Składamy się z mięsa. Wprawdzie mięsem owym kieruje niby mózg, to jednak nadal zaczyna się od mięsa i kończy się mięsem. Granice narodzin i śmierci były w fotografii definiowane nie raz. Znaczy próbowano je zdefiniować. Od najprostszych rozwiązań typu zdjęcia z narodzin, po zdjęcia umierania. Bardziej zaciekli fotografowie próbowali pokazać proces umierania. Nawet najwięksi nie oparli się “urokowi” śmierci. Słynne zdjęcia Annie Leibovitz jej partnerki życiowej Susan Sontag u kresu jej drogi i to zdjęcie wieńczące:
pokazuje, że śmierć przyciąga. Dziwne to dla mnie.
Jeszcze większym zdziwieniem było, gdy pierwszy raz dowiedziałem się o projekcie Sally Mann “Body Farm”, który realizowała (realizuje!?) na farmie FBI poświęconej naukowemu badaniu rozkładu ciał ludzkich w celu opracowania technik kryminalistycznych. Zdjęcia z tego cyklu są tak mocne dla mnie, że raczej nie oglądam ich wnikliwie i ostrzegam:
Proces umierania można zapewne “pokazać pięknie”, zwłaszcza gdy podejdzie się do niego od strony emocjonalnej, a nie tylko wizualnej i nie skupimy się na ciele, ale na detalach życia, które towarzyszy w końcu śmierci nierozerwanie. Udowodnił to w słynnym już materiale Phillip Toledano, który pokazał to “cudownie”:
Tak więc zapewne można okiełznać śmierć obiektywem, a właściwie jej skutki, bo zazwyczaj jest zawsze “przed” i zaraz potem “po”. Czy jest sens zastanawiać się nad tym co jest lepsze i co lepiej oddaje naturę śmierci człowieka? Chyba nie. W każdym razie, spotkałem się ostatnio z ofertą tej treści: “Zdjęcia na pogrzebie. Rodzinna pamiątka”.
Czy ja wiem?
Czy Wy fotografujecie na pogrzebach? Co tam jest do fotografowania? Czy narodziny dziecka są do fotografowania, w końcu to przeciwstawny biegun śmierci. Po co tam aparat?
Ech… na ul. Żabi Kruk mieszkała moja babcia. Jest tam kościół, nomen omen, p.w. Piotra i Pawła – jeden z ostatnich kościołów w Gdańsku, który nie został jeszcze do końca odrestaurowany po wojnie. W tym kościele była jedyna w Gdańsku i chyba na Pomorzu kaplica obrządku Ormiańskiego (msze odprawia się po łacinie, tyłem do wiernych), na ścianach wisiały wota. Było czarownie tam chodzić z babcią. Nigdy nie zastanawiałem się czy robić jej zdjęcia. Może nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Ale nie żałuję. Zrobiłem jej kiedyś portret. Jeden. Zosia miała 98 lat. Miała. Do wczoraj. Nieśmiertelna pozostanie na fotografii. Dlatego, fotografujcie. Może niekoniecznie umieranie, ale życie :)
Tak właśnie Iczku, po to jest fotografia…
Żeby zatrzymać życie, żeby pamiętać, że kiedyś wszystko przeminie.
Nad zdjęciem Leibovitz się zastanawiałam kiedyś, nie raz: dlaczego? po co jej takie zdjęcie? Nie wiem.
Sally Mann fotografuje chyba też swojego chorego i powoli odchodzącego męża.
Widocznie do czegoś to jest im potrzebne. Odchodzenie, przemijanie to przecież też część życia.
Choć niekoniecznie każdy chce/musi/powinien je zapisywać czy chcieć oglądać.
Piece…: No wlasnie. Po oc takie zdjęcie, sobie też zadaje to pytanie. Przecież jeśli chodzi o pamięć, to chyba wolimy pamietać i mieć na fotografii bliskich zywych, a nie ich trupy. Ja tego nie kumam… tak jak nie kumam robienia zdjęć podczas porodu… no po prostu mam inną wrażliwość…. o ile ja w ogóle mam wrażliwość :)?
Piszesz, że nie każdy chce.musi/powinien to oglądac. Cóż… najdziwniejsze jest jednak to, że autorzy epatują tym. Wkładają na strony, robią wystawy, wręcz obnoszą się z tym, że zrobili zdjęcia trupa… o co kaman?
Fotografowałem kiedyś martwe ciało. Młoda kobieta w sukni ślubnej leżała w trumnie. O zdjęcie poprosili mnie jej rodzice, ktôrzy staneli przy niej. Panna młoda nie doczekała ślubu, razem z narzeczonym kilka dni wcześniej poszli na grzybobranie. Zmarło razem pięć osób.
Ja miałem wtedy 19 lat i gdybym wiedział ile będzie mnie to kosztowało, nigdy bym się niezgodził.
Do dxiś nie rozumiem dlaczego rodzice chcieli tej fotografii zrobionej w kostnicy Akademi Medycznej.
iczek, wrażliwość masz, tylko pewnie jak to chłop nie lubisz się do tego przyznawać ;)
wracając do zdjęć. może fotografują by mieć dowód, by mieć pewność, że to już koniec.
a może dlatego, że zarówno w przychodzeniu na świat, jak i w odchodzeniu z niego, jest coś niezwykłego, niesamowitego i oni chcą to zatrzymać jakoś, uchwycić “na żywo” tajemnicę życia i śmierci.
dlaczego wrzucają do albumów, na strony? trzeba by ich o to zapytać. może jako dowód odwagi, a może chcą jako swoiste memento mori…
a wiesz, to może głupie, ale ja byłam ciekawa tego zdjęcia Leibovitz…
Śmierć była, jest i będzie fascynująca.
Życie to samoorganizacja cząsteczek. To proces ciągły i temat bardzo ważny.
Jeśli ktoś jest poetą to zapewne nie zdziwił by nikogo napisaniem wiersza o umierającej żonie.
Jeśli ktoś jest muzykiem to pewne nagrałby o tym piosenkę i to też nikogo by to nie zdziwiło.
Fotograf też chce na swój sposób wyrazić emocje towarzyszące temu wydarzeniu, ma do tego prawo, a może nawet jakiś artystyczny “obowiązek”, imperatyw.
Tylko dlaczego to tak dziwi? Nie wiem, może to po prostu pochodna tego, ze fotografia jest traktowana raczej jako niegroźne hobby niż jako forma sztuki.