Rzadko podróżuję. Nie lubię raczej. Najdalej jak lubię jechać to gdzieś tak na drugi koniec mieszkania, pod to okno, co światło najbardziej miękkie pada w przestrzeń domu. Z podróżowaniem generalnie wiążą się same niedogodności. Trzeba się spakować, trzeba zaplanować, trzeba pamiętać żeby wrócić… takie tam same głupoty, o których pamiętać wszak nie potrzeba gdy się siedzi w domu :)
No i w dodatku te pytania, czy zdjęcia fajne masz!? Nie mam. Za to mam miłe doświadczenia w porcie lotniczym Frankfurt gdzie stałem się ulubieńcem sekcji antynarkotykowej, która dzielnie w obie strony przetestowała mnie i mój fotograficzny bagaż, bo jego zawartość była cudem jakimś. Te zafoliowane opakowanie Polaroid, te kasety 545, 550 i serii 600, które nijak w skanerze nie chciały pokazać co mają w środku :). Za każdym razem miło, sprawnie i szybko automat badał czy pyłki proszków jakiś nie osiadły na mnie i mojej walizce. Pełna profeska przyznać muszę. Z uśmiechem z delikatnością i z podziękowaniami i przeprosinami za zwłokę. Tylko w Rębiechowie gburowaty młodzieniec ubrany w (niestety) polski mundur Straży Granicznej nie chciał pozwolić mi wyjąc polaroidów z torby aby ich nie prześwietlić. Bo on tutaj rządzi… ech…
Przez dwa tygodnie nie słyszałem polskiego języka. Nie spotkałem na wyspie Cejlon żadnego Polaka, nie mówiąc już, że w większości miasteczek, wsi i miast, na ulicy byłem jedynym białym. Wszyscy inni pozamykani w hotelach, kąpali się w basenach i jedli europejskie dania… :) Za to ostatniego dnia, zaraz po przekroczeniu drzwi do holu portu lotniczego w Colombo, z odległości 50 metrów usłyszałem znane, tradycyjne polskie słowo wyrażające wszystko, które rozbrzmiewało w wielkim lotnisku jak jakaś mantra powtarzana co trzy inne słowa: “kurwa mać!”. Tak, to rodacy stali w kolejce po passboardy. Ech… wstyd czasami się przyznać.
A ja przez te dni byłem wyłącznie misterem i serem. Każdy lankijczyk zwracał się do mnie nie inaczej niż: “Good morning Mister” lub “Hello Sir”. Dopiero po kilku dniach zdałem sobie sprawę, że oni już tak mają. I nie ważne czy to historyczna zależność między plantatorami, kolonizatorami i ludem autochtonów. Jest to miłe.
Kończę już to męczenie Was sprawami poza-fotograficznymi. Generalnie Sri Lanka jest fotogeniczna. Jest kolorowa. Jest rozmaita – od gór, po niziny i wybrzeża. Jest kolorowa etnicznie i religijnie. Jest “chwytliwa świetlnie” – znaczy da się wyłapać piękne kolory światła w rożnych porach dnia. Ludzie są fotogeniczny z natury, bo ich skóra i jej faktura jest nietuzinkowa. Ale tutaj potrzeba dobrego fotografa podróżnika. Może więc za rok :)
Acha i proszę wszystkich o nie zadawania tego straszliwego pytania: “A fotki fajne zrobiłeś?”
:)
do mnie czasami zwracaja sie per “kierowniku” :D np “kierowniku, ma pan 50 groszy? brakuje mi do piwa” :) btw zostaly Ci jakiekolwiek zdjecia czy rozdales wszystko? Wesolych Swiat!!!
A fotki fajne zrobiłeś? ;)
wesołych świąt, iczku.