fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Czasami warto nie robić zdjęć

Musze zrobić krótkie wprowadzenie do tego wpisu zanim zacznę. Otóż…

Nie wszystkie decyzje fotograficzne, które podejmuję są w 100% zgodne z moją postawą jako człowieka. Czasami fotografuję w sytuacjach, gdy jako “niefotograf” zapewne bym tego nie zrobił. Niebezpiecznie blisko jest w takiej postawie do prostego stwierdzenia, że fotograf ma jakąś misję do wykonania. Że jest trochę ponad codzienność, bo rejestruje i zwraca uwagę na wartę do zatrzymania w kadrze wycinki naszego (czytaj: czyjegoś) życia. Fotograf stawia się niejako w pozycji decydenta, co warto, a czego nie warto pokazać. To czysto subiektywna postawa i nie ma ona żadnego uzasadnienia moralnego, poza samym rozliczeniem w sumieniu fotografa-człowieka. Wszak fotograf nadal jest człowiekiem, tylko z urządzeniem rejestrującym obraz. Niemniej, ja nigdy nie uznaję, że jako osoba trzymająca aparat mam większe prawo od kogokolwiek oceniać, decydować czy wybrać ten, a nie inny kadr. Robię to bo chcę i często mam świadomość, że tym wyborem mogę skrzywdzić. Musicie być jednak świadomi tego, że aparat nie czyni z Was kogoś ponad innych. Nigdy! Dlatego też, każdy nasz strzał MUSI szanować osoby znajdujące się w kadrze. Bez względu, czy jest to tylko przypadkowy przechodzień, czy też bohater życia polityki lub kultury. Czy wreszcie, zwykły półnagi plażowicz.

Tyle tytułem wstępu do tego w sumie dość przydługiego wpisu odnośnie projektu realizowanego przez Maksymiliana Rigamontiego “Ludzie morza” (niestety link do projektu nie działa na stronie więc wstawiam adres ogólny). Doceniam od lat prace Rigamontiego, szczególnie portrety, które w obecnej chwili nie mają żadnej konkurencji w obszarze ironicznego i charakterystycznego przedstawienia postaci. Rigamonti jest świetny w umiejętnym docieraniu do podszewki. Nie jest sztuką fotografować bowiem odzież wierzchnią (śliczny nijaki portret) ani nawet bieliznę (skupianie się na brzydocie), sztuką jest dotarcie do podszewki, czyli tego elementu, który pozostaje ukryty tylko częściowo przed widzem, a którego umiejętne przedstawienie jest esencją portrecisty. Przedstawienie tak, by nie obśmiać, nie opluć, ale też nie dać sobie wcisnąć maski kreowanej przez polityka, czy aktora. Rigamonti robi to świetnie. Liznąwszy jedynie porteru w swym amatorskim fotografowaniu, doceniam to w dwójnasób.

Autor ma w portfolio wiele innych obszarów fotograficznych, w tym wspomnianych “Ludzi morza”. I tutaj jestem w poważnej rozterce, bo ten projekt całkowicie nie pasuje do autora. Nie tylko fotograficznie, bo forma też do mnie nie przemawia, ale przede wszystkim estetycznie i filozoficznie. Dlaczego w ogóle pozwalam sobie na te wynurzenia względem, bądź co bądź uznanego fotografa z wielkim dorobkiem? Bo mogę :) A tak na poważnie, bo wszedłem do tej samej rzeki wiele lat temu.

Mieszkając nad morzem, naturalnym jest decyzja o fotografowaniu ludzi nad morzem. Mam wrażenie, że to wrodzone dla gdańszczanina. Podchodziłem do tego samego tematu dwa-trzy razy. Raz, podobnie do Rigamontiego, na kanwie plażowania własnego. Marnowanie czasu na słońcu tak mnie nudziło, że postanowiłem fotografować plażowiczów. Po wielu rozterkach techniczno-filozoficznych postanowiłem, że zrobię to komórką, bo stanie w pół goło na plaży z lustrzanką czy nawet dalmierzem było idiotyczne, a i tak odstraszałem wszystkich. Ponieważ komórkę na plaży ma każdy, więc nie wzbudzałem żadnego zainteresowania. Zacząłem robić zdjęcia przypadkowym osobom. Ale czy na pewno przypadkowym!?

Okazało się nagle po kilku sesjach w 30 stopniowym upale, że ja nie robię byle kogo. Ja całkowicie podświadomie przekroczyłem granice, które opisałem we wstępie. Zacząłem selekcjonować moich bohaterów pod kątem tzw. “atrakcyjności wizualnej”. A owa atrakcyjność w krótkim czasie zmieniła się w nieatrakcyjność. Chcąc uniknąć konieczności uzyskiwania zgody na każde zdjęcie skupiłem się na detalach, co okazało się jeszcze gorszym rozwiązaniem, bo jedynie uwypuklało najczęściej nieatrakcyjność ludzkiego ciała. Nie jesteśmy bowiem piękni urodą z żurnali. I nie chodzi tutaj o fakt, że ktoś może doceniać piękno człowieka w każdej postaci, chodzi o to jak pokazani byli moi bohaterowie. Źle. Szybko zrezygnowałem z tego typu fotografii. Czułem się winny i czułem niesmak przed samym sobą, że tak prymitywne fotograficznie pobudki jak pokazanie grubej nogi, czy wielkiego tyłka w majtkach kusi mnie. Przerwałem to.

Mam w tym miejscu niestety bardzo podobne odczucia względem prac Maksymiliana. Nie wzbudzają one we mnie niczego innego niż znane mi już poczucie wstydu i pewnego zażenowania, że fotograf kusi się na takie proste złożenia: ludzkie ciało, plaża, przechodnie, pokażmy to. Nie kupuję tego zupełnie. Mam wrażenie, że taka fotografia ociera się o metodę paparazzo – bezwzględna, bez zahamowań, natarczywa, wprost, brutalnie odbierająca prywatność, wszak nawet w tak publicznym miejscu jak plaża, każdy z nas ma prawo do prywatności. By nie wylądować na facebooku czy innym portalu o sztuce. Nie przekonują mnie do takiej fotografii żadne motywy poza jednym jedynym – artystycznym. Tutaj jednak nie ma on zastosowania, bo artystycznym byłby on wówczas, gdyby to byli modele, a całość wpisana byłaby w jakiś kontekst kulturowy.

Nawet z punktu widzenia socjologa, którym jestem, nie byłbym w stanie przypisać temu projektowi cech antropologicznego poszukiwania. Niestety tak się tego nie robi i zresztą zakładam, że antropologii to raczej Maksymilian tutaj nie chciał stosować w żadnej metodologicznej części projektu.

Odszedłem od komórki i podglądania ludzi na plaży w ten sposób całkowicie. Podszedłem do tematu na nowo. Tym razem, klasycznie prosiłem ludzi przechodzących pod sopockim molo o zgodę na wykonanie porteru. Z natury, prostego bez wygibasów. A wszystko dzięki wspaniałej Mamiya 6, tak lekkiej i poręcznej, że prawie niewidocznej jak telefon :) Nie było to wybitne dzieło, ale pod względem zawartości merytorycznej, czy różni się czymkolwiek od podglądania? W warstwie obrazu niczym, ale w warstwie relacji fotograf-model wszystkim! Dodatkowo ten typ fotografii zyskuje całkowicie nową przestrzeń, a mianowicie staje się nagrodą dla bohatera. A czymże innym, jak nie nagrodą dla pierwszych fotografowanych modeli w historii fotografii była odbitka na szkle (ambrotyp) czy na płytce metalowej (ferrotyp)? Mam wrażenie, że szczególnie teraz, w dobie nagrywania i fotografowania wszystkiego – promowanie i fotografowanie metodą podglądania, bez wiedzy modeli jest zbyteczną promocją nachalności obrazu.Nie przekonuje mnie też teoria Maksymiliana o przeciwstawieniu jego projektu wszędobylskiemu selfie robionemu w każdej sytuacji bez skrępowania normami obyczajowymi i kulturą. Absolutnie nie widzę logiki w tym założeniu. Podszedłbym dalej i stwierdził, że to jeszcze gorsze rozwiązanie, bo jak ktoś sobie robi selfie w toalecie ze spuszczonymi spodniami to jest jego decyzja, ale jak Rigamonti fotografuje starszą kobietę z opuszczonym częściowo stanikiem czy pana z zarośniętym brzuszyskiem bez ich wiedzy – to, co to jest? To ma być jakaś nieodkryta i szczera prawda o nas? Przecież wychodząc z założenia, jakie czyni autor, że nasze naturalne zachowanie pokazać może fotograf jedynie poprzez podglądanie – łamiemy ogólne zasady prawa do prywatności. Cóż takiego, na płaszczyźnie poznawczej wnosi seria “Ludzie morza” do naszej społecznej świadomości? Poza faktem, że ogólnie jesteśmy nie tak ładni jak w gazetach kolorowych? Że mamy włosy, brzuchy i odzież nie z butików Lagerfelda? Niestety nie dostrzegam żadnych walorów w tego typu projektach. Ani wizualnych, ani estetycznych, ani w końcu poznawczych.Moim, jak dotychczas, ostatnim podejściem do fotografii ludzi na plaży były portrety robione wielką kamerą. Oczywiście pozowane. Oczywiście bohaterowie nadal dobierani byli pod względem atrakcyjności. Oczywiście wiedzieli, że są fotografowani. Oczywiście nie byli naturalni w sensie, który odkrywa (?) Maksymilian. Żaden z moich własnych, plażowych projektów nie doczekał się końca. Nie jestem bowiem fotografem projektowym. Chyba jednak po prostu czasami wolę czegoś nie skończyć, nie zrobić zdjęcia niż tworzyć na siłę rzeczy, z którymi się nie identyfikuję jako człowiek.

21 komentarzy

  • Świetne, świetne, świetne. Warto czytać (i oglądać) podobne felietony – wstawiam do zamknietej grupy na facebook – Fotoklub Opole.
    Pozdrawiam serdecznie
    Ludwik Bednarz

  • Dzięki za ten artykuł. Mam podobne myśli, ale chyba nie zawsze tak dobrze zwerbalizowane. Pozdrawiam serdecznie Natalia Szułdrzyńska

  • Świetny tekst i trudno się tu nie zgodzić. Trochę szkoda, że nie wiadomo dlaczego Rigamonti porzucił ten projekt. Bo może skoro autor projekt porzucił, to też doszedł do podobnych wniosków? A może przestało mu się chcieć chodzić na plażę? Nuda go dopadła? Trudno gdybać. Wolę jednak to portretowanie oparte na świadomości obu stron wydarzenia, jakim jest proces fotografowania, od niebezpiecznego ocierania się o bycie paparazzi.

  • Jak zwykle rzeczowy i bardzo precyzyjny wpis. Brawo za porzucenie projektu robienia zdjęć ludziom z ukrycia na rzecz otwartej konfrontacji. Z doświadczenia wiem, że takie podejście jest trudniejsze ale też bardziej satysfakcjonujące.

  • Takich projektów nie podjąłbym z prostego względu. Każdy ma prawo do prywatności i elementarnego szacunku.

  • Z przyjemnością czytam Twoje teksty. Ten pokazał też punkt widzenia, w którym sam fotograf czuje sie niekomfortowo (co niestety teraz dość rzadko ma miejsce, zwłaszcza, w dobie wszechobecnych mediów społecznościowych). Dotknąłeś bardzo istotnej sprawy. Nie śledzię “ploteczek” z branży fotograficznej, acz jestem ciekaw, jak się na to, co napisałeś, zapatrują także inni.

  • Nic dodać, nic ująć, po prostu odpowiedzialne podejście do tego, co robimy.
    Ale mam też kilka uwag ogólnych.
    Dlaczego my stale wracamy do selfie. Dla mnie nie jest to w ogóle fotografia, nie mówiąc już o fotografii ambitnej.
    Selfie to wykorzystanie dowolnego rejestratora obrazu do rozrywki (często po prostu wygłupów), do zabawy itp. W przypadku turystyki ja to popieram, bo wolę małolatów uwieczniających na tle zabytku swoje buźki, od tychże piszących na murach “Tu byłem”. Selfie tak się ma do fotografii ambitnej, jak się ma do niej zdjęcie rentgenowskie płuc.
    Kolejna uwaga jest taka.
    Nastąpił gigantyczny rozwój techniki fotograficznej, zniknęła bariera finansowa, fotografować może każdy (z różnymi oczywiście efektami). Natomiast mentalnie (my, ludzie współcześni) nadal tkwimy w XIX w.
    Wtedy wszystko się rozwijało, każdy pomysł, eksperyment popychał fotografię do przodu. Mając oryginalne pomysły można było zdobyć popularność, sławę.
    Ale my żyjemy 150 lat później i wszystkie te pomysły stały się wyeksploatowane. Kiedyś, po modzie na uwiecznianie pięknych krajobrazów, przyszła moda na fotografowanie brzydoty. Było to bardzo nowatorskie, na początku nawet ciekawiło. niestety potem się okazało, że frekwencja na wystawach zaczęła maleć.
    Pojawiły się różne eksperymenty, które miały fotografię uatrakcyjnić. Nastąpiła pogoń za oryginalnością. Ktoś tam przez kilka lat fotografował sobie codziennie lewy palec u prawej nogi. To był już projekt (dziś wszystko jest projektem). I Co? Równia pochyła.
    Dramat kompletny, może jeszcze raz brzuchy, tylko bardziej obwisłe.
    I tak się męczymy, szukamy a wyniki coraz bardziej mizerne. I co dalej???
    A może tak po prostu wrócić do tego, co nam się w ciągu tych 150 lat gdzieś zawieruszyło, nie wiem czy jeszcze ktoś o tym pamięta.
    Może wrócić do zwykłego PIĘKNA i do zdjęć CIEKAWYCH. W całkiem potocznym tych słów znaczeniu. I tylko tyle. Nauczmy się znów szukać tematów pięknych i ciekawych. Obwisłymi brzuchami niech się zajmują lekarze.
    Może raczej to: https://www.photocrowd.com/photo-competitions/photography-awards/bpoty-2018/winners/
    I nie czarujmy się, artystami zostanie tylko ułamek promila fotografujących. Dorobek całej reszty, czyli prawie wszystkich, zniknie razem z naszym zejściem z tego świata. My się zdematerializujemy, a nasze wnuki i prawnuki wywalą nasze dyski i przestarzałe komputery na śmietnik.
    Czy w tej sytuacji należy od razu wpaść w depresję? Nic podobnego 
    Można tym wnukom zostawić np. 100 naszych najlepszych zdjęć na papierze (format raczej nie większy niż A4, żeby się mieścił w szufladzie), oczywiście z datą i własnoręcznym autografem dziadka.
    Można też podejść do naszej fotografii bardziej użytkowo. Jeśli posiadamy umiejętność np. gustownego dobierania mebli do naszego mieszkania, to do tych mebli dobierzmy jeszcze kilka naszych najlepszych zdjęć. Niech fotografia zacznie kształtować naszą prywatną przestrzeń. Niech się u licha stanie bardziej użyteczna a nie tkwi beznadziejnie w czeluściach dysków. To na nic. Zmienią się metody archiwizacji obrazu, komu będzie się chciało te setki tysięcy plików kopiować na nowe nośniki?
    Pozdrawiam Wszystkich i już przestaję nudzić ;-)

  • Piryt. Twoje komentarze zasługują na osobną publikacja. Dziękuję ci bardzo za twój czas.

  • Dziękuję za dobre słowo, ale wydaje mi się, że to co napisałem jest dość banalne i oczywiste. Pojawiają się od czasu do czasu różne teksty na temat upadku tzw. kultury wysokiej, znakomity jest w tym np. Waldemar Łysiak. Dlaczego fotografia ma tu być jakąś oazą na pustyni? Ja jestem człowiekiem technicznym, a w technice żadne ideologie i zaklinania rzeczywistości niczego nie naprawią. Sądzę, że w fotografii też. Można sobie wmawiać, że w uwiecznianiu brzuchów i tyłków jest jakaś wartość, ale po jakie licho ja mam to wszystko oglądać. Brak odbiorców, grono zainteresowanych zawęża się do kilku osób. Czy to jest rozwój fotografii? Co innego np. te ptaki do których adres podałem. Są piękne, uwiecznione w ciekawych sytuacjach. Chętnie na taką wystawę bym poszedł. Na zdrowy, “chłopski” rozum szanse na rozwój ma po prostu to co jest ciekawe. To oczywiście nie jest takie proste, media wizualne, atakujące nas stale znakomitym technicznie obrazem, znacznie podwyższyły poprzeczkę.

  • Ładnie opisane. Niby trudno się nie zgodzić, ale dzień bez przekory z rana to dzień stracony ;) Mówisz o godności, o pokazywaniu ludzi brzydkimi w opozycji do estetycznych kadrów.
    Tylko że jesteśmy grubi, mamy brzuchy, łysiny, zwały tłuszczu. Tacy są ludzie, jesteśmy jacy jesteśmy. Można postawić tezę i rozpisać ją na dłuższy tekst, gdyby się komuś chciało, że współczesna kultura obrazu robi z nas niewolników przymusowego pięknego wyglądu, ładnych ciał, a co zwyczajne, codzienne, to brzydkie i niech spada. Mam wrażenie że Maksymilian chciał z tym trochę powalczyć.

  • W zasadzie można powiedzieć, że pokazując nas jakimi jesteśmy Rigamonti nie odziera nikogo z godności, a ją przywraca. No tyle, że też nie pokazuje jakimi jesteśmy ale narzucił swoją stylówę. Same problemy z tymi fotografami.

  • Popadasz w skrajności, od epatowania brzydotą po wysublimowane portrety, a przecież “Ludzie morza” to typologia. W takim przedstawieniu, poszczególne osoby stają się anonimowe. Dodając do tego typologię parawanów i typologię smażalni ryb mielibyśmy pełny obraz nadmorskich miejscowości w pełni sezonu ;-)

  • Darek Pradut: tak jak ja rozumiem, to co napisał Iczek (a potem Piryt), dotyczy raczej kwestii tego, w jakim celu fotograf / artysta tworzy to, co tworzy. Czy nie jest odzieraniem z godności pokazywanie ludzi w sytuacjach, w których nie chcieli by być oglądani? To klasyczne “paparazzo”. Przy czym zgadzam się z Tobą, że pokazywanie wyidealizowanego z kolei piekna też nie do końca jest trafione. Mnie najbardziej podobają się zdjęcia ludzi, którzy pokazują ich takimi, jakimi są, z wszelkimi ich niedoskonałościami. Jednak niekoniecznie muszą być pokazani w sytuacji, która naraża ich na bycie wyśmianym. Piękno da się wydobyć również z brzydoty i również sztuka wysoka (Piryt :) ) zawiera wiele takich dzieł. Problem leży chyba w tym, że każdy taką granicę musi postawić sobie sam, a każdy z nas jest inny. Dyskusja na długie godziny :)

  • @Daniel. Troche ubiegles mnie w ustosunkowaniu sie do kilku ostatnich komentarzy. Zdecydowanie miałem tutaj na myśli sposób fotografowania oraz skutki wynikające z takiego podejścia do wykonania tego projektu. Czy to jest typologia? Tutaj kłóciłbym się z Alkiem. Jednak to już kwestia na pewno nie na komentarze pod tym wpisem.
    Do Darka. Nie jestem pewien czy to przywraca godność? To słowo generalnie jest strasznie poważne i dość patetyczne w odniesieniu do człowieka spacerującego sobie w majtkach przy brzegu morza. Nie wiem też czy nie przeceniamy jakości tego projektu pod kątem samych założeń.

    Dziękuję wszystkim którzy uczestniczą w dyskusji poświęcają czas żeby coś napisać.

  • Moje pytanie zasadnicze i podstawowe, na które nikt nie stara się niestety odpowiedzieć, w dalszym ciągu brzmi: dla kogo fotograf fotografuje? Jaki jest cel fotografowania?
    Jeżeli celem głównym jest pokazywanie ludzi takimi jakimi są, to dlaczego zatrzymujemy się niezdecydowanie w pół drogi? Dlaczego zatrzymujemy się na obwisłych brzuchach, kiedy one przecież nie są puste? Idźmy dalej. Sfotografujmy wydalanie, operację raka żołądka, człowieka rozwalonego przez pociąg. Całą prawdę o życiu. Tylko kto to wszystko będzie oglądał? Jacyś osobliwi “fachowcy” o niezbyt zrównoważonej psychice? Autor i jego czterej miłośnicy?
    Na mój gust, idąc dalej tą drogą, fotografia po prostu zniknie. Stanie się nudna, nikomu nie potrzebna. Będą się tworzyły coraz węższe “elitki”, które będą sobie dyskutowały o swoich “projektach”, a reszta społeczeństwa nawet nie będzie wiedziała o ich istnieniu. Stanie się to, co się stało z filmem niemym.
    Bo jeżeli fotografom zależy choć trochę na odbiorcach, to muszą im coś dać. Z obejrzenia wystawy odbiorca musi mieć jakieś konkretne korzyści: odprężenie po ciężkiej pracy, zdobycie jakiejś ciekawej wiedzy, temat do dyskusji ze znajomymi itp. Płacenie za bilet do galerii i oglądanie obwisłych brzuchów jest raczej absurdem. W ten sposób fotografia spycha się na margines, ale może właśnie ten margines jest dla twórców z jakiegoś dziwnego powodu bardzo cenny :) Upodobania ludzkie są nieobliczalne.
    Jeżeli fotografia nie będzie po prostu ciekawa to zniknie, bo przyjemniej będzie zostać w domu, zaparzyć kawę, wygodnie usiąść w fotelu i obejrzeć dobry film.

  • @Piryt: myślimy o tym samym, tylko od innej strony krążymy nad tematem :) Brzydota, w takiej formie, jak ja opisałeś (obwisłe brzuchy, wydalanie, itp), jest właśnie tym, czego moim zdaniem fotografować nie należy. Takie fotografowanie nic nie daje, nie wnosi żadnej wartości. Brzydota, o której ja pisałem, to po prostu coś odmiennego od obowiążujących kanonów “piekna”. Czy nie będzie interesujący portret starego człowieka, z twarzą “pooraną” zmarszczkami? Wg mnie będzie, a raczej trudno nazwać tę twarz piekną w dosłownym znaczeniu. Czy nie będzie ciekawą fotografia, która pokazuje miejsce zniszczone czasem (może ruiny, może po prostu zaniedbane)? Zgadzam się z Tobą, że brak tego, co może w fotografiach przyciągnąć widza, spowoduje spadek zainsteresowania. Tyle, że nie za wszelką cenę. Nie za cene właśnie tych obwisłych brzuchów, raka, krwawej śmierci. W tym także się z Tobą zgadzam: fotografia ma mieć jakiś cel, być dla kogoś. Ja dodałbym jeszcze, że fotograf musi być świadomy, że oddziaływuje na widza, tym co pokazuje i powienien brać za to odpowiedzialność. Zdecydowanie jest to bardzo dobry materiał na długa dyskusję przy bursztynowym napoju w kuflu :)

  • Zgadzam się z Tobą Danielu. Fotograf ma wpływ na widza, ale czy mu się to podoba czy nie, widz także ma wpływ na niego. Fotograf powinien sobie z tego zdawać sprawę, bo inaczej zaczyna bujać w obłokach.
    Moim zdaniem ten typ fotografii od którego się zaczęło, pada na pysk. Nie trafia w zapotrzebowanie.
    Ale żeby nie było tak smutno, szybko rozwijają się inne jej rodzaje. Wielką popularnością cieszą się np. różnego rodzaju fotowyprawy. Łączenie wypoczynku w towarzystwie interesujących ludzi z fotografią.
    Jedno się kończy, drugie się zaczyna. Kierunek jest optymistyczny.

  • Piryt, fotografów zawsze było sporo. Dawniej ten fakt nie był tak widoczny bo komunikowaliśmy się w nieco inny sposób. Podobnie jak i dziś powstawała masa nic nie znaczących kadrów. Wiele z nich skończyła swój żywot na negatywie i spoczywa w domowych archiwach. Cyfrowa rewolucja obniżyła koszty do zera. Mechaniczny zapis, jak i jego publikacja dająca dostęp do szerokiego grona odbiorców wymaga minimum wysiłku, a w dodatku nic nie kosztuje. Należy zadać sobie pytanie czy ja muszę w tym uczestniczyć? Szanujący się twórca umie zachować higienę wizualną i trzyma się z dala od mainstreamu w którym łatwo zatracić resztki indywidualności.

  • Bo fotografia to nie tylko sam fakt wykonywania zdjęć. Ale także umiejęność do wyczucia odpowiedniego momentu, a czasami pogodzenia się z porażką. Dobry tekst.

fotopropaganda blog o dobrej fotografii