funkcje i cuda, które umożliwiają zupełnie inny sposób pracy. Mam jednak wrażenie, że spowodowały tez braki w zaangażowaniu. Tłumaczone: bo zrobię inne sto klatek, bo skoryguje wszystko jeszcze z poziomu aparatu w HDR, bo naświetliłem 500 klatek tego kadru – któryś będzie pasował, bo mam matryce 50mln i se wytnę. Coś jest w nas takiego, a zauważam to coraz silnie z biegiem lat, że dbałość o to , co robimy, nawet jeśli z obowiązku, jest coraz mniejsza. Dlatego proszę, angażujmy się w fotografie. Już na etapie kompozycji. Niech ilość możliwości wokół nas nie zwalnia nas z myślenia przed naciśnięciem spustu migawki!

Leica M9, Summilux 50/1.4 ASPH. –  1/3000, f:1,4, ISO 160

1 komentarz

fotopropaganda blog o dobrej fotografii