fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Elliot Ross

Kiedy tak sobie kolejny raz stwierdzam, że w tej fotografii to już nic odkrywczego nie zobaczę. Kiedy przychodzi mi męczyć się oglądając kolejne “dzieła” lokalnych fotografów wrzucane w internet, bo tak oczekuje od nich  PAN KORPO GAZETA, okazuje się, że potrafią mnie uratować dobre duchy i wprawić mnie w zachwyt rozdziawiający mą gębą od ucha do ucha! Tym razem dobrym duchem jest Wojtek, który podrzucił mi link do fotografa, bez którego od kilku godzin nie potrafię funkcjonować.

Jak tak młody człowiek jak tytułowy Elliot może tak sprawnie operować obrazem, powiedzcie mi? Skąd tyle empatii wkładanej w czystość kadrów, w numerowanie natężenia przekazu? Jakby odliczał do wybuchu… każda klatką stawia mi coraz wyżej zawieszoną tyczkę i mówi… no to hop… zobacz co będzie po drugiej stronie. Bawi się tym. Cudownie.

A że dawno w takim stanie nie byłem, to jest mi strasznie “unośnie”. Po pierwsze dlatego, że jednak w tej fotografii coś potrafi mnie zdziwić i zaszokować, a nawet zachwycić. Po drugie, bo mówimy o cholernie młodym człowieku, który wcale nie jedzie fotografować wojny i jakiejś kolejnej traumy międzynarodowej, ale skupia się na tym co jest ulotne, nieuchwytne i istnieje całkowicie poza obszarem zainteresowania 99,99% społeczeństwa i mediów. Na zjawiskach, zmianach, trwałych społecznych wodorowo-jądrowych i atomowych w jednym wybuchach w tkance ludzkiej. I weź to sfotografuj. Pokaż to. W dodatku pokaż to tak, abyś nie mógł oczu oderwać o pokazu slajdów i abyś wyczekiwał jak ja dzisiaj, co zobaczę po kliknięciu w strzałkę ‘next’. Wow! Uch! Uff!

To, że kadry są jak wyjęte z filmu, to Wojtek masz całkowita rację! To, że intensywność przekazu trzyma mnie przed monitorem (i to wcale nie za sprawą zwłok dziecka na plaży czy rozerwanej ludzkiej czaszki) jest faktem niezaprzeczalnym.  Tak, rozpływam się. Jestem zachwycony taką fotografią. Kompletnie pozbawioną wyuzdania ideologicznego i formalnego. Całkowicie domkniętą. Poskładaną jak jądro materii. Spójnie.Oczywiście, że Elliot czerpie pełnymi garściami z historii swojego kraju. Z tej fotograficznej spuścizny, której u nas po prostu nie ma i nie wyssiemy z mlekiem matki tego, co on zapewne ma podskórnie wszczepione wraz z takimi nazwiskami jak Dorothe Lange, Walker Evans i inni, na których sam się powołuje, a którzy dla nas są tak dalekim odniesieniem, że stają się mityczni. Dla Elliota ta mityczność przerodziła się w prawdziwą, realną, namacalną fotografię. Tak po prostu. Może nie jest obciążany nadmiarem odniesień, ale umie je wczytać w swój styl. My, mam takie wrażenie, jesteśmy obciążanie brakiem odniesień, a do tego nie umiemy przekuć tego jako kulturowego wyzwania w jakoś fotografii.

Wojtek sugeruje Sama Abella, jako pewne odniesienie dla Elliota. Z małą poprawką, że styl Abell’a jest zdecydowanie bardziej wyidealizowany, bardziej filozoficzny. Naukowy wręcz miejscami i poetyczny. Zdjęcia Elliota są bardziej do mnie, nakierowane celniej we mnie, w odczucia moje. Bezpośrednie. Gdybym miał jakoś porównać te dwie postacie, to zdecydowanie Abell jest książką do kieliszka z rozgrzaną w dłoni whisky, a Elliot do przewodnika z najwyższej półki z całym mnóstwem odniesień i analiz. Nic nie ujmuje to jednak finalnemu efektowi.

No dobrze, koniec tego zachwycania się. Wejdźcie i sobie pooglądajcie. Nie ma tego wiele. Jakość się liczy. Frontowe “The Reckoning Days” zwalają z nóg. Polecam!

3 komentarze

  • Cieszę się, że weszło. Dodam jeszcze, że dla mnie te zdjęcia są nieco bardziej sentymentalne niż w istocie bardziej filozoficzny Abell, być może pomogłaby im też ciaśniejsza selekcja materiału. Ale biorąc pod uwagę wiek Elliota… Dżizas.

  • Co do selekcji to oczywiście prawda, ale przyznam, że uznanie do niego sprawia, że cieszę się każdym kadrem i ich ilością. Selekcja przyjdzie z wiekiem… u mnie osiągnęła poziom wrzenia… wywalam wszystko co zrobię :) 100% selekcja :)

  • Bardzo lubię takie czyste obrazy.

    100% selekcja ?! Zdarza się na szczęście nieczęsto ;) Spust migawki naciskam coraz rzadziej. Coraz mniej zdjęć zostawiam. Niejednokrotnie odnoszę wrażenie, że jestem bardziej “oszczędny” niż w czasach analogowych :)

fotopropaganda blog o dobrej fotografii