Czy liczyliście kiedyś relacje między przejechanymi kilometrami lub długością marszu a ilością wykonanych zdjęć? Właśnie o tym będzie ten wpis. O relacji między zaangażowaniem a efektami tego zaangażowania.
Wielu “wujków dobra rada” mówiło mi, że aby złapać dobre zdjęcie trzeba podejść bliżej lub polecieć daleko. Ta pierwsza część odnosi się oczywiście bardziej do reportażu, a ta druga… no właśnie, czy odnosi się do fotografii pejzażowej? Coś w tym jednak jest. Gdy oglądam kolejną relację z jakiegoś pleneru fotograficznego na Islandii czy w Arktyce lub gdzieś na Wyspach Owczych, to myślę sobie, że nigdy nie będzie mi dane się tam znaleźć i uciekają mi takie wspaniałe kadry! Bo pieniądze, bo czas, bo odległość…
Ale kiedy oglądam w sieci już setny taki sam kadr z tego samego turystycznego miejsca na wspomnianych odległych spotach fotograficznych, to przestaje mi być aż tak bardzo źle. Zaczynam wtedy sobie kalkulować, że wydam górę kasy, będę miał szansę 1 na 1000, że pogoda będzie mi sprzyjała i zrobię finalnie takie samo lub o wiele gorze zdjęcie niż te już widziane.
![](https://iczek.pl/wp-content/uploads/2023/02/B0000145-2.jpg)
I wtedy nachodzi mnie przemożna ochota na to, aby wsiąść w samochód i pojechać w znane mi miejsca, które nie wymagają planowanie, wielkich pieniędzy, ale jedynie trochę kilometrów. Odwiedzić miejsca, które odwiedzałem dziesiątki razy i ponownie rozstawić statyw bez ciśnienia o mistrzowski wschód słońca, czy odległą krainę zza siedmiu mórz.
Bo ilość kilometrów, czy krótko mówiąc odległość jaką musisz pokonać do nowego miejsca nie ma nic wspólnego z jakością fotografii, ale co najwyżej z ich… ilością. Tak ilością klatek. Każdy fotograf pejzażysta doskonale wie, że kilometry i ilość zdjęć to zazwyczaj wartości odwrotnie proporcjonalne. Kiedy po prawie 3 godzinach jazdy wysiadam w Darłówku jest zimno, pada deszcz, a stan morza to fale wysokości ponad 1,5 m. I weź tu teraz naświetl klatkę przez 2 minuty i nie zalej całego aparatu. Nagle okazuje się, że jeden kadr to walka nie tylko z pogodą, ale w własnym ciałem, aparatem, statywem itd… Wtedy zaczynasz naprawdę zastanawiać się jak zrobić 2 zdjęcia, jak wykorzystać te kilometry przejechane. Ale i tak nie masz gwarancji, że się uda. Tylko czy robisz zdjęcia, by mieć takie gwarancję? Nie wydaje mi się.
![](https://iczek.pl/wp-content/uploads/2023/02/B0000132-2.jpg)
Już kadrując wiesz, że białe grzywacze rozbijanych fal wyjdą jak biały śnieg na długim naświetlaniu i nie ominiesz tego. Linia horyzontu odetnie ostro zachmurzone niebo, a brak wyraźnych chmur i jakiejkolwiek struktury da ci w efekcie szarą, pusta przestrzeń nad morzem.
W takich momentach, mając w kręgosłupie te godziny za kółkiem myślę sobie, że to właśnie jest fotografia. Esencja zaangażowania, chęci, upartości, by uzyskać kadr. Kadr, który w 90% wypadków jest zwykłym zdjęciem. Kolejnym w portfolio, które nie jest porównywalne z Islandią, Szkocją, czy Wyspami Owczymi, ale jest wypracowany przez Ciebie.
Ilość zdjęć ma się nijak do czasu, jaki spędzam aby je wykonać. Czy jest to plener czy praca w studio, przygotowanie zawsze zajmuje więcej czasu niż samo zdjęcie. I chyba w tym jest całe piękno fotografii, jaką wykonuje. To styl życia. Styl bycia.
![](https://iczek.pl/wp-content/uploads/2023/02/B0000136.jpg)