Formuła stosowana raczej w języku prawniczym. Jednak spokojnie “adoptowalna” do wszelakich innych zagadnień. “Bez tego nic” – to warunek, który musi zostać spełniony.
I tako oto nasunęła mi się ta formuła podczas przeglądania strony poświęconej Fotofestiwalowi w Łodzi.
Ponieważ kuszącą ofertę spotkania otrzymałem w niegdysiejszym mieście fabrycznym Łodzi, wszedłem ja sobie na stronę owego festiwalu, by sprawdzić co we “współczesnej fotografii” piszczy. Właśnie tym sloganem posługują się bowiem często organizatorzy mówiąc i pisząc o festiwalu. Piszę w cudzysłowie, bo ja nie wiem jaka jest definicja owej współczesnej fotografii. Niemniej, trzeba być na bieżąco więc i ja używam tego, choć nie rozumiem. No bo jakie są cechy tej współczesności? Czas wykonania jedynie? A może jakieś inne formalne warunki musi spełniać fotografia współczesna – np. robiona musi być cyfrowo?!
Ale nie o tym…
Oto na stronie festiwalu znalazłem opisy wystaw towarzyszących. I olśniło mnie!
Już wiem co to znaczy “współczesna fotografia”. Oto bowiem musimy posługiwać się karkołomnymi opisami swoich prac, swoich cykli, swoich zdjęć generalnie, aby uznano nas za współczesnego fotografa! Zapraszam Was abyście poklikali te stronę i poczytali dokładnie, rozbierając na zdania opisy poszczególnych wystaw… Piękne :) Aż mnie korci aby zawartość słowną skonfrontować z zawartością obrazową, ale mam poważne zastrzeżenia czy ten program i te wystawy warte są dla mnie wydania 300zł na benzynę i nadwyrężania znajomych w Łodzi w kwestii noclegu…:(?
A co to ma wspólnego z sine qua non? Ano tyle, że fotografia bez opisu już nie istnieje. I to nie tylko w warstwie reporterskiej, prasowej, dokumentalnej. W każdej!
Opis musi być – bez tego nic! :)
PS
A ja bym chciał wejść do sali, gdzie nie byłoby opisów, wynurzeń domorosłych krytyków, tylko zdjęcia. I one by do mnie rozmawiały. Tak po prostu.
Fotografia faszynowa może spokojnie obejść się bez podpisu; co więcej słowo (reklama ciucha+cena) bardzo często ją degraduje.
Jak to nie ma fotografii bez opisow ja taka robie moze nie przez duze F, ale robie :)
Raf – poki sie nie wystawiasz – to i tak nie ma znaczenia :)
prawda, zgadzam sie. Kiedy pokazuje komus fotografie i musze tlumaczyc dlaczego i co chcialam pokazac to czuje sie zaklopotana, znaczy ze nie udalo sie, bo lubie kadry ktore jak to sie mowi “gadaja” kiedy ogladajacy dopowiada sobie jakas historie to tego obrazu. Takie fotografie lubie i bede takie sie starac robic, ale musimy wziac tolerancje na to jak wrazliwy jest widz. No i czasami trzeba opisac jednak to co jest na zdjeciu, ale tekst typu “dziadek w kuchni” lub “babcia trzyma kota” uznaje za zupelnie niepotrzebne. Mysle, ze ogladajacy nie maja czasu na to aby czytac opisy w fotografii, to moze byc felieton czy blog ale sama fotografia powinna ukazywac sie bez zbednych opisow.
Przyjedz przyjedz, zawsze moge Ci pozaslaniac opisy reka. A moze nawet uda nam sie NIE dotrzec na zadna wystawe… ;) Chociaz akurat na ta pierwsza z gory warto sie przejsc :)
… Krótko ( mam nadzieję, że nie będziesz bał się odpowiedzi ): po co piszesz? Po co tworzysz swoje “opisy” ? Miast ze zdjęciami sobie rozmawiać? Hę?
M. jak do tej pory udalo sie wystawic pare zdjec, bez wiekszego przejmowania sie opisami.
Myślę, że mocno przesadzasz, osobiście też lubię taki rodzaj fotografii bez słów, ale nie można z tego robić dogmatu.
Uważam, że moje zdjęcia da się oglądać bez opisu ale nie stoi to w sprzeczności a bym o tych zdjęciach (sytuacjach) mógł mówić godzinami.
Czasami o zdjęciu trzeba coś napisać/powiedzieć aby np. wykluczyć jego przypadkowość/bądź ją potwierdzić.
PS Jeżeli już sie jednak wybierzesz polecam prace Rafała Biernickiego, jeżeli dobrze zrozumiałem opis są to fotografie wykonane na szkle w dość pokaźnych rozmiarach.
Rafał… :) Znam, znam.
Widziałem w sieci, może uda mi się wyrwać do Łodzi, to oglądne naocznie.
Alez ja wcale nie jestem orędownikiem tego aby nie było opisów, ja po prostu zauważam pewną “manierę” tychże opisów. I o tym napisałem :) A , że chciałbym kiedyś odwiedzić wystawę bez opisów… cóż… marzenie :)