fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Testis znaczy Testigo


Testis (łac.) – świadek, osoba zeznająca.

Hiszpańskie słowo “Testigo” pochodzi właśnie od łacińskiego pierwowzoru. Być świadkiem, świadkiem naocznym, dawać słowo temu, co widziałem. Można powiedzieć, że idealnie pasuje do kolektywu “Testigo Documentary”.

Chłopaki z Testigo (nie wiem w sumie czemu nie ma tam żadnej kobiety!?) zaprosili swoich odbiorców na przegląd tego, co robią. A że okazja śledzikowa, to i w knajpie zabrakło w sumie miejsca, aby spokojnie oglądnąć prace dokumentalistów. Jak po godzinie stwierdził mój Nieseksualny Partner, siedząc jeden schodek wyżej ode mnie, – głęboko w d….  weszły mi ich zdjęcia :) Ale z drugiej strony, tylko się cieszyć można, że przyszło tylu ludzi.

Czym jest Testigo? Zapewne najlepiej przeczytać na ich stronie, ale zdecydowanie lepiej opowiadają to zdjęcia. Te pierwsze i te ostatnie, najnowsze. A jest o czym mówić.

Zacząłbym jednak od czegoś innego. Od uznania dla zaciekłości działania i determinacji. Nie wszyscy są w stanie przez parę lat definiować swoje życie przez pryzmat tak dalece niestabilnej pracy jak fotografia społeczno-reportersko-dokumentalna. W dodatku czyniąc to na osobisty rachunek bez gwarancji publikacji. Ponoć teraz taki ‘trynd’. Że fotograf sam szuka tematu, sam się finansuje, sam obrabia foto-video, sam pozyskuje ew. wydawcę i sam do tego czasu za wszystko płaci. Ja tam nazwałbym to wyzyskiem niż trendem, ale ja się nie znam, bom nie reporter. W każdym razie, mając swoje własne doświadczenia w zakładaniu rożnych kolektywów – chapeau bas.

Pytanie drugie – co dalej Panowie? Działanie na zasadzie wolnych strzelców połączonych nieformalnie jest skuteczne do pewnej granicy. Wy te granicę już macie na wyciągnięcie ręki i potem trzeba chyba się sformalizować, aby wyjść poza amatorski styl jeżdżenia po świecie za to, co zarobi się na ślubach. Trzeba się rozwijać. Macie na to pomysł? Stowarzyszenie? Dotacje? Kibicuje Wam abyście znaleźli drogę, która pozwoli Wam odwrócić trochę te obecną sytuację: własny materiał >> poszukiwanie nabywcy na zdrową zasadę: zlecenie wydawcy >> materiał własny. Obu się tak stało.

No to teraz – z czym do ludzi.

Zgodzę się z opinią Pewnej Rozpoznawanej Reporterki, że rozbiegówka (dla dzieci cyfry wyjaśniam, że “rozbiegówka” to ta cześć filmu celuloidowego, która “ginie” w aparacie wypstrykana na potrzeby mechanizmu przewijania – a więc taki wstęp) w postaci materiału z Wisły jest na Waszym pokazie niepotrzebna. Może inaczej… za dużo na ten temat. Szczególnie, że pomiędzy materiałem o Wiśle, a następnymi jest P-R-Z-E-P-A-Ś-Ć jakościowa. Zajmujecie się w sumie reportażem społecznym, dokumentem społecznym czy też pochodnymi tych gatunków. Nie jesteście fotoreporterami pierwszej linii. Powody pewnie są proste, aby być na pierwszej linii ważnych wydarzeń trzeba mieć to całe zaplecze logistyczne i finansowe, którego Wy nie macie. Rozumiem więc drogę, którą obraliście.  Próbowanie zgłębienie tematów, które często goszczą na pierwszej stronie przez dzień, dwa w postaci ostrych fot z walk itd… za tym ZAWSZE kryją się dramaty jednostek, grup czy społeczeństw i chyba tego szukacie w Waszych materiałach. Fajnie!

Z pokazanego materiału, większość znałem ze strony. Rozumiem, że na potrzeby pokazu daliście więcej fotografii niż teoretycznie powinno się pokazać, aby zilustrować dany temat dlatego nie będę czepiał się faktu, że poukładane to było dość nietypowo :) Świetnie pokazuje to zresztą materiał Przemka Kozłowskiego z Egipskiej Rewolucji, który na końcu podsumowany zdjęciami z “Polityki” nabrał dopiero mocnego wyglądu. I okazało się, że materiał  może być dynamiczny i ciekawy. Zresztą wiedza i przygotowanie Przemka są już pewną gwarancją wejścia w temat, tak nieodzowne to przy tego typu fotografii. Edycja jednak w fotografii to sztuka. Pawła wstępniak do materiału o broni w USA zmusił mnie do przypomnienia sobie nazwiska autora pierwszej polskiej encyklopedii – Benedykta Chmielowskiego – który w rozdziale o zwierzętach opisał tak oto konia: “Koń jaki jest, każdy widzi.” Na każdym ze zdjęć jest broń. W materiale o broni jest broń :) Odszedł bym od tego jednak w końcowym materiale :) Na pokazie było więcej fotek niż na stronie i skręcały bardziej w kierunku reportażu niż portretów ze strony. Mam nadzieję, że poza Alaską będzie kilka innych charakterystycznych dla USA stanów militarnych :)

Maciej Moskwa wszedł w rytuał. Ciężki temat, bo emocje towarzyszące pewnym rytualno-religijnym obrzędom ciężko jest pokazać, pomimo ich pozornej widowiskowości. Krew, dymy, krzyki, wydaja się załatwiać temat, ale czy na pewno? Ashoura w Libanie sfotografowana jest nierówna. Obok zdjęć, których nie powstydziłby się fotograf z agencji VII czy Magnum, są zdjęcia dopełniające, które wymagają dopracowania. Może powodem jest czas? Może na to trzeba wybrać się 2-3 razy? Rytm mi się gubi, zarówno w tym materiale na stronie, jak i podczas pokazu. Ale to już inna kwestia – mam wrażenie, że panowie za dużo mówili :)

Bardzo podoba mi się portret Macieja, który wykonał najbardziej statyczny podejrzewam z całej ekipy fotograf Artur Hutnik. I choć Artur ambitnie dąży do wyprowadzenia swojego kolodionu poza ramy studia (trzymam kciuki!), to nie wiem czy czasami w zespole nie jest potrzebny taki właśnie lekki oddech wyciszenia i spokojnego kadrowania. Podziwiam za zaparcie w kwestiach starych technik i oby nie wyparował Ci eter z kolodionu przez następne parę lat!

Dokonajmy reasumpcji :) , czy też jak mawia koleżanka liposukcji zawartości merytorycznej:

Testigo to dla mnie nadal ewenement. Nie dlatego, że chłopaki sami jeżdżą po świecie z aparatami, ale dlatego, że udaje im się to ubrać w jakieś ramy w swojej grupie. Poziom fotografii naprawdę nie odbiega od średniej fotoreporterskiej, choć niektóre tematy ewidentnie “skażone są” brakiem czasu (czyt. funduszy). Trzymam kciuki, bo część chłopaków to moi ziomale rzec można. Śledzę pilnie dalsze losy i “do boju Polsko!”

W tym miejscu, przypomniał mi się jeszcze jedno wrażenie, które mogło być spotęgowane wbijającym mi się po 2 godzinach w tyłek stopniem schodów, ale w materiale Przemka bardzo rzucały mi się w oczy kadry, które nie były robione wystarczająco blisko akcji. Jakby wbrew znanej przecież z pewnością chłopakom zasadzie R. Capy: “Jeśli twoje zdjęcia nie są dostatecznie dobre, to znaczy, że nie jesteś dostatecznie blisko“. Al może to tylko wrażenie… nie miałem czasu pogadać z Przemkiem.

No to tyle… rozpisałem się, ale to był naprawdę miły wieczór! :)

 

5 komentarzy

  • Słuchaj, ale prócz pisania tutaj, zakładam, że im to też napisałeś, mam rację?

  • Marcin, wiedząc, że o to zapytasz w jednym ze swoich coraz rzadszych komentarzy, powiedzialem im to wszystko w twarz. Przy piwku. To chyba nawet więcej niż napisać. Czy uwazasz, że zachowalem sie odpowiednio?:)

  • Zależy, czy używałeś wulgaryzmów ;)
    Cieszę się, że o mnie myślisz czasami ;)

  • Kończąc tę(tą?) prywatę: przecież wiesz, że ja nie wulgaryzuje niepotrzebnie języka Rudolfie. Spojrz na motto bloga.

  • To ze naszym sie chce jedzic i robic zdjecia badzo cieszy, ale z ich jakoscia juz tak cieszno nie jest. Spory rozrzut, Oliwa, Rzeka czy Mongolia Macka bardzo mi podeszly, przyjemne spojne tematy. Kanabisowa historia z Maroka nudna, USA z bronia nie zapowiada sie ciekawie, cos mi sie wydaje, ze wyjdzie powielenie “Armed America: Portraits of Gun Owners in Their Homes”, Egipt wszycy tam byli i zdjecia robili.
    Chcialbym zeby z Testigo cos dobrego wyroslo bo potencjal jest.

fotopropaganda blog o dobrej fotografii