fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Post nie na czasie

Wprawdzie mamy czas rezurekcji, zmartwychwstania, czyli odrodzenia się czegoś, ale okoliczności akurat skłoniły mnie do zastanowienia się nad odwrotnym aspektem. Aspektem końca czegoś, śmierci.
Wszyscy już zapewne słyszeliście o śmierci dwóch fotoreporterów w Libii. Dręczy mnie, a może bardziej zastanawia mnie myśl, czy w XXI wieku, w dobie wszechogarniającej nas “fotografii cyfrowej”, powszechnej jak przysłowiowa kromka chleba, oddanie życia za zdjęcie jest potrzebne?

Straszliwie brzmi to pytanie. Wiem. Ale przecież ten temat wraca jak bumerang, gdy tylko zginie kolejny fotograf, a że teraz dotyczy to najsłynniejszych nazwisk ze środowiska, to dyskusja wybrzmiewa szczególnie głośno.

Wczoraj oglądałem rozmowę Justyny Pochanke z Wojtkiem Jagielskim. Oczywiście kanwą były tragiczne wydarzenia w Libii, a także głośny już materiał Wojtka z Dużego Formatu: “Bractwo Pif-Paf”. Jeden z niewielu już naprawdę starej daty i dobrze ukształtowany rzemieślniczo dziennikarz, jakim jest Wojciech Jagielski, nie zaskoczył mnie. W sumie to mówił rzeczy, które dla wielu z nas są oczywiste. O tym ich (owych reporterów) uzależnieniu od adrenaliny, o tym porównywaniu ich do żołnierzy, o braku umiejętności przystosowania się do “normalnego” życia bez wojny, o problemach rodzinnych, o bliskości śmierci i potrzebie “podejścia bliżej”.

Cały czas czekałem, aż Pochanke spyta go o coś czego nie wiem lub czego już nie omawiano. Nie udało się. Rozmowa spełzła na banałach, tragicznych wprawdzie sytuacjach poszczególnych fotoreporterów, ale nadal to nic nowego. W końcu, jeśli jedziesz na wojnę i tam strzelają, to możesz o ty zostać zastrzelony. Oczywista oczywistość.

Ja chciałbym usłyszeć, jaki sens, zdaniem Jagielskiego ma jeszcze ryzykowanie życiem dla zdobycia zdjęcia, które przez ostatnie 15 lat straciło na swej wyjątkowości praktycznie wszystko. Nawet samym reporterom wyrwano tajemnicę tego, co udało im się sfotografować w trakcie akcji, bo sami mogą w chwili przerwy sprawdzić czy już pora wyjąć laptopa i wysłać plik do redakcji, czy też muszą jeszcze trochę narażać swoje życie, bo nie mają tego czegoś.

Ja wiem, że pomimo zmiany samego medium, kwestia bycia tam, narażania się i zdobycia tego wyjątkowego ujęcia jest taka sama jak 20-30-40 lat temu. Tak samo Capa, tak samo Miller i tak sam zapewne i Hetherington chciał po prostu “podejść bliżej”. Tutaj świat nie zmienił się. Tutaj tak samo jedna, mała ołowiana kula może pozbawić ich życia.

Ale czy naprawdę nadal warto…? Czy te fotografię “gadają” do nas tak samo? Kiedy każdy przechodzień w 5 minut po wybuchu bomby wysyła film na jutiub?

Kurczę, chyba jednak nie jestem bohaterem i nie ma takiej rzeczy w pośród moich zainteresowań, za które oddałbym życie. A fotografia już w ogóle do nich nie należy.

Oddać życie za pasję? Oddać życie za fotografię?

8 komentarzy

  • Czy lepiej jest przeżyć dany czas możliwie łapczywie, z emocjami, ryzykiem, przygodami i odejść w chwale – czy spędzić długie nudne bezowocne życie w szarej masie? Wszystko pewnie zależy od potrzeb i charakteru.

    Co innego jest tu ważne. Nie zapominaj, ze to była ich praca zawodowa. Owszem statystycznie dużo bardziej niebezpieczna, ale oni mieli to szczęście że kochali swoją pracę, a nie jak większość wykonywali ją za karę. Co więcej, owoce tej pracy niosły olbrzymią wartość społeczną. Fotoreporter na wojnie jest konieczny. Bo co by się działo gdyby nie było świadków. Nie mniej jednak po pierwsze to była praca (a nie niebezpieczne hobby)

    Jak szukasz zderzenia – te bardzo smutne informacje spróbuj skonfrontować z własnym pytaniem przy okazji każdego WPP. (jak to jest, że na konkursie WPP tylko krew, przemoc i zwłoki)

    pozdrowienia,
    Kacper

  • mysle ze postawiles nieodpowiednie pytanie,… czy warto oddac zycie za fotografie..?
    ogladalem the death of kevin carter, czytalem tez ksiazke na podstawie ktorej powstal bang bang club i mysle ze tam, tj w swiecie fotoreporterow wojenych nie ma miejsca na takie pytania i zastanawianie sie czy warto, ..
    mysle ze smierc jest obecna tam jak wszedzie,no moze oni troche podchodza do niej blizej , ale nie zapominajmy ze jedno zdjecie moze odmienic zycie tysiecy innych, moze zmieniac swiat, ..moze wlasnie dlatego warto podejsc jest czasem blizej i pokazac srodkowego palca smierci

  • Myślę, że mamy już dobry czas na stawianie tego typu pytań. Też się nad tym zastanawiam – minęło ładnych kilkadziesiąt lat, a w sumie i nawet ponad 100 – biorąc pod uwagę w miarę dobrze sfotografowaną wojnę secesyjną – zginęło w tym czasie całe mnóstwo niesamowitych fotografów. Pytanie brzmi: czy oprócz świadomości okrucieństwa wojny w konsumpcyjnym społeczeństwie – cokolwiek zmieniło się na lepsze dzięki wstrząsającym przekazom? Czy wojny są bardziej humanitarne? Czy dzięki zdjęciom nastąpiła zmiana polityk i doktryn? Czy świat zrobił cokolwiek, by nie dopuścić do sytuacji, w ktorej sępy oczekują na śmierć odpełzających chudych kilkuletnich dziewczynek?
    Wiadomo, że wiedza daje większe możliwości reakcji niż ignorancja. Ale czy świat z ofiary fotoreporterów korzysta w taki sposób, by stać się lepszym? Śmiem wątpić…

  • Piotr – razem z iczkeim stawiacie pytanie retoryczne. Ba, to jest raczej protest przeciw takiemu światowi, jakim on jest. Taki “rage against the machine” Bo to jest zorganizowana maszyna. Mechanizm. Jedno wielkie koło zamachowe. Wojna, media, odbiorcy, wojna, media, wyścig… pieniądze.

    patrząc na chłodno na niebezpieczne zawody – jak ginie kolejny zawodowy kierowca nikogo to nie dziwi. Jak ginie policjant na służbie lub fotoreporter na wojnie jest wielkie poruszenie. Ale wyłącznie dlatego, że media potrafią ten towar sprzedać jako news, a ludzie/odbiorcy/klienci to kupią.

    I jak najbardziej misja tych dziennikarzy jest chwalebna, potrzebna a news o ich śmierci bardzo smutny. Tym bardziej że to prawdziwi Twórcy. I zdecydowanie lepiej jest dla tych ludzi którzy uczestniczą w wojnie że ktoś niezależny się im przygląda. To jest jedyne dobro wynikające z tej sytuacji. Ale jeszcze smutniejsze jest to, że społecznie takie informacje są dla ludzi (dla nas) tak ciekawe, oczekiwane i… cenne.

    pozdrowienia,
    kacper

    PS
    Można zrezygnować z TV i zupełnie dobrze funkcjonować, bez obciążeń które nakładane na nas są bez naszej wiedzy i woli.

  • Kacper – a ja jakoś nie mogę się pogodzić z tym, że robi się z pracy dziennikarza na wojnie jakąś wybitnie wielką misję w XXI wieku, gdy każda wojna jest w połowie marketingowym kołem zamachowym jakiejś tam polityki kolejnego rządu lub prezydenta.
    Dziennikarz, fotoreporter na wojnie w XXI wieku pełni, w pełni, przewidzianą rolę przez organizatorów wojny, bo wojna obecnie to już wyłącznie interesy ekonomiczne.

    Jasne, tak czy siak giną na niej ludzie, ale czy konieczna jest śmierć kolejnego dziennikarza, skoro wojna to medialna papka przygotowana przez zainteresowanych?

    Niby kule i miny sa te same co 50 lat temu, ale jakoś trudno mi uwierzyć w cele prowadzenia wojen, które znamy z CNN i BBC …. to już tylko ekonomiczne rozrachunki, a rola, misja fotoreportera staje się tym samym dla mnie naciągana mocno.
    Poza tym, Kacprze! Sami fotoreporterzy zazwyczaj przyznają, że nie jadą tam z jakimś wielkim poczuciem misji, ale po to by zrobić jeszcze lepsze zdjęcie niż w poprzednich WPP :)

  • Piotr, mówimy o tym samym. Tylko akcenty są gdzie indziej. Ja bym postawił takie punkty (odpowiedź na tak lub nie)

    – misja tych dziennikarzy jest chwalebna.

    – zdecydowanie lepiej jest dla ludzi którzy uczestniczą w wojnie, że ktoś niezależny się im przygląda.

    – news o śmierci tych dziennikarzy jest bardzo smutny i poruszający. Tym bardziej że to byli prawdziwi Twórcy.

    – najsmutniejsze jednak jest to, że społecznie takie informacje są dla dla nas jako społeczeństwa tak ciekawe, oczekiwane i… cenne. I myślę, że przeciw temu należy się buntować…

    pozdrowienia,
    kacper

  • W swoim filmie-pamiętniku Hetherington mówi: “to try to understand what is happening there, for myself”. To by przeczyło temu, że fotoreporterzy jadą robić zdjęcia by dostać kolejną nagrodę.

    To jest ich zawód. Praca i pasja. Tego możemy im zazdrościć.

fotopropaganda blog o dobrej fotografii