To miano wielu chciałoby uzyskać. Weszło do języka kilka lat temu w dobie szaleństwa marketingowego, kiedy to reklamodawcy i agencje poszukiwały niszowych odbiorców dla produktów swoich klientów.
Wpasować się w nisze, to jak znaleźć Grala. Zapewnić to ma wyjątkowość i pewny rynek odbioru. Dodatkowo w teoriach marketingowych istnieje pojęcie lojalności, a grupy niszowe mają najwyższy współczynnik lojalnościowy. Bo są to ludzie oddani jakiejś wąskiej idei, zakochani w tym, sekta taka trochę.
Fotograf niszowy robi zdjęcia odpadków pod blokami, krawężników zakręcających tylko w prawo, obsikanych przez psy kół samochodowych lub zachody słońca widziane z parkingów podziemnych hipermarketów.
Ważne aby nikt inny lub grupa niewielka, nie robiła takich samych zdjęć. No i ważne jest ujęcie tego w tzw.: kontekście, bo dzięki temu artysta niszowy może udowodnić, że to jest w ogóle coś warte.
Zakres niszy można też poszerzyć. Niszowe jest np.: fotografowanie na starych materiałach Polaroid i (koniecznie!) opisywanie tego w podpisie pod zdjęciem. Są tacy, którzy już z samego opisu czynią wartość dodaną. Tak jakby to miało jakieś znaczenie… Cóż… może ma ;)?
Niszowi fotografowie kupują materiały o rozmiarze 8×10 cali i udowadniają sami sobie, że mając za tylna soczewką taki materiał inaczej się myśli i inaczej się kadruje. Niż np.: eosem 5D.
Cóż… może racja ;)?
W końcu są też tacy, co robią jedynie dalmierzem i koniecznie prawym okiem, bez względu na to, że w procesie lateralizacji uzyskali nieklejorodną jej formę i mają lewe oko sprawniejsze. Ci twierdzą, że tylko dalmierz pozwala robić zdjęcie z oboma oczyma otwartymi i wtedy panują pełniej nad kadrem.
Cóż… może panują ;)?
Fakt faktem, że wszystkie te śmiesznostki budują pewną przestrzeń, w której łatwiej jest się nam poruszać, bo łatwiej poukładać te klocki. A że mamy wrodzoną konieczność systematyzowania świata wokół nas wiec gdyby wszyscy używali jedynie eosów 5D, to byśmy chyba zwariowali.
Może więc warto być niszowym?
Nawet jeśli grupa docelowa jest wąska?
A może właśnie tym bardziej?
Tylko co zrobić jak nasza nisza ograniczy się do jednej osoby – nas!?
warto robić co się lubi,(to chyba najważniejsze)aa.. jak ktoś lubi utrwalać psie kupy z Polską flagą to jego sprawa.. i tak wszystko ocenia rynek, bo np. to co było niszowe dziesięć lat temu.. dziś jest powielane przez tysiące..
jeśli nasza nisza ograniczy się tylko do nas, to wtedy jest to nisza wszystkich nisz czyli mega przenisza ;)
Dawno się tak nie ubawiłem twoim wpisem jak tym właśnie. Tym bardziej, że ilustruje on dokładnie to, co do czego jestem przekonany ;)
Co do samej niszowości, to istotnie jest ona obecnie produktem marketingowym i ma funkcje trendsetterskie (takie modne słowo). Bodaj w serialu ‘genius of photography’ w jednym z odcinków jest spory fragment, gdzie bodaj pokazywana jest ‘późna’ (czyli aktualna w czasie kręcenia filmu) twórczość Sally Mann pracującej wyłącznie z wielkoformatowymi płytami i na kolodionie, która robi wyłącznie zdjęcia swojego męża, którego pogrąża jakaś choroba. I tak właśnie artysta staje się ‘niszowy’.
Mam cos co idealnie opisuje ten temat.
Wczoraj bylem na wernisazu i Bruce Davidson zapytany dlaczego nie robi zdjec cyfrowkami opowiedzial o calej tej magii podczas uzywania aparatow i materialow 4×5 itp. I dla niego to wlasnie czesc fotografii i przyjemnosci ktora ona mu daje oraz takze innego podejscia do robienia zdjecia.
ostatnio zauważyłem, że często fotografuję latarnie zgięte w lewo na tle nieba z chmurami typu baranek. pociągają mnie też przyczepy kempingowe przerobione na cieciówki. ale żeby do tego dorabiać filozofię? dziękuję, postoję.
pozdrawiam
Pioter