Temat kadru jest w fotografii obecny od samego początku istnienia zjawiska utrwalania tego, co człowiek widzi wokół siebie. Nie chodzi tylko o narzędzia do zatrzymywania obrazu, które znamy od połowy XIX wieku. Myślę szerzej. Jaskinie. Obrazy utrwalone przez myśliwego, który też kadrował malująć.
Historia sztuki powiedzie Was cudownie przez malunki egipskie, długie taśmowe sceny rozciągnięte jak opowieść. Wówczas kadrowanie nie istniało, jako pojęcie znane w fotografii obecnie. Opierało się to bardziej na odczuciach. Papirusy, rozwijane bulle, potem księgi już kartkowane itd… to wszystko czyniło i tworzyło naukę jaką znamy teraz pod nowoczesnym pojęciem UX/UI (user experience, user interface).
Kadrowanie, które nierozłącznie wiąże się z kompozycją, to w ogóle cholerstwo straszne!
Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo drzemią w nas pewne zarówno biologiczne, behawioralne, jak i kulturowe ograniczenia dotyczące tego elementu fotografii. Nie będę tutaj się rozwijał na tematy złotego podziału, mocnych punktów, aby Was nie obrażać, bo po tylu latach z aparatem przy oku już wiem, że to jest tylko i wyłącznie opisane po to, by świadomy fotograf to zręcznie omijał. Ale chciałbym się chwilę zastanowić nad tą wspomnianą i ukrytą trochę w tytu relacją między kadre a kontekstem.
Pamiętacie to słynne zdjęcie Kevina Cartera dziecka w Sudanie, nad którym stoi sęp. Uznane za jedno z najważniejszych fotografii w historii. Kevin wielokrotnie musiał tłumaczyć się z tego kadru i nie udzielenia pomocy dziecku. Jednym z wyjaśnień, było to, że sytuacja miała miejsce koło punktu czerpania wody i wokół byli jacyś ludzie. Tego nie widać w kadrze. Mamy zupełnie inny ogląd sytuacji. To skrajny przykład, jak bardzo kompozycja, użyty obiektyw wpływają na efekt finalny. Poniżej bardzo podobne w wymowie zdjęcie James Nachtwey, które ma już zupełnie inny kontekst. Zjawisko jest takie samo, ale kadr tworzy inną rzeczywistość:
Ciaśniej czy szerzej? Wielu z Was odpowie, że to także zależy od rodzaju fotografii. I będą mieli rację. Ptaki i dzika przyroda to częściej kadry wąskie, ciasne, skupiające się na osobniku. Eliminujące tło poprzez użycie ogniskowych powyżej 400mm. Reporterka z 35mm to już zupełnie inna przestrzeń, tutaj siłą fizycznych właściwości obiektywów mamy do czynienia z inną głębią, inną kompozycją – widzimy więcej. Plączą się nam w tle budynki, elementy dodatkowe, musimy to ogarnąć. Nie wszystko da się wyciąć stosując f/1.4. Czasami wystarczy kilka centymetrów i łapiemy w kadr coś, co nadaje inne znaczenie zdjęciu i jego odbiór jest zupełnie inny. Ale chyba nie to jest najważniejsze w tym wszystkim.
Kadrowanie to nic innego jak zamiar – Intencja fotografa do pokazania czegoś.
Kadrowanie to intencja.
Nauczmy się więc tego, że podchodząc do kadru, musimy mieć jakąś intencję. Chcemy, aby nasze zdjęcie było JAKOŚ odebrane. Przeczytane. Zinterpretowane. I dlatego poza mechanicznymi regułami złotego podziału jest przede wszystkim nasza intencja. Co, jak, gdzie, po co, komu, dlaczego. Mnóstwo pytań rodzi się w ciągu tych kilku chwil, gdy kierujecie. Nawet jeśli jest to fotografia namiotu przemysłowego. To świetny przykład totalnie spapranej roboty fotografa. Nic nie mówi Wam ten namiot. Jest umieszczony w “żadnym kontekście”. Nie rozumiecie po co wykonano to zdjęcie. Warto jednak by robić takie błędy, nawet po latach, bo uczymy się każdego dnia w końcu…
Często jest tak, że różnica jest niewielka. Kilka stopni w ogniskowej lub kilka centymetrów cofnięcia się od kadru. Dlatego też lubię fotografię cyfrową… mogę zrobić wersjonowanie kadrowania na miejscu. Nie kosztuje mnie to nic więcej niż kilka chwil. Niestety w fotografii analogowej poszukiwania kadru muszą odbywać się już w wizjerze, bo koszty wielokrotności wykonanych kadrów są coraz wyższe. Czy to zaleta czy wada? Nie wiem sam, ale digitalizacja dała mi wspaniałe narzędzia. A że jestem typem fotografa, który rzadko kadruje w postprodukcji to dla mnie zbawienie.
Porównajcie poniższe dwa ujęcia. To samo, ale prawie. A wiecie, że prawie robi różnice!
Szeroko:
Wąsko:
Ja osobiście wolę szeroko. Wiecej mi mówi taki kadr. Daje odbiorcy pewien margines na własne notatki – didaskalia interpretacyjne. To ważne, abyśmy pozwolili odbiorcy znaleźć jego własną przestrzeń do interpretacji naszych zdjęć. Nie ma nic gorszego od zamknięcie komuś drogi do zbudowania własnej opinii. Narzucanie swojego zdania jest może i fajne, ale wówczas nie ma dialogu, a przecież…
Fotografia to dialog między fotografem a odbiorcą!
Bawcie się kadrami. Bawcie się fotografią, ale nie zapominajcie o tym, co chcecie pokazać. JAk chcecie pokazać. To ważne.