fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Zdrada

Światła półciężarówki pojawiły się nagle na zakręcie. Wąska lokalna droga w ciemności skurczyła się jeszcze bardziej. Zbyt nerwowy ruch kierownicy i prawe koła załapały pobocze. Zdążyłem jeszcze kątem okaz zobaczyć na burcie mijającego mnie samochodu zarys bochenka chleba. Piekarnia. W niedzielę? Głuche uderzenie tylnego koła w dziurę brzmiało źle. Dwadzieścia metrów dalej, stałem sam w ciemnościach oglądając kompletnego flaka. Szósta piętnaście rano. Niedzielny środek nocy. Czarność nocy na takich bezdrożach jest przejmująca. Jakieś 500 metrów dalej dostrzegam ksenonową żarówkę, dwa zabudowania. Dojeżdżam na feldze. Staje w zatoczce pekaesu, tylko ten fragment jest oświetlony jedyną lampą. Nawracam, bo lampa stoi po przeciwnej stronie szosy i bez jej światła nie zmienię koła. Do wschodu słońca zostało około półtorej godziny, a mam jeszcze ponad 60km. Plany dwutygodniowe szlag właśnie trafił.

Wyjmuję narzędzia. Klucz wygląda dziwnie delikatnie, dopiero kilka godzin później uświadomię sobie, że już wtedy wydawał się tandetny. Jednak adrenalina jeszcze pozwala mi wierzyć, że tym czymś da się odkręcić cztery śruby. Po 20 minutach szarpaniny, skakania po kluczu, stawania na nim już wiem, ze wykonany gdzieś w Chinach z byle jakiego stopu żeliwnego, klucz łamie się pod naciskiem kilkudziesięciu kilogramów. Śruby nawet nie drgnęły. Zapieczone. Ciskam kluczem w asfalt. Głuchy odgłos niesie się między kilkoma zabudowaniami. Wsiadam do auta. Minus dwa stopnie skutecznie przeszkadzają wybić na telefonie pomoc drogową. Między kolejnymi przekleństwami, liczę ile będzie mnie kosztowało holowanie lub laweta i ile będę tutaj czekał na cokolwiek.

I gdy już mam dzwonić, w lusterku wstecznym majaczy jakiś cień. Wyglądam przez drzwi. Na wysokości tylnego, zepsutego koła stoi człowiek w kujafce, grubej czapie, rękawicach. W ręku trzyma wielki stalowy, błyszczący w ksenonowej lampie krzyżak do odkręcania śrub, a w drugiej ma stalową rurę. Scena jak z horroru. Idealna.

– Jo, ja widział, jak pan się siłuje – rzuca do mnie bez dzień dobry kaszubszczyzną. Szybko przechodzi na zrozumiały dla mnie język. – Widziałem pana przez okno i przyszedłem. Tym czymś nie odkręci pan kół – rzuca w noc, schylając się pod samochód.

Jak to “widział mnie”? W tych ciemnościach? W niedzielę rano o 6? Nie potrafię wyrazić szczęścia na jego widok i paplając coś o jego uprzejmości wyjmuję zapas z bagażnika. Siłujemy się z pierwszą śrubą dobre 10 minut. On ciągnie, ja stoję na kluczu. Poszło. Potem kolejna. Ta sama procedura.

– Ma pan szczęście, bo w mojej Skodzie mam 5 śrub, pan tylko cztery, żartuje na mrozie mój Kaszub. – A poza tym, oni dokręcają ciśnieniem te szpilki cholernie mocno i potem są takie problemy.

Szczęście to ja mam, że w środku nocy, na pustej ciemnej ulicy, wychodzi do mnie nieznajomy człowiek i podaje mi pomocną dłoń. Czy Wy pomoglibyście, gdyby pod blokiem w środku nocy ktoś się szarpał z kołem? Większość z nas by jeszcze szczelnie okno zamknęła albo opieprzyła delikwenta. Ale ja jestem na Kaszubach, na wsi. Tutaj pomoc, to rzecz ludzka.

Żegnamy się. Felga zmasakrowana. Wygięta jak łódeczka z papieru. Tłumaczę się, że nie mam nawet pieniędzy, aby podziękować. Mój Kaszub obrusza się i pada z jego ust fraza, która wydaje się być tak wyświechtana w codziennym użycia, ale w tej chwili jest doskonała:

– Pieniądze szczęścia nie dają. Wszystkiego dobrego. A gdzie pan jedzie tak rano, do pracy?

Wyjaśniam, że fotografuje i na wchód słońca pędzę. Nie może uwierzyć, ale wspominam coś o pasji i dorzuca z dziwnym grymasem: – No pasji, to pan zdradzić nie może.

Dojeżdżam nad morze na 10 minut przed wschodem. Kilka kadrów, herbata z termosu; wokół jak zwykle o tej porze roku, nikogo. Martwa cisza w gwarze fal. Wracając zatrzymuję się na stacji. Mijane kościoły oblepione samochodami miejscowych. Zajeżdżam pod dom mojego Kaszuba. Brama szeroko otwarta. Nikt nie otwiera drzwi. Litr Żubrówki zostawiam na ganku. Kiedy wyjeżdżam z wioski, rzuca mi się w oczy tablica końcowa miejscowości – “Zdrada”. Grymas twarzy mojego Kaszuba nabiera sensu.

PS
Coś takiego przywraca wiarę w ludzi. Tak po prostu. Fotografia zbliża ludzi :)

7 komentarzy

fotopropaganda blog o dobrej fotografii