fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Sedno

Zacznijmy od końca. To, co chcę dzisiaj napisać to pewien cytat:

amatorzy martwią się o sprzęt, zawodowcy o pieniądze, a mistrzowie o światło

Niestety nie pamiętam, kto to napisał, ale celna uwaga, przyznać trzeba. Kiedy ostatnio sięgnąłem ponownie do mojego wzorca fotograficznego w postaci Paolo Roversi, to z niesłabnącym wstydem przyznaję, że sprzęt jednak dominuje mocno w mej głowie. A jak mawia mistrz, w większości swoich zdjęć posługiwał się jednym źródłem światła (zazwyczaj okno) i w 90% używał światła ciągłego, zastanego. Nie ukrywałem nigdy, że błyskanie w studio to dla mnie wyższa szkoła jazdy. Budowanie sceny w głowie (no teraz to na monitorze) przy pomocy błysków, różnic kontrastów, modyfikatorów błysku itp, itd… jest dla mnie tak dalekie, jak nie przymierzając cena nowego haska 50. Od zawsze fotografowałem przy świetle zastanym. Pewnie dlatego strawiłem ponad półtora roku zanim w Gdańsku znalazłem studio z jedną ścianą z okien. W myśl zasady, skoro na ziemi świeci jedno słońce, to portretuj przy jednym źródle światła. Tymczasem, sprzęt daje nam możliwości, które rozciągają wszelkie granice ewentualnego końca tychże możliwości.

Pisałem, a właściwie jęczałem o skali ISO w najnowszych nikonach. Dręczy mnie cena i zakres pikseli w haskach. Jakoś wszystko się sprzysięgło w mej łepetynie przeciwko zwykłemu fotografowaniu. A to jest takie proste.

I mijając akuratnie Stocznie Gdańską, gdzie też wszystko teraz nowe: i wiadukty, i drogi, i w ogóle to już “nie ta stocznia”, usłyszałem w radio relację z wręczenia tegorocznych Orłów filmowych. A dokładnie to posłuchałem wywiadu z Kazimierzem Karabaszem (nagroda za całokształt). Proste słowa, prosty przekaz. Nie powtórzę go dokładnie, ale sens był taki:

tam, gdzie kończy się zwykłe gadanie o niczym, zaczyna się dokument

Pan Kazimierz w cudownie prosty sposób opisał czym jest jego praca, jako dokumentalisty i czym jest dokument. Zaczyna się on tam, gdzie w 99,99% przypadków kończy się reporterska praca 99,99% polskich “reporterów” i “fotoreporterów”. Zaczyna się wtedy, gdy kamera po nagraniu kolejnej setki się wyłącza, a on znajduje czas, bu POROZMAWIAĆ z bohaterem. Ma czas na rozmowę. I gdy wszyscy już się spakowali i z zadowoleniem przesłali swoje fotki do agencji, stron www itd, to wówczas zaczyna się (zaczyna!) praca dla dokumentalisty. Lizanie tematu się skończyło. Wchodzimy głębiej.  Jak w fotografii…

…odpalamy jedną lampę…  i oświetlamy naszego modela.Prosto, naturalnie, bez pośpiechu.

Analogicznie w dokumencie to my jesteśmy lampą. Przez nas pokazać mamy bohatera. Te wszystkie współczesne wygibasy w postaci drzew we mgle, krzaków, płotów, pustych pól, ścian w całym kadrze, to tylko wygibasy kolejnych pokoleń pseudo-dokumentalistów. To wszystko nic nie warte pitolenie na fali zachwytu jakiś tam portali komentujących nową falę, nową szkołę itd. Pozbawione treści zdjęcia dokumentalne żenują mnie.

Martwmy się o światło. Zastane. W nas. W bohaterach.

4 komentarze

  • Wybaczcie jeśli zanadto banalizuję i poprawcie jeśli nie mam racji, ale chyba czasami jednak zdarza się tak, że zdjęcie dokumentalne dopiero po jakimś czasie zyskuje na wartości.

  • Nie martwmy sie o światło, tylko o to abyśmy umieli je zauważyć

fotopropaganda blog o dobrej fotografii