fotopropaganda blog o dobrej fotografii

A jednak się kręci

Nie wiem czy Was to też tak obeszło, jak i mnie, ale gdy jakiś czas temu kupowałem karton mleka w jednym z tanich dyskontów, dopadła mnie przez oczywiście “zmultimedializowany telefon” (a może to już nie telefon w sumie!?) informacja, że człowiek wylądował na Marsie. W sumie to nie do końca człowiek, bo jedynie nasz mechaniczny substytut, ale zawsze… w końcu człek tym sterował i wymyślił. Sam ten fakt, nie wpłynął jakoś znacząco na moje dalsze kroki i sposób poruszania się między regałami, ale tak jakbym z lekka inaczej spojrzał na ułożoną datami (starsze z przodu pod ręką klienta) wędliny na półkach. Trochę jakby, mniejsze znaczenie miały te codzienne rytuały. W końcu Mars to Mars!

No i tak sobie zaraz pomyślałem, a jak wygląda dzisiaj ten Mars?Przykucnąwszy w cichym kąciku, zacząłem usilnie głaskać ekran mojego “już-nie-telefonu” i przewijać kolejne depesze w poszukiwaniu… zdjęć. Było dla mnie całkowicie naturalnym odruchem, że druga myśl (zaraz po samym fakcie lądowania) to chęć jak najszybszego zobaczenia zdjęć z tego lądowania. Nie mówiąc już o transmisji LIVE, którą potem oglądnąłem z odtworzenia. I kilka dni później skonstatowałem, że chyba nie jest jeszcze aż tak źle, skoro zdjęcie zrobione przez automat za przyzwoleniem osoby sterującej nim o lata świetlne dalej, zostało publikowane praktycznie w każdej gazecie, czy to internetowej czy papierowej na świecie. Na Ziemi.

Innymi słowy, tematem nr 1 przez kolejne dni była… fotografia. Znowu! Jak po latach posuchy, gdy wieszczono koniec ery obrazu statycznego i w ogóle mówi się o nic nie znaczącej funkcji fotografii (bo każdy wszak robi fotki), nagle zdjęcie z drugiego końca galaktyki jest tematem całego globu. Fajnie. A teraz pomyślmy sobie, gdyby na Curiosity były Hasselblady filmowe, jak na Księżycu…

Taka fotka (pewnie kilka rolek fotek) wracałaby do nas przez następne 9 miesięcy (tyle leciał łazik na Marsa) i trzeba by było zrobić obróbkę tego materiału. Zakładam, że w NASA ciężko byłoby już o laboratorium analogowe więc wysłaliby to pewnie gdzieś do NY przez USPS lub FedEx. Mija już 18 miesięcy i trzy dni. Ludzkość czeka.

Oczywiście możemy zrobić założenie, że część filmów (np. te czarno-białe) wziąłby na pół-prywatnie do wołania w koreksie w domu jakiś hipsterski członek ekipy NASA, bo jak widzieliśmy wśród operatorów w trakcie lądowania były różne  fajne środowiskowo indywidua. Pewnie więc znalazłby się jakiś amator Holgi i wywołałby filmy 120 w zupie z Xtola. Ludzkość czeka.

Filmy kolorowe wracają z labu pod eskorta FBI i CIA. No i trzeba je poskanować. Skanery do średniego też w sumie dość rzadkie więc znowu trzeba szukać jakiegoś małego centrum, któremu jeszcze się opłaca skanować ten celuloid. Wreszcie dostajemy obrazki cyfrowe, ale za cholerę nie ma na nich zapisanych informacji EXIF więc zatrudniają dodatkowo specjalistę fotografa, który określa jaką ogniskową mógł mieć obiektyw zoom, który użyli w danym momencie. Ludzkość czeka.

W tym samym czasie, nasz hipster dojeżdża właśnie na swoim holenderskim rumaku pod siedzibę NASA i z torby przerzuconej niedbale wyjmuje nie do końca utrwalone materiały, które mają stanowić krok milowy w poznaniu Wszechświata. Mamy już dobre 98 dni od startu i dobre 40 od wykonania zdjęć. Ten sam skanerzysta dostaje teraz materiał BW i wreszcie oczom naukowców ukazuje się obraz zarejestrowany kilkadziesiąt dni później, tysiące lat świetlnych dalej. Ludzkość nadal czeka.

Myślę, że emocje towarzyszące takiemu procesowi byłby nieporównywalne do przesłania po kilku minutach pierwszych fotek cyfrowych. Nasz hipster od razu zauważa, że na kolorowych ujęciach rózowo-pomarańczowa poświata Marsa idealnie wpasowuje się w jego holgowski styl. Kolorowy zafarb przepięknie nadaje się na umieszczenie fotek na Flikrze w profilu “NASA-MARS-Picture Review”. Naukowcy wybierają, decydują na wybór jednej, dwóch spośród raptem kilkudziesięciu klatek. Wykształceni w MoA kuratorzy podpowiadają jaki układ zdjęć najlepiej odda ich moc i przekaz. Ludzkość czeka.

Wreszcie jest. Zdjęcie ukazuje się na Flickr, jest pobierane w miliardach zapytań i Ludzkość wreszcie wie jak wygląda Mars w 2012 roku.

No pięknie… to byłoby coś. Jak musieli się czuć ludzie gdy wołali filmy z Księżyca?! Wyobrażacie sobie rolkę filmu, który wrócił z przestrzeni kosmicznej i wszyscy, cały Świat czeka aż pan Krzyś (Chris) z laboratorium Hassela wywoła te filmy….to musi być coś.

 

Tymczasem ja , skryty w kąciku dyskontu,  po kilku minutach mam już na swoim małym 3,5-calowym ekraniku pierwsze zdjęcia z łazika. Są. Oglądam, powiększam te fotografię. Widzę.

 

O jakże fajnie jest, że człowiek wynalazł coś takiego. Niech sobie będzie nawet cyfrowa. Chociaż… ja chętnie poczekałbym te 9 miesięcy dłużej, aby mieć świadomość, że gdzieś w szufladzie w NASA leży do dzisiaj ta rolka filmu z Księżyca. Fizycznie leży. Namacalnie leży. Dla Ludzkości leży.

 

3 komentarze

  • Nawiązując do ostatniego akapitu: podobno oryginalne materiały filmowe z Księżyca NASA gdzieś wcięło i nikt nie wie gdzie leżą. ;)

  • Ale wiesz, że nic z tego, co do tej pory ludzie wysłali na Marsa, nie wróciło fizycznie na Ziemię i Curiosity też nie planuje powrotu?
    Jest nawet lepiej: niektórzy twierdzą, że wyślą ludzi na Czerwoną Planetę już w 2023 i dla nich też ma to być podróż w jedną stronę…
    http://mars-one.com/

  • Nie wróci za 9 miesięcy. Trzeba czekać dwa lata aż Mars i Ziemia odpowiednio się ustawią.

fotopropaganda blog o dobrej fotografii